[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Lepiej zrobić wszystko,żeby szybko wysłać ją za ocean, zanim przyjdzie jej do głowy przejąć cały handelw Przystani! Na razie wszyscy jadą na tym samym wózku, ale wkład O Caseyzdecydowanie najbardziej popycha go do przodu.ROZDZIAA DWUDZIESTY SMYKrindi Fain stał przed gabinetem dowódcy kompanii i starał się powstrzymaćbicie serca.Chociaż od bójki w barze minęły już trzy dni, okazuje się, że Gwardiaw końcu go znalazła.Pocztą pantoflową dowiedział się, że pobici kawalerzyściwciąż leżą w lazarecie jeden z nich ledwie zipie a teraz dwaj gwardziściod samego rana rozmawiają z jego dowódcą.To może oznaczać tylko jedno, więckiedy Fain został wezwany, w pierwszej chwili chciał uciec. Fain! Wejść! zawołał dowódca:Zanim pojawili się ludzie, kapitan służył w regularnej armii jako sierżant.Po-czątkowo narzekał na przydział do pikinierów, ale pózniej stało się jasne, że NowaArmia ma przed sobą przyszłość.Już wcześniej doświadczył okrucieństw wojny,z bitwy ze Związkiem pozostało mu tylko jedno oko i jeden róg. O niego wam chodzi? spytał jednego z gwardzistów, ruchem głowywskazując kaprala. Krindi Fain? spytał żołnierz.Diaspranin czuł, że wpadł w tarapaty.Nie rozmawiał ze zwykłym gwardzistą,lecz z podoficerem. Tak jest odpowiedział tylko, nie próbując niczego wyjaśniać.Im więcejmówisz, tym łatwiej możesz powiedzieć coś niepotrzebnego, pomyślał.Podoficer przyjrzał mu się. Jesteście mali.Plutonowy Julian mówił o wastak, jakbyście mieli pięć hurtongów wzrostu i ziali ogniem. Nie wiem, jak mam dowodzić kompanią, skoro zabieracie mi najlepszych poskarżył się kapitan. A więc to nie. Fain zamilkł, zanim jego niewyparzona gęba znowuwpędzi go w kłopoty, z których może już nie uda mu się wymigać. O co chodzi,panie kapitanie? Wiecie, że znów mamy zmieniać broń, prawda? spytał dowódca kom-panii. Tak, panie kapitanie.Muszkiety czy coś takiego. To już nieaktualne powiedział gwardzista. Teraz to ma być coś jesz-cze innego jakieś karabiny prychnął. Arkebuzy nadają się dla mię-czaków z Marynarki, ani razu nie sprawdziły się w polu, więc nie wydaje mi się,217żeby te karabiny spisały się lepiej.Ale ludzie wybrali was do tego, co nazywają programem rozwoju broni. Och powiedział z ulgą Fain. Macie wybrać jeszcze jednego człowieka z waszej drużyny poinformo-wał go dowódca. Kogo?Młody kapral wahał się tylko przez chwilę. Erkuma powiedział. Jesteście pewni? roześmiał się kapitan. Tak, panie kapitanie odparł Fain. Wiem, że to śmiesznie brzmi, alezajmę się nim. Niech będzie. Oficer wstał zza swojego niskiego biurka i podał muludzkim zwyczajem górną dłoń. Powodzenia.Nie przynieście pułkowi wstydu. Oczywiście, panie kapitanie. Kapral odwrócił się do gwardzisty. Coteraz? Spakujcie swoje wyposażenie. Podoficer wskazał swojego towarzysza. Tarson odprowadzi was do waszej nowej kwatery.Parsknął śmiechem. Gratulacje, pniecie się w dół.* * *Warsztat mieścił się głęboko pod Cytadelą.Urządzono go w naturalnej gro-cie, oświetlonej pochodniami i latarniami tak, że w środku było jasno prawie jakw dzień.Przed ścianą z wygładzonego piaskowca stał stary Mardukanin.Cała ścianabyła pokryta gryzmołami, które starzec nanosił węglem drzewnym niczym prehi-storyczny jaskiniowy artysta.Za nim z oszołomionym wyrazem twarzy chodził Rus From.Poza nim Fainrozpoznał kilku członków pułku pikinierów oraz dwójkę ludzi.Poi trzymał się go jak cień, kiedy podszedł do plutonowego Miana. Przepraszam, panie plutonowy szepnął kapral. Może mnie pan pa-mięta?Julian odwrócił się i obdarzył go jednym z tych dziwacznych, odsłaniającychzęby uśmiechów. Fain, dobrze, że przyszedłeś.Jasne, że cię pamiętam.To ja cię zapropono-wałem.Spojrzał w stronę Mardukan pod ścianą. Spójrz tylko na tego faceta.Jest niesamowity. Kto to? spytał Fain.Wiedział, że nie ma sensu pytać, po co tu jest.Ludzie powiedzą mu, kiedy przyjdzie na to czas. Dell Mir.Miejscowy odpowiednik Rus Froma, tyle że to jakby porówny-wać granat ręczny z miotaczem antymaterii.218Marinę pokręcił z niedowierzaniem głową. Ledwie Rus From zaczął objaśniać mu to, o czym rozmawialiśmy, a on jużsypnął pomysłami jak z rękawa. To on będzie robił broń? Nie.Widzisz tych, co za nimi chodzą? Plutonowy wskazał grupę Mar-dukan ze zwojami i tabliczkami, drepczących za dwoma geniuszami. To kapłani? Nie.Technicy, może inżynierowie-mechanicy.Dell Mir cały dzień wymy-śla różne rzeczy, oni to zapisują, a potem sprawdzają, czy to naprawdę działa. Super powiedział Fain.To ludzkie wyrażenie, podobnie jak OK , przy-jęło się w całej Nowej Armii.Julian parsknął śmiechem, kiedy je usłyszał. Jesteśmy w zespole opracowującym mechanizmy spustowe.Kiedy projektzostanie ukończony, będziemy współpracować z wykonawcami. Nie znam się na mechanizmach wyznał Fain. To, że jestem z Diaspry,nie oznacza, że jestem geniuszem mechaniki! Nie martw się powiedział Julian. Ja się tym zajmę.Ty będziesz do-nosić. Donosić? Szpiegować? Nie, donosić zaśmiał się Julian. Krindi, donieś kawy.Krindi, donieśwęgla. Aha roześmiał się kapral. OK. Nie martw się, będziesz robił także coś innego.Prawdopodobnie awansu-jemy cię na plutonowego, żebyś kontaktował się z K Vaernijczykami.Naszymzadaniem będzie dbać o to, żeby warsztaty używały tylko dobrych materiałówi dostarczały wysokiej jakości części.Elementy będą zamienne, więc będziemy jeprodukować w dużych ilościach. Duży eee. Diaspraninnie mógł znalezć właściwego słowa. Ludzie nazywają to projekt.Jak zbudowanie tamy albo wielkiej grobli
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|