[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Nie, lepszego miejsca na śmierć dla mnie nie ma.Zacząłem się niemal wstydzić, że trzeba było wyjaśnić mi takoczywistą rzecz.Szybko zadałem następne pytanie, aby ukryć mojezakłopotanie.- Nie boi się pan?Zastanawiał się przez dłuższą chwilę nad moim pytaniem.- Nie lubiłem swojego życia, panie Rojas - powiedział z powagą.-Jedyną prawdziwie ważną rzeczą, jaką mogę zrobić, jest skończyć znim.Nie boję się tego zrobić.- Ja byłbym przerażony - wyznałem.- Każda forma życia w sposób nieunikniony kończy się śmiercią.Różnica jest taka, że mnie wychowano tak, bym uznał tę prawdę ipogodził się z nią, pan zaś, żeby ją ignorować i przeciwstawiać się jej.- Może& - powiedziałem z ociąganiem, pewien, że musiało byćznacznie więcej różnic między nami, które spowodowały tak odmiennespojrzenia, nie wiedziałem jednak, na czym one polegały.- Nawet, jeżeli byłbym wychowany jak pan, w dalszym ciągu niewiem, czy mógłbym się na to zdobyć.- Gdyby pan wiedział, że każda osoba, którą pan kochał, każdyprzodek, którego pan szanował, zostanie potępiony na całą wieczność,jeżeli nie odprawi pan rytuału, znalazłby pan dość sił.- Nie przypuszczam, żebym zdołał się przekonać co do prawdytego stwierdzenia.- To nie jest sprawa logiki, ale wiary - powtórzył Mandaka.- A jeżeli pan się myli&- Wtedy po prostu jeden nieszczęśliwy człowiek umrze niecowcześniej: Nie jest to tragedia ani osobista, ani kosmiczna.Zastanawiałem się nad tym, co powiedział.Stwierdziłem, że nieznajdę odpowiedzi.Siedzieliśmy zatem w ciszy przez kilka minut.Zauważyłem, że robi się zimno.Mandaka zebrał nieco drew i rozpaliłniewielki ogień.- Niech pan usiądzie bliżej ognia, panie Rojas - zaproponował.Przysiadłem się.- Lepiej?- Tak, dziękuję.Rozpalające się gałązki zaczęły trzaskać i aromatyczny zapachdymu rozszedł się wokoło.- Wie pan - powiedział w zadumie - od niepamiętnych czasówludzie siadali przy takich ogniskach, gotowali strawę, ogrzewali się,odstraszali leśne zwierzęta.Teraz sami tworzymy swoje środowisko,produkujemy żywność z odpadów chemicznych, zabijamy zwierzętarozumne i nierozumne pojawiające się wokół nas.Nasze metodyzmieniły się, ale czy zmieniliśmy się my?- Osiągnęliśmy na pewno większy postęp.- Nie o to mi chodziło.Czy istnieje dla nas coś ważniejszego niżbyć w cieple i być najedzonym? I drugie pytanie.Czy tam jest łatwiej -tu wskazał ręką na gwiazdy - niż tu, w kolebce naszej rasy, przy tymognisku?- Chyba tak, bo inaczej nie byłoby nas tam.- A dlaczego tam jesteśmy?- Wyzwanie.- Czy jakikolwiek człowiek stanął wobec większego wyzwania niżniewolnik Butamo tu, w tym miejscu, siedem tysięcy lat temu?Zamyśliłem się nad odpowiedzią.- Tak - powiedziałem wreszcie - pan.- Jeżeli tak, to nie musiałem wyruszać aż do gwiazd, żeby jeznalezć.- Musiał pan iść w ślad za kłami.- A zatem Bóg chciał, żebym wyruszył do gwiazd po to tylko, byzrozumieć, że prawdziwie ważne rzeczy są właśnie tutaj.- I wszystko musi się skończyć - powiedziałem.- I wszystko ma się skończyć - powtórzył.Patrzyłem w zamyśleniu na ogień przez dłuższą chwilę.Patrzyłem,jak płomyki migocą w gasnącym świetle dnia.Nigdy przedtem niesiedziałem przy ogniu.Podobało mi się to.- Jak pan myśli, co pana czeka? - spytałem wreszcie.- Już po śmierci?- Tak.- Któż to może wiedzieć?- Nicość?- Może&- A zatem może i inni członkowie plemienia Masajów zapadli wnicość?- A może tylko tego szukali - odparł.- Jeżeli nie nicość, to co?Milczał przez chwilę.- Może znowu znajdę się w czasach przed śmiercią słonia i będężył w harmonii ze środowiskiem.- To mi nie wygląda na niebo.- Nie? Niech się pan rozejrzy wokół, panie Rojas.Po podbiciukażdego nowego świata, napotykamy tysiąc nowych.Po zaprzyjaznieniusię z kolejną rasą, niszczymy tysiąc innych.Po każdej chorobie, którązwalczymy, zapadamy na tysiąc innych.Po każdym osiągnięciuponosimy tysiąc niepowodzeń.Może pański raj nie jest początkiem, alekońcem wszystkiego?- Muszę przyznać, że pańskie wypowiedzi świadczą o tym, że jestpan gotów na śmierć - powiedziałem przysuwając się do ognia, boczułem, że robi się coraz zimniej.- Wszystko umiera - powiedział Mandaka.- Moja śmierć będzieprzynajmniej coś znaczyć.- Pan ma nadzieję.- Wiem.- A jeżeli Sendeyo się mylił&- To w dalszym ciągu będzie miało znaczenie - powiedział zuśmiechem.- Patrzę, jak usiłuje pan odwieść mnie od mojegopostanowienia.Wiem, że pan będzie wzruszony i podejrzewam, że niepamięta pan, kiedy się wzruszył ostatni raz.- To prawda - przyznałem niechętnie - ale czy warto dla tegoumrzeć?- Nie wiem - odparł Mandaka.- Mam nadzieję, że tak.- Wolałbym uniknąć tego wzruszenia - powiedziałem po chwilimilczenia.- Wolałbym, żeby ktoś inny z mojego plemienia zrobił to za mnie -odparł.- Wydaje się jednak, że nasze życzenia się nie spełnią.- To niesprawiedliwe.- %7łycie rzadko jest sprawiedliwe.- Znalazłem kły.Wykonałem swoje zadanie i na tym powinno sięono skończyć.- Nie mogło się na tym skończyć.Nie dla człowieka takiego, jakpan.Historia ta skończy się dopiero, gdy napisany zostanie jej ostatnirozdział.Zastanawiałem się przez chwilę nad jego słowami.- W każdym razie jestem temu przeciwny - powiedziałem.- Przez całe życie zajmował się pan dokumentacją dotyczącąmartwych zwierząt - odparł Mandaka.- Za parę godzin stanę się jednymz nich i wtedy będzie pan mógł powrócić do pozbawionego emocjiświata badaczy.Tymczasem może się pan zastanowić nad słoniemKilimandżaro.- On nie żyje od prawie ośmiu tysięcy lat
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|