[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Ludność Avon nigdy nie zaakceptuje go jako króla.Nie, tabestia wróciła do domu, na mokradła.Chociaż pewność siebie czarnoksiężnika podniosła Luthiena na duchu, to jednakzdawał sobie sprawę, że przedostanie się do siedziby Greensparrowa w poszukiwaniuzbiegłego czarnoksiężnika nie będzie łatwe.Saltwash było rozległym, legendarnym bagnem,a jego nazwa była znana nawet na Eriadorze.Zajmowało jakieś piętnaście tysięcy milkwadratowych w południowo-wschodniej części Avon.Jeśli chodziło o jego wschodnikraniec, często nie było wiadomo, gdzie kończy się bagno, a gdzie zaczyna MorzeGrzbietowe, zaś na zachodzie, gdzie stał teraz Luthien, panował mrok, pełno było trzęsawiskbez dna i groznych zwierząt.Luthien nie chciał tam iść; trudno było młodzieńcowi znieść myśl o wejściu namokradła w poszukiwaniu smoka.Jednak Brind'Amour był zdecydowany.- Odpocznij sobie teraz - polecił Luthienowi.- Dysponuję zaklęciami, które pomogąmi zlokalizować smoka, i wzmocnię rzucony czar na Wodnego Tancerza.OdnajdziemyGreensparrowa przed zachodem słońca.- I co potem? - dopytywał się młody Bedwyr.Brind'Amour oparł się o skrzydlatego konia, usiłując znalezć rozsądną odpowiedz.- Nie chciałem, żebyś ze mną jechał - rzekł cicho po dłuższe chwili.- Nie wiem, czyprzydasz mi się w tej walce, i nie wiem, czy zdołam pokonać króla smoka.- To dlaczego tu jesteśmy, tylko we dwójkę? - zagadnął Luthien.- Dlaczego nie manas w Carlisle, żeby dokończyć zadanie, żeby pomóc Deannie odzyskać należny jej tron?Brind'Amourowi nie spodobał się ostry ton młodzieńca.- Zadanie nie będzie dokończone, dopóki nie zlikwidujemy Greensparrowa -oświadczył.- Dopiero co powiedziałeś.- zaczął protestować Luthien.- %7łe może nie wystarczyć mi mocy do pokonania króla smoka - dokończył za niegoBrind'Amour.Oczy czarnoksiężnika iskrzyły się groznie.- Uczciwe wyznanie.Aleprzynajmniej mogę zranić tę bestię, i to poważnie.Nie, mój drogi przyjacielu, nie możnaskończyć zadania w Carlisle, dopóki nie uporamy się z prawdziwym zródłem upadku Avon.Moglibyśmy zwyciężyć cyklopowy garnizon i zdobyć poparcie dla Deanny - bez wątpienia tosię dzieje i to nawet w tej chwili, gdy my tutaj stoimy - ale co potem? Gdybyśmy zabralinasze wojska i pomaszerowali z powrotem do Eriadoru, czy Deanna byłaby naprawdębezpieczna, gdyby Greensparrow czyhał na nią raptem kilkadziesiąt mil dalej na wschód?Luthienowi zabrakło argumentów.- Pójdę na bagno jeszcze dziś - oznajmił Brind'Amour.- Może byłoby lepiej, gdybyśzaczekał tutaj albo nawet udał się z powrotem na zachód.- Pójdę z tobą - odparł bez wahania Luthien.Wypowiedziawszy te słowa, pomyślał,ile ma do stracenia.Pomyślał o Oliverze i Siobhan, swoich drogich przyjaciołach, o Ethanie imożliwości nawiązania normalnych braterskich stosunków, lecz nade wszystko o Katerin.Jakbardzo za nią tęsknił w tej chwili! Jak bardzo pragnął jej ciepła w tym zimnym, mrocznymmiejscu! Jednak żadna z dobrych myśli o tym, jakie mogłoby być jego życie, gdy już będziepo wszystkim, nie zmieniła decyzji młodego Bedwyra.- Uczestniczymy w tym razem odsamego początku - powiedział, kładąc rękę na ramieniu sędziwego czarnoksiężnika.- Odchwili, gdy uratowałeś Olivera i mnie, zgarniając nas z drogi, gdy posłałeś mnie do legowiskaBalthazara, bym odzyskał twoje berło, i od chwili, gdy dałeś mi karmazynowy płaszcz.- Odkąd zacząłeś rewolucję w Montfort - dodał Brind'Amour.- Caer MacDonald - poprawił go Luthien, uśmiechając się.- I odkąd zabiłeś księcia Morkneya - ciągnął Brind'Amour.- I teraz skończymy to - oznajmił stanowczo Luthien.- Razem.Odpoczywali w milczeniu przez zaledwie kilka godzin.Byli tak zdenerwowani, że niemogli usiedzieć w miejscu.Nerwowość udzieliła się nawet Wodnemu Tancerzowi.W końcuostrożnie podeszli na bagna.Brind'Amour wydał niski, dzwięczny pomruk, posyłając go womszałe cienie, a potem nasłuchiwał ech, dzwięków, które mogła zniekształcić obecnośćpotężnej siły magicznej.Saltwash szybko zamknęło się za nimi, pochłaniając ich i kradnąc światło dnia.Luthien czuł, jak błoto przecieka do jego butów, słyszał wściekłe posykiwaniaotaczających go bagiennych stworów, czuł ukąszenia komarów.Z lewej strony brązowa wodazmarszczyła się i wynurzyła się z niej jakaś wielka istota, której nie potrafił zidentyfikować.Młody Bedwyr skoncentrował się na tym, co było przed nim, na plecachBrind'Amoura, i starał się nie myśleć o tym stworze.Walki w Carlisle trwały całą noc.W mieście nie istniały już dające się wyróżnić szykiobronne, tylko grupki upartych żołnierzy, którzy stawiali opór do ostatka.W większości bylito jednoocy, którzy zresztą kontynuowali walkę głównie dlatego, że wiedzieli, iż ludnośćAvon nie okaże im zbytniej litości po dwudziestu latach brutalnego traktowania.Jednoocystanowili elitarną milicję Greensparrowa, byli egzekutorami i poborcami podatków.Teraz,gdy król ukazał się poddanym w smoczej postaci i nie było go w mieście, cyklopi mieli sięstać kozłami ofiarnymi, winnymi całego nieszczęścia, jakie sprowadził Greensparrow na swójlud.Nie wszyscy obywatele Carlisle opowiedzieli się za nową królową.Co to, to nie.Większość powróciła do swoich domów, nie chcąc się mieszać do niczego, i chociaż wielupoddało się, a nawet zaofiarowało, iż będą walczyć u boku Eriadorczyków; całkiem sporaliczba nadal stawiała opór niepohamowanym Huegotom, zwłaszcza w południowychdzielnicach Carlisle.Oliver, Siobhan, Katerin i wielu innych, którzy przybyli z Caer MacDonald, mieliwrażenie, że oglądają powtórkę z rewolucji w Montfort, tyle że na znacznie większą skalę.Troje towarzyszy widziało już ten sam rodzaj walki od budynku do budynku i chociaż zostalirozdzieleni tej nocy, wiedzieli, jaki będzie rezultat walk, i rozumieli ich dalekosiężnekonsekwencje.Dlatego Oliver nie był zaskoczony, gdy galopując na Aachmanie przez głównąbramę Opactwa Carlisle, zobaczył, iż w środku są już Siobhan i Katerin, każda na czelewłasnego oddziału żołnierzy, którzy bili się z jednookimi.Promienie porannego słońcasączyły się do słabo oświetlonej katedry, wciskały przez liczne wyrwy w murze półkolistejapsydy, gdzie wieża uległa zawaleniu
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|