Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byli.Tego się nie przekreśli, nie wymaże.I jesteśmy tacy, jacy jesteśmy, bo tamci byli!- I co z tego, że byli? - powiedział Gruszecki.- Czy każde pokolenie musi być dziesiątkowane? Mrzonka.Niech pan spojrzy na Czechów.Ile rozumu, przenikliwości.Od czasów Białej Góry ani razu nie wystrzelili.Czterysta lat niemczyzny przetrwali w spokoju i godności.Bez jednego strzału.I są, jak pan widzi.Są bardziej obecni na świecie, niż my!- Inne czasy, inne metody, inna władza.Te czterysta habsburskich lat poczyniło mniej spustoszeń niż czterdzieści lat sowieckiego panowania.O czym pan mówi, panie inżynierze?! Stary Kraków do dzisiaj z sentymentem wspomina cesarza.Austria, mój Boże! O czym pan w ogóle mówi.- Pod Habsburgiem nie było Czechom tak wesoło.Nam też nie! Dopiero ostatnie dziesięciolecia.To jest kwestia opcji.Albo, albo.Jak pan sobie wyobraża nasze istnienie bez ochronnego parasola Rosji? Jak pan to sobie wyobraża? Komunizm? Nie jestem zachwycony.Ale chyba czas najwyższy zrozumieć, że nie jesteśmy Zachodem.Jesteśmy katolickim Wschodem!Paweł znów się roześmiał.- Nie rozumiem.Jakiś przedziwny wynalazek.Katolicki Wschód? Jaskółka albo orzeł na dnie oceanu.Stwór nie do życia.- Dlaczego jaskółka w oceanie? Może być na przykład skrzydlaty koń.Coś bardzo pięknego!- Upiór, proszę pana! Trzeba sobie najpierw odpowiedzieć na pytanie, kim jest człowiek? Jaki sens jego życia na tej ziemi? Co na to pański katolicyzm, pańskie przywiązanie do godności osoby ludzkiej, jej niepowtarzalności i suwerenności wobec świata? Jak pan to może łączyć z cywilizacją kolektywną, panie inżynierze?Gruszecki wzruszył ramionami.- Rosja też jest dziełem bożym - odparł.- Bóg nigdy Rosji nie porzucił, ona nigdy nie porzuciła Boga.Niech pan nie przymierza Rosji do chwili bieżącej.- Ale jest taka, jaka jest - zawołał Paweł.- Czy pan tego nie widzi? Zresztą nie idzie o Rosję.Nikt tutaj nie miał aspiracji, żeby zbawić cały świat.Wywalczyć kawałek autentyczności, szczyptę własnej prawdy.Tylko o to chodziło! Nagle doznał uczucia straszliwej beznadziejności, przejmującego smutku.Za późno, pomyślał.On ma rację, ten Gruszecki.Coś skończyło się raz na zawsze, dawno temu, na moich oczach, przy moim udziale.Wtedy się skończyło.I nigdy nie wróci.Gdzie szukać autentyczności, jeśli nie ma już Kruczej i Marszałkowskiej, Mariensztatu i Krochmalnej.Jaka własna prawda może ożywić to miasto, które podniesiono z ruin jak dekorację teatralną, skoro nie ma już ludzi, ani jednego człowieka nie ma na Kercelaku, Długiej, Koszykowej.Nawet kamienie, które przetrwały, znajdują się teraz gdzie indziej.Ani jednej kropli tamtej wody w Wiśle, ani jednego liścia z tamtych kasztanów w ogrodzie Krasińskich, ani jednego spojrzenia, okrzyku, uśmiechu.On to powinien wiedzieć, właśnie on! Mały Hirschfeld powinien to wiedzieć.Coś skończyło się nieodwołalnie, bo przecięta została nić, która dawniej łączyła historię ze współczesnością.Kiedyś pokolenia przekazywały sobie płonącą pochodnię.Gdzie jest pochodnia, którą trzymałem w rękach, pewny, że to ta sama, zapalona przed stuleciami? Gdzie się podziała pochodnia miejskiego pachołka, co oświetlał drogę przed Wazą i Poniatowskim, ta sama, która się paliła w warsztacie Kilińskiego, nad głową Nabielaka, w celi Traugutta, na placu Zamkowym, gdy Dziadek w trumnie jechał do Krakowa, w okopach Września, w bunkrze na Gęsiej, na barykadzie przy Mostowej? Gdzie jest ta zgasła pochodnia prawdy i autentyczności, którą niedawno znów chcieli zapalić stoczniowcy Gdańska? Czy tym razem przegraliśmy ostatecznie i na zawsze? Czy te bez mała czterdzieści lat to już jest nowa jakość, przejście do stanu nieodwracalnego upośledzenia naszej duszy? Przecież po raz pierwszy sama Polska Polskę zhańbiła i wdeptała w błoto!- O czym pan myśli? - spytał cicho Gruszecki.- O swoim internowaniu - odparł Paweł.- Krótka, trywialna historia.A jednak w sensie duchowym to było gorsze od kacetu.Kiedy patrzyłem na mazowieckie i małopolskie twarze chłopaków w milicyjnych panterkach, spadałem w przepaść.- Nie byli przecież dla pana brutalni - mruknął Gruszecki.- Nie byli brutalni, ale po prostu byli.Z orzełkami na czapkach.Na rozstawionych szeroko nogach.I przy konfesjonale także.Bo razem z nami chodzili na niedzielne msze, kiedy przyjeżdżał kapelan.- No, właśnie - mruknął Gruszecki - więc jednak.- Wolne żarty, inżynierze.Nie idzie o tych chłopaków, którzy pewnie mieli swoje czarne sny.Idzie o jakiś nowy kształt Polski, przerażający i beznadziejny, bo przecież.Urwał.Bez sensu, pomyślał.On tego nie chce zrozumieć.Biedny polonus, potomek Rzeczypospolitej Obojga Narodów.On tego nie chce zrozumieć, bo mu się świat zawali na głowę.A czy ja zrozumiałem, o co właściwie idzie? Na czym polega ten mój spisek przeciwko historii? Panie Boże, to przecież nieprawda, że zawsze była jedna pochodnia, wspólny cel, solidarność! To przecież nieprawda, wieczne polskie kłamstwo.On ma chyba rację, że mam duszę romantyczną.Inaczej, niż sądzi, ale jednak romantyczną.Śmieszny jestem! Ta ostatnia próba była potrzebna.Nieodzowna.Błogosławiona.Nareszcie zdechł mit o naszej wyjątkowości, o tym polskim cierpieniu, które zawsze było czyste, prawe i szlachetne.Czyż pochodnia nie oświecała twarzy powieszonych zdrajców? Czy nie umykali przed jej blaskiem szpicle Konstantego? Kto wydał Traugutta? Kto opłacał kozackie sotnie przeciw robotnikom w piątym roku, w Łodzi, Sosnowcu, Warszawie? Kto bił w Berezie i katował w Brześciu? Kto przepędzał Henia Fichtelbauma na warszawskich ulicach? Kto wydał Irmę w łapy Niemców? Kto ją z Polski wygnał? Święta Polska, cierpiąca i mężna.Polskość święta, zapita, skurwiona, sprzedajna, z gębą wypchaną frazesem, antysemicka, antyniemiecka, antyrosyjska, antyludzka.Pod obrazkiem Najświętszej Panienki.Pod stopami młodych oenreowców i starych pułkowników.Pod dachem Belwederu.Pod mostem.Święta polskość pod knajpą i kasą.Tępe pyski granatowych policjantów.Lisie mordy szmalcowników.Okrutne twarze stalinowców.Chamskie gęby Marca.Przerażone gęby Sierpnia.Pyszałkowate gęby Grudnia.Święta polskość bluźniercza, która się ośmieliła nazywać Polskę Chrystusem Narodów, a hodowała szpiclów i donosicieli, karierowiczów i ciemniaków, oprawców i łapowników, ksenofobię podniosła do rangi patriotyzmu, u obcych klamek się wieszała, składała wiernopoddańcze pocałunki na dłoniach tyranów.Ta ostatnia próba była potrzebna! Nieodzowna.Błogosławiona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript