Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oparła się dłońmi o ścianę.A potem zdmuchnęła lam­pę i wyszła z pokoju.Rano jej nie było.Ale nie martwiłam się.W przeszłości kilka razy wychodziła, gdy się na mnie złościła, ale zawsze wracała.Na śniadaniu również jej nie było.A więc tym ra­zem jej złość była większa niż dawniej.Niech się złości, po­wiedziałam sobie.Nie zależy jej na moim przyszłym szczęś­ciu.Tylko Matce.Na tym polega różnica między matką a piastunką.Tak właśnie myślałam, idąc za Matką z ciotkami i GaoLing do pracowni.Gdy weszłyśmy do ciemnego po­mieszczenia, zobaczyłyśmy nieopisany bałagan.Plamy na ścianach.Plamy na stole.Długie zacieki na podłodze.Czyżby wpadło tu jakieś dzikie zwierzę? Skąd ten zgniły słodki zapach? Nagle Matka zaczęła jęczeć:- Nie żyje! Ona nie żyje!Kto nie żyje? Zaraz potem zobaczyłam Drogą Ciocię.Górna połowa jej twarzy była biała jak kreda, jej szalone oczy patrzyły prosto na mnie.Siedziała przechylona, opar­ta o przeciwległą ścianę.- Kto nie żyje? - zawołałam do Drogiej Cioci.- Co się stało?Podeszłam do niej.Miała rozpuszczone i wzburzone włosy, a dopiero potem dostrzegłam, że jej szyję obsiadły muchy.Patrzyła prosto na mnie, lecz jej ręce leżały nieru­chomo.W jednej spoczywał nóż, którym rzeźbiło się ka­mienie do tuszu.Zanim zdążyłam jej dotknąć, odepchnęła mnie jedna z lokatorek, żeby mieć lepszy widok.Tylko tyle pamiętam z tamtego dnia.Nie wiem, jak znalazłam się z powrotem w swoim pokoju, w swoim k'ang.Kiedy zbudziłam się w ciemności, zdawało mi się, że nadal jest ranek poprzedniego dnia.Usiadłam i zadrżałam, otrząsając się z koszmarnego snu.Drogiej Cioci nie było w k'ang.Przypomniałam sobie, ze była na mnie zła i poszła spać gdzie indziej.Próbowa­łam zasnąć z powrotem, ale nie potrafiłam spokojnie le­żeć.Wstałam i wyszłam.Niebo było usiane gwiazdami, w żadnym pokoju nie paliła się lampa, nawet stary kogut nie wydał najmniejszego dźwięku.Nie było jeszcze ranka, ale głęboka noc, i zastanawiałam się, czy chodzę we śnie.Przeszłam przez podwórko, kierując się do pracowni, po­nieważ przypuszczałam, że Droga Ciocia śpi tam na stole.Potem przypomniałam sobie dalszą część koszmaru: czar­ne muchy ucztujące na jej szyi, pełznące po jej ramionach jak ruchome włosy.Bałam się tego, co mogę ujrzeć w pra­cowni, a jednak drżącymi rękami zapaliłam lampę.Ściany były czyste.Podłoga także.Drogiej Cioci nie by­ło.Z ulgą wróciłam do łóżka.Kiedy obudziłam się drugi raz, było rano i na brzegu k'ang siedziała GaoLing.- Bez względu na wszystko - powiedziała z zalaną łza­mi twarzą - zawsze będę cię traktować jak siostrę.- Po­tem powiedziała mi, co się stało, a ja słuchałam, jak gdy­bym wciąż śniła.Poprzedniego dnia przyszła pani Chang z listem, jaki dostała od Drogiej Cioci.Dostała go w środku nocy.- Co to ma znaczyć? - pytała żona trumniarza.W liście była mowa o tym, że jeśli pójdę do domu Changów, Droga Ciocia zamieszka w nim jako duch i będzie ich straszyć wiecznie.- Gdzie jest kobieta, która to wysłała? - spytała ostrym głosem pani Chang, uderzając dłonią w list.Gdy Matka powiedziała jej, że piastunka właśnie się zabiła, żona Changa wybiegła śmiertelnie przerażona.GaoLing mówiła, że później Matka przypadła do cia­ła Drogiej Cioci, które wciąż opierało się o ścianę pra­cowni.- Tak mi się odpłacasz? - wołała.- Traktowałam cię jak siostrę.Twoją córkę traktowałam jak własną.- Zaczę­ła kopać ciało za tysiące niewypowiedzianych słów podzię­kowań i przeprosin.~ Matka oszalała z gniewu - powiedziała GaoLing.- Mówiła do ciała Drogiej Cioci: “Jeżeli nas będziesz stra­szyć, sprzedam LuLing do domu publicznego".Później kazała Staremu Kucharzowi położyć ciało na taczkach i zrzucić z urwiska.- Leży tam teraz - powiedziała GaoLing.- Twoja Droga Ciocia leży na Końcu Świata.Po wyjściu GaoLing nadal nie rozumiałam wszystkie­go, o czym mówiła, jednak już wiedziałam.Znalazłam kartki zapisane przez Drogą Ciocię.Przeczytałam je do końca.I nareszcie znalazłam te słowa.Twoją matką.Jestem twoją matką.Twoją matką.Tego dnia poszłam na Koniec Świata poszukać jej.Ze­ślizgując się w dół, czułam, jak gałęzie i kolce ranią moją skórę.Zeszłam na dno urwiska, gorączkowo pragnąc ją od­naleźć.Słyszałam granie cykad i łopot skrzydeł sępów.Skierowałam się w stronę gęstych zarośli, gdzie sięgały ro­snące ukośnie drzewa, opadając wraz z brzegiem urwiska.Zobaczyłam mech - a może to były jej włosy? Wysoko na gałęziach widziałam gniazdo - a może to jej ciało zawisło na konarze? Natknęłam się na kupkę gałęzi - a może to jej kości, rozrzucone już przez wilki?Skręciłam i poszłam w inną stronę, kierując się linią ściany urwiska.Mignęły mi strzępki materiału - jej ubra­nie? Ujrzałam wrony, które niosły w dziobach jakieś ka­wałki - jej ciała? Doszłam do bezdrzewnej połaci ziemi, poznaczonej kopczykami kamieni - tysięcy kawałków jej czaszki i kości.Gdziekolwiek spojrzałam, widziałam jej roztrzaskane i porozrywane ciało.Ja to zrobiłam.Przypo­minałam sobie klątwę wiszącą nad jej rodziną, moją rodzi­ną, smocze kości, które nie zostały zwrócone na miejsce pochówku.Chang, ten okropny człowiek, chciał, abym wy­szła za jego syna tylko po to, żebym mu powiedziała, gdzie znaleźć więcej tych kości.Jak w swojej głupocie mogłam się wcześniej nie domyślić?Szukałam jej aż do zmierzchu.Oczy miałam zapuchnięte od pyłu i łez.Nie znalazłam jej.Wspinając się z powro­tem na skarpę, byłam już dziewczyną, która zgubiła na Końcu Świata kawałek siebie.Przez pięć dni nie mogłam się ruszać.Nie mogłam jeść.Nie mogłam nawet płakać.Leżałam w pustym k'ang i czu­łam tylko powietrze ulatujące z mojej piersi.Kiedy zdawało mi się, że już nic nie zostało, z mojego ciała wciąż coś wysysało oddech.Czasem nie mogłam uwierzyć w to, co się stało.Nie chciałam uwierzyć.Skupiłam się, aby wywo­łać obraz Drogiej Cioci, usłyszeć jej kroki, zobaczyć jej twarz.Jej twarz widziałam tylko we śnie, zawsze wykrzy­wioną gniewem.Mówiła, że klątwa wisi już nade mną i ni­gdy już nie zaznam spokoju.Byłam skazana na wieczną zgryzotę.Szóstego dnia zaczęłam płakać i nie przestawa­łam od rana do wieczora.Gdy wreszcie nic nie czułam, podniosłam się z łóżka i wróciłam do życia.Nikt już nie wspominał ani słowem o tym, że mam odejść do domu Changów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript