[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Kathy by nie skłamała, widziała coś i była śmiertelnie przestraszona.Ten, który odezwał się do Blake'a pierwszy, ruszył kilka kroków do przodu.- Jeśli stroi pan sobie żarty.- w jego głosie zabrzmiała pogróżka.Dwa umysły współistniejące z mózgiem Blake'a ogarnęła panika.Stanęły przed realnym, nowym dla siebie zagrożeniem.Niezrozumiałe niebezpieczeństwo i trudność dokonania oceny sytuacji pchnęły je do szybkiej reakcji.- Nie! - krzyknął rozpaczliwie Blake.- Nie.poczekajcie!Było już za późno.Zmiana się zaczęła.Poszukiwacz przejął teraz władzę w tym złożonym ciele i nie było odwrotu.“Głupcy! - krzyczał ludzki mózg Blake'a.- Wy głupcy! Skończeni głupcy!”Lekarze rzucili się w przerażeniu na korytarz.Poszukiwacz stał na tylnych łapach gotowy do walki, sprężony do skoku, z wyszczerzonymi kłami.W świetle lampy szpitalnej połyskiwało jego gęste srebrzyste futro.14Poszukiwacz, warcząc, spadł na cztery łapy.Był nie mniej przerażony niż ludzie.Schwytany w pułapkę.Jedyne wyjście zagrodzone przez wrogi mu tłum dwunogich istot ubranych w sztuczne skóry, miotających się z krzykiem w wąskim tunelu.Czuł od nich zapach strachu, odbierał fale myśli tak intensywne, że tworzyły żywy, ruchomy, wrogi mur, aż musiał opleść swe ciało łapami w tej walce emocji.Nie odnalazł w tych myślach ani śladu inteligencji, tylko mieszaninę prymitywnego strachu, nienawiści i bezrozumnych uprzedzeń.Poszukiwacz posunął się wolnym krokiem do przodu, spostrzegł, jak wrogie istoty wycofują się, i zasmakował w wielkości zwycięstwa.Odziedziczona po odległych przodkach, zagrzebana głęboko w pokładach mózgu świadomość własnego gatunku, duma wojownika odezwała się teraz z pełną siłą.Dotychczasowy warkot dobywający się z jego gardła można było wziąć za przyjacielskie pomrukiwanie w porównaniu z dzikim rykiem triumfu, jakim obwieścił światu swą gotowość do walki.Sam dźwięk wystarczył, by rozpędzić na boki ten żałosny tłum dwunogich stworzeń.Poszukiwacz biegł, nabierając szybkości.Skręcił w prawo w jedno z odgałęzień tunelu.Na wprost niego wyłoniło się, wychodząc jakby ze ściany, jedno z wrogich mu stworzeń z nieznaną bronią wzniesioną nad głową i gotową do zadania ciosu.Poszukiwacz rzucił się prosto na niego, uderzył swą masywną głową w wiotkie ciało, które poleciało do tyłu i z hałasem wśród jęków spadło na twardą powierzchnię.Poszukiwacz odwrócił się błyskawicznie, a jego wzrok padł na ścigających go wrogów.Runął na nich z wielką siłą, zostawiając na podłodze głębokie rysy po swoich pazurach.Atakował łbem na wszystkie strony, wbijał kły w miękkie ciała, gryzł i szarpał, aż płynna czerwień pokryła tunel, niby widzialny znak jego wściekłości.Odniósł całkowite zwycięstwo; większość wrogów jęczała powalona na ziemię, niektórzy z trudem pełzali po podłodze, kilku zdołało uciec.Poszukiwacz przysiadł na tym pobojowisku, wzniósł wysoko głowę i zawył - triumfalnie i wyzywająco - starym, nieznanym dotąd językiem przodków wyraził swą chwałę.Rzeczywistość obcego tunelu poszła w zapomnienie.Zamiast dziwnych ostrych zapachów, unoszących się wewnątrz pułapki, poczuł niemal czyste, suche powietrze rodzinnej planety.Sam się przemienił w starożytnego Poszukiwacza, nieodrodnego członka dumnej rasy wojowników, którzy przed wiekami prowadzili śmiertelną walkę z niemal doszczętnie wyniszczoną obecnie rasą istot niższych i zwyciężyli, zdominowali swą planetę.Wspaniała wizja musiała jednak ustąpić przed narastającą wrogością ostrego światła wypływającego ze ścian, nieprzyjemnych zapachów, zamknięcia przestrzeni.Poszukiwacz stanął na cztery łapy i obrócił się niespokojnie.W pobliżu tunel był wolny, lecz z daleka nadciągały nowe stworzenia, wypełniały atmosferę rozproszonymi, choć silnymi falami swych wrogich myśli.“Zmienniku!”“Schody, Poszukiwaczu.Biegnij w stronę schodów.”“Schody?”“Drzwi, zamknięte wyjście.To te ze znakiem, mały prostokąt z czerwonymi postaciami w środku.”“Widzę, ale to solidna powierzchnia, jak ściany.”“Pchnij je, otworzą się.Ale pchaj łapami, nie ciałem.Pamiętaj, przednimi łapami.Rzadko ich używasz i nie pamiętasz, po co je masz.”Poszukiwacz rzucił się na drzwi całym ciałem.“Ramionami, głupcze! Przednimi łapami!”Drzwi, pchnięte z całej siły, poddały się z jednej strony i Poszukiwacz prześliznął się przez otwór.Znalazł się w sześcianie, z podłogi wiodła w dół wąska ścieżka jakby ze skalnych występów.Zrozumiał, że to muszą być schody.Zaczął schodzić w dół, najpierw bardzo ostrożnie, potem nabierając wprawy i szybkości.Znowu był w sześcianie, identycznym jak poprzedni, i pochylony spojrzał w przepaść kolejnych schodów.“Zmienniku, co robić?”“Idź w dół.Jeszcze trzy razy będą takie schody.Potem wyjdź przez drzwi.Znajdziesz się w dużym pokoju.Tam będzie dużo takich stworzeń jak w korytarzu.Nie zatrzymuj się, pędź prosto do dużego otworu po lewej stronie.Miniesz to wyjście i będziemy na zewnątrz.”“Na zewnątrz?”“Na powierzchni planety.Na zewnątrz budynku, to znaczy jaskini, w której jesteśmy.Tutaj jaskinie są na powierzchni
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|