Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może było coś takiego w nocnym powietrzu czy niedawnym stosunku, a możepo prostu kochał tę kobietę, która słuchała go tak uważnie.Znalazł odpowiedniesłowa, aby wyjaśnić co czuł i co się wydarzyło.Opowiedział jej o dniu w górach, kiedy Pinta podarowała mu krzyżyk.Na-zwał go najszczęśliwszym i najbardziej naturalnym dniem w życiu.Jego słowa na139 chwilę ożywiły Pintę i Nadia potakiwała ze zrozumieniem, kiedy opisywał dziew-czynkę, jej ciekawość i zwykłą radość z życia.A potem ostatni dzień.Porwanie i to, jak zawołała go po imieniu, ujrzawszy,że upadł na trawę.Jak obudził się w szpitalu, nie mając pewności czy przeży-je, ale pragnąc tego każdym centymetrem ciała i stale słysząc ten ostatni okrzyki niepokój w jej głosie.Pózniej wiadomość Guido o jej śmierci i o tym, że wcześniej została zgwał-cona.Zamilkł i nad zatoczką zapanowała cisza.Minęło dużo czasu, zanim przemó-wiła.Opuściła głowę na kolana i jej czarne, mokre włosy opadły prawie do samejskały.Kiedy z powrotem uniosła głowę, zobaczył łzy lśniące w słabym świetle. Nie płaczę dlatego, że wyjeżdżasz, Creasy.Obiecałam sobie, że tego niezrobię  przynajmniej nie przy tobie  jej niski głos zadrżał. Opłakuję Pintę.Znałam ją.Na powrót tchnąłeś w nią życie, opowiadając o niej i poznałam ją,jakby była moim własnym dzieckiem, a kiedy mówiłeś o jej śmierci, to jakbym towidziała  opłakuję ją.Jej słowa przyniosły mu ulgę.Rozumiała dlaczego, pomimo uczucia dla niej,musi odejść.Wyznał jej:  Kocham cię.Uniosła głowę jeszcze wyżej. Wiem.Choć nie spodziewałam się, że mi topowiesz.Jakie masz szansę na wyjście z tego cało? Bardzo niewielkie  przyznał. Ale jeśli przeżyjesz, wrócisz tu do mnie?  odwróciła się twarzą do niego,a on wstał. Tak, ale nie czekaj.Nie wyruszam, aby popełnić samobójstwo.Tak dłu-go, jak istnieje choćby jeden procent szans, nie jest to samobójstwo  ale mniejwięcej takie właśnie będę miał szansę.Miał złapać pierwszy prom na Maltę.Joey wrzucił jego torbę do Land Roverai wsiadł na miejsce kierowcy.Laura otoczyła go ramionami, pocałowała w poli-czek i życzyła szczęścia.Odwzajemnił uścisk i podziękował jej za pomoc w od-zyskaniu sił.Wówczas podał rękę Paulowi. W porządku, Paul? W porządku, Creasy!Nadia postanowiła nie odwozić go na prom.Podeszła, pocałowała go w usta,a potem stała z rodzicami, patrząc jak Land Rover odjeżdża ścieżką.Jej twarzpozbawiona była jakiegokolwiek wyrazu.Pół godziny pózniej wyszła przed dom i patrzyła, jak  Melitaland opuszczaport.140 Wiedziała, że jest na pomoście sternika z Victorem lub Michelem.Kiedy wy-pływali z portu zobaczyła, jak wyszedł na brzeg mostka, podniósł wzrok ku wzgó-rzu i ku niej, po czym pomachał.Odmachała, a potem stała, obserwując, jak promskręca obok Comino i niknie z pola widzenia.Wieczorem przeszła się ścieżką do Ramli, stanęła na wierzchołku wzgórzai w oddali zobaczyła biały parowiec, wypływający z Wielkiego Portu i kierującysię na północ.Salvu, pracujący na swoim polu poniżej zobaczył dziewczynę i właśnie miałją zawołać, kiedy idąc za jej spojrzeniem, dostrzegł statek i w milczeniu powróciłdo swego zajęcia.Statek zniknął za mrocznym horyzontem i dopiero wtedy odwróciła się i ru-szyła w dół, z powrotem do domu.Poszła do pokoi, które dzielili, rozebrała sięi weszła do łóżka.Wzięła jego poduszkę i przytuliła ją do brzucha.Dopiero wówczas wybuchnęła płaczem. KSIGA TRZECIA 14Dwóch Arabów targowało się do upadłego.Albo wszystko, albo nic.Bez wy-rzutni rakietowych nie chcieli ani pięćdziesięciu karabinów maszynowych MAS,ani pięciuset M-16.Postawiło to Leclerca w kłopotliwym położeniu.Jak wieluhandlarzy bronią, działał nieoficjalnie jako przedstawiciel rodzimego przemysłuzbrojeniowego.Znajomy z ministerstwa ostrzegł go, że akurat tym Arabom niewolno sprzedać wyrzutni rakietowych.Polityka.Chociaż mieli świadectwo koń-cowego użytkownika  państwa znad Zatoki Perskiej, wysyłka miała zostać prze-ładowana w Bejrucie, co mogło oznaczać wszystko  lewica, prawica, falangiściczy OWP.Westchnął; będzie musiał znowu zadzwonić do swojego znajomego. Może dam radę zdobyć dwie sztuki  zwrócił się do starszego z nich,dobrze ubranego mężczyzny o sokolich rysach, który pokręcił głową. Co najmniej sześć, monsieur Leclerc  powiedział nienaganną francusz-czyzną. Albo złożymy to zamówienie gdzieś indziej, może w Monte Carlo.Leclerc znowu westchnął i zaklął pod nosem.Ten przeklęty Amerykaninz Monte Carlo.Z radością sprzeda im ilość wyrzutni, wystarczającą do wszczęciatrzeciej wojny światowej. Zobaczę, co będę mógł zrobić  wstał i obszedł biurko. Zadzwońciedo mnie rano.O jedenastej.Uściskali sobie ręce i Leclerc wyprowadził ich z gabinetu.Creasy siedział w poczekalni i przeglądał pismo. Wejdz  powiedział Lec-lerc  zaraz przyjdę.Creasy oglądał zdjęcia broni, dekorujące ściany, kiedy Leclerc wrócił.Francuzwskazał krzesło i usiadł za biurkiem.Obaj mężczyzni przyjrzeli się sobie.Leclercprzemówił pierwszy. Zwietnie wyglądasz.Ogromna różnica w porównaniu z naszym poprzed-nim spotkaniem. Dużo piłem  krótko wyjaśnił Creasy.W powietrzu wyczuwało się napięcie.Leclerc odezwał się pierwszy. Nie było potrzeby prosić Guido, żeby mi groził.Creasy milczał, nie spuszczając oczu pod ciężkimi powiekami z Francuza.143 Leclerc był wysokim, rumianym mężczyzną ze skłonnością do tycia.Miał na so-bie ciemnoszary garnitur, starannie ostrzyżone włosy i zadbane paznokcie.Wy-glądał jak cieszący się wzięciem makler giełdowy, ale Creasy znał go w cza-sach, kiedy był bardzo twardym i bezwzględnym najemnikiem.Leclerc westchnąłi wzruszył ramionami. Creasy, nigdy nie byliśmy przyjaciółmi.Nie z mojej winy.Ale jestem two-im dłużnikiem.Z dwóch powodów  uratowałeś mi życie w Katandze, i to jużwystarczy  uśmiechnął się lekko. Ale jestem ci też coś winny za Rodezję,pomogłeś mi załatwić świetne zamówienie  bardzo intratne.Więc to naturalne,że ci pomogę  nawet bez Guido, obiecującego mi królewski pogrzeb. Nie jesteś mi nic winny za Rodezję  powiedział Creasy. Płacili mi zaudzielanie rad.Tak się złożyło, że oferowałeś to, czego potrzebowali. Dobra  ustąpił Leclerc  ale Katanga to co innego.Spróbuj pogodzićsię z faktem, że oprócz Guido są jeszcze inni, którzy uważają cię za przyjaciela.Zapanowała cisza, podczas której Leclerc został przyprawiony o szok  Cre-asy uśmiechnął się.Szczerym, swobodnym uśmiechem. Dobrze.Dzięki  powiedział. Przyjmuję to do wiadomości.Leclerc powoli dochodził do siebie, zdając sobie sprawę, że ma do czynieniaz człowiekiem, który naprawdę się zmienił.Nie tylko był zdrowszy  znał godawno temu, kiedy był tak sprawny, jak to tylko możliwe, Zaszła w nim zmianapsychiczna. Czy zgromadziłeś wszystko?  zapytał Creasy.Leclerc pozbierał myśli i przytaknął. Tak.Złożyłeś nietypowe zamówienie, więc mam kilka możliwości.Samwybierzesz. Spojrzał na zegarek. Zjedzmy lunch, a pózniej pójdziemy domagazynu.Tymczasem każę swoim ludziom wszystko przygotować.Creasy pokiwał głową, ale nie wstał.Robił wrażenie, jakby się nad czymśzastanawiał.Podjął decyzję. Leclerc, masz znajomości, pozwalające zdobyć fałszywe dokumenty paszport, prawo jazdy i tak dalej? Da się zrobić  odparł Francuz. Jakiego kraju? Francuskie, belgijskie, kanadyjskie lub amerykańskie  odpowiedziałCreasy. Właściwie to nieważne  to tylko kwestia języka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript