[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Moja matka była wtedy bardzo z tego powodu zła.Podniosłem brwi.- No, bo matka postanowiła sobie, że będę obywatelką amerykańską.Ale kiedy przyjechał samochód, żeby ją zawieźć na lotnisko, było już za późno.Mama była ogromnie impulsywna.myślę, że coś niecoś z tego po niej odziedziczyłam.Opowiadała dalej.Jej lata dziecięce nie odznaczały się niczym szczególnym, ale sądzę, że bawiło ją mówienie o nich, mogła bowiem na chwilę zapomnieć, gdzie się znajdujemy.Mnie znów przyjemnie było słuchać jej trajkotania o dobrze znanych i miłych rzeczach, które znikły już na zawsze ze świata.Lekkim tonem zreferowała swoje dzieciństwo, lata szkolne i “debiut towarzyski" - o ile termin ten jeszcze coś oznaczał.- Kiedy miałam dziewiętnaście lat, o mało nie wyszłam za mąż - wyznała - i jakże się cieszę, że tego nie zrobiłam.Ale wtedy byłam zupełnie innego zdania.Pokłóciłam się okropnie z ojcem, który sprzeciwiał się małżeństwu, bo się od razu zorientował, że Lionel to łowcowałkoń i.- Co takiego? - przerwałem.- Łowcowałkoń.Skrzyżowanie łowcy posagowego z wałkoniem, taki naciągacz salonowy.Zerwałam więc z rodziną i przeniosłam się do znajomej dziewczyny, która miała własne mieszkanie.A rodzice przestali mi wypłacać pensję miesięczną, co było oczywiście bardzo niemądre, bo mogło mieć skutek wprost odwrotny do zamierzonego.Tak się jednak złożyło, że nie zeszłam na złą drogę, bo wszystkie znane mi dziewczyny, które w ten sposób sobie radziły, miały, moim zdaniem, okropnie ciężkie życie.Wątpliwa przyjemność, ciągle trzeba znosić jakieś sceny zazdrości, a do tego ile się trzeba nagłowić, żeby wszystko ułożyć i zaplanować.Nie wierzysz, trzymać w odwodzie jednego czy dwóch zapasowych amantów, a może nawet dwóch czy trzech?.- Josella zamyśliła się.- Mniejsza o to - wtrąciłem.- Mam ogólny obraz sytuacji.Po prostu nie chciałaś nikogo trzymać w odwodzie.- Ty masz intuicję.Mimo wszystko nie mogłam siedzieć na karku dziewczynie, która miała mieszkanie.Musiałam zdobyć trochę pieniędzy, zabrałam się więc do pisania.Sądziłem, że się przesłyszałem.- Zostałaś maszynistką? - spytałem.- Napisałam książkę.- Josella spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.- Muszę wyglądać na kompletną idiotkę, bo wszyscy tak właśnie na mnie patrzyli, kiedy mówiłam, że piszę książkę.Książka oczywiście nie była zbyt dobra, to znaczy nie dałoby się jej porównać z powieściami Aldousa, Karola czy innych pisarzy w tym rodzaju, ale spełniła swoje zadanie.Powstrzymałem się od pytania, o którego z licznych Karolów chodzi, spytałem tylko:- Chcesz powiedzieć, że ją wydano?- Ależ naturalnie.I przyniosła mi naprawdę kupę pieniędzy.Za same prawa ekranizacji.- Co to była za książka? - spytałem zaciekawiony.- Miała tytuł “Seks jest moją przygodą".Przez chwilę wpatrywałem się w nią tępo, a potem uderzyłem się w czoło.- Josella Playton, oczywiście.Nie wiedziałem, co mi to nazwisko przypomina.Tyś to napisała? - dodałem z niedowierzaniem.Nie mogłem pojąć, w jaki sposób nie przypomniałem sobie tego wcześniej.Zdjęcia jej były we wszystkich pismach - niezbyt dobre zdjęcia, jak stwierdziłem teraz mając przed sobą oryginał - : książka zaś była we wszystkich księgarniach.Dwie wielkie wypożyczalnie umieściły ją na indeksie, pewno z powodu samego już tytułu.Od tej chwili miała zapewnione powodzenie i nakłady wzrosły do setek tysięcy.Josella parsknęła śmiechem.Ucieszyło mnie to.- Mój Boże - powiedziała.- Masz taką samą minę, jak w swoim czasie wszyscy moi krewni.- Nie dziwię się im - stwierdziłem.- Czytałeś ją? - spytała.Potrząsnąłem przecząco głową.Josella westchnęła.- Ludzie są dziwni.Znasz tylko tytuł, tyle tylko wiesz, że książka narobiła hałasu, a gorszysz się.W gruncie rzeczy to całkiem nieszkodliwa książczyna.Dziecinna przemądrzałość i naiwny romantyzm, przyprawione tu i ówdzie pensjonarską grandilokwencją.Ale tytuł wymyśliłam dobry.- Zależy, co się uważa za dobre - powiedziałem.- Na dobitkę podpisywałaś książkę własnym nazwiskiem.- Tak, to był błąd - przyznała.- Wydawcy mnie namówili.Twierdzili, że tak będzie dużo lepiej, bo łatwiej o reklamę.Ze swego punktu widzenia mieli słuszność.Przez jakiś czas byłam wcale znaną osobą.W duchu konałam ze śmiechu, kiedy widziałam, że ludzie przyglądają mi się pilnie w restauracjach i tak dalej.Ogromnie im było trudno skojarzyć to, co widzieli, z tym, co myśleli.Mnóstwo ludzi, których nie lubiłam, zaczęło regularnie odwiedzać nasze mieszkanie, więc żeby się ich pozbyć - i ponieważ dowiodłam już, że powrót do domu nie jest dla mnie koniecznością - wróciłam do domu.Ale książka dużo rzeczy mi popsuła.Większość ludzi zbyt dosłownie rozumiała tytuł.Od tego czasu wciąż musiałam przybierać pozycję obronną wobec tych, których nie lubiłam, a ci, których miałam ochotę polubić, albo się mnie bali, albo byli mną zgorszeni.Najbardziej mnie złości to, że książka nie była wcale niemoralna, była tylko głupio epatująca i ludzie rozsądni powinni się byli na tym poznać.Urwała i zamyśliła się.Przyszło mi do głowy, że ludzie rozsądni doszli pewnie do wniosku, iż autorka powieści “Seks jest moją przygodą" również musi być głupia i stara się wszystkich epatować, ale zachowałem tę uwagę dla siebie.Wszyscy za młodu popełniamy głupstwa, o których wspominamy z zażenowaniem, ale ludziom trudno jakoś uznać za młodzieńcze głupstwa coś, co stało się sukcesem finansowym.- Wszystko się przez to pogmatwało - wyznała ze smutkiem.- Pisałam właśnie nową książkę, żeby jakoś rzecz naprawić.Ale zadowolona jestem, że już jej nie skończę.Była pełna goryczy.- Pod równie groźnym tytułem? - zapytałem.Potrząsnęła głową.- Miała się nazywać: ,,Tu opuszczona".- Hm.no tak, ten tytuł nie jest już taki frapujący, jak tamten.To cytat?- Tak, Congreve: ,,Tu opuszczona dziewica spoczywa; dość ma miłości".- A - a.cóż.- bąknąłem i mocno się nad całą sprawą zamyśliłem.- A teraz - powiedziałem - czas chyba, żebyśmy opracowali plan działania.Czy mogę zacząć od kilku uwag natury ogólnej?Leżeliśmy rozparci w dwóch niewiarygodnie wygodnych fotelach.Na niskim stoliku między nami stała maszynka z kawą i dwa kieliszki.Joselli był mały, z cointreau.Pękaty balon z kałużą bezcennego koniaku na dnie był mój.Josella wypuściła smugę dymu i pociągnęła łyczek likieru.Rozkoszując się jego aromatem powiedziała:- Ciekawa jestem, czy jeszcze kiedyś zakosztujemy świeżych pomarańczy? No dobra, mów.- Otóż musimy spojrzeć w oczy faktom.Powinniśmy wyjechać z Londynu jak najprędzej.Jeżeli nie jutro, to najdalej pojutrze.Na razie jest jeszcze woda w zbiornikach.Wkrótce jej zabraknie.Całe miasto zacznie cuchnąć jak kanał ściekowy.Już teraz na ulicach leżą trupy, z każdym dniem będzie ich coraz więcej.Zauważyłem, że zadrżała.Mówiąc o sytuacji ogólnej, zapomniałem na chwilę, jakie skojarzenia musiały w niej obudzić ostatnie mój słowa.Mówiłem spiesznie dalej:- Może to oznaczać tyfus, cholerę, Bóg wie co.Należy koniecznie wyjechać, zanim coś podobnego wybuchnie.Skinęła głową na znak zgody
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|