Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obejrzał również za­daszenie i myślał o wielu rzeczach, które można by zrobić, żeby je naprawić i uszczelnić.gdyby tylko miał narzędzia i materiał.Mężczyźni wyznaczyli jedno miejsce, za stertą kamieni, na załatwianie potrzeb naturalnych.Drugiego dnia Jondalar w pełni uświadomił sobie mdlący smród, który przenikał całą Zagrodę.Był znacznie gorszy koło zadaszenia, gdyż zgangrenowana rana wydzielała obrzydliwy fetor, ale nocą nie miał żadnego wyboru.Kulił się razem z innymi dla ciepła, dzieląc się swoją porwaną płachtą z tymi, którzy mieli jeszcze mniej.W ciągu następnych dni jego wrażliwość na odór stępiała i niemal nie zauważał głodu, ale bardziej odczuwał zimno i miał trochę zawrotów gło­wy.Marzył o herbacie z kory wierzbowej na bóle głowy.Sytu­acja zmieniła się nieco, kiedy ranny mężczyzna umarł.Ardemun podszedł do bramy i poprosił o rozmowę z Attaroą lub Epadoą, żeby można było zabrać i pogrzebać zwłoki.W tym celu wypu­szczono kilku mężczyzn, którym później powiedziano, że wszy­scy, którzy mogą chodzić, mają przyjść na pogrzeb.Jondalar był niemal zawstydzony własnym podnieceniem na myśl o wyjściu z Zagrody, ponieważ powodem czasowego oswobodzenia była śmierć.Na zewnątrz długie cienie późnego popołudniowego słońca padały na ziemię, podkreślając kształty odległej doliny i rzeki poniżej.Jondalar miał niemal przytłaczające poczucie piękna i wspaniałości tej otwartej przestrzeni.Jego zachwyt został prze­rwany bolesnym ukłuciem w ramię.Spojrzał z oburzeniem na Epadoę i trzy kobiety, które otaczały go ze swoimi oszczepami.Musiał się bardzo opanowywać, żeby ich nie odepchnąć.- Chce, żebyś założył ręce z tyłu, by mogły je związać -powiedział Ardemun.- Nie pozwolą ci pójść bez związa­nych rąk.Jondalar skrzywił się, ale posłuchał.Idąc za Ardemunem, zastanawiał się nad swoją sytuacją.Nie był nawet pewien, gdzie się znajduje ani jak długo już tu był, ale myśl o spędzeniu więcej czasu w Zagrodzie, bez żadnego zajęcia poza patrzeniem na płot, była nie do zniesienia.W taki czy inny sposób wydostanie się stąd, i to wkrótce.Wiedział, że jeśli mu się to nie uda, to nie­bawem nie będzie w stanie próbować.Kilka dni bez jedzenia nie stanowiło wielkiego problemu, ale jeśli miałoby to trwać dłużej, byłoby trudne.Ponadto, jeśli istnieje jakakolwiek szansa, że Ayla nadal żyje, może ranna, ale żywa, musi ją szybko znaleźć.Nie wiedział jeszcze, jak tego dokona, wiedział tylko, że nie zamierza zostawać tutaj.Przeszli spory kawałek drogi, przekroczyli strumień i zamo­czyli przy tym nogi.Niedbale odprawiona ceremonia pogrzebo­wa zakończyła się szybko i Jondalar zastanawiał się, dlaczego Attaroą w ogóle zawraca tym sobie głowę, skoro nie okazała żadnej troski, póki mężczyzna żył.Może nie umarłby, gdyby się o niego zatroszczyła.Nie znał tego mężczyzny, nie znał nawet jego imienia, widział tylko, jak cierpiał - cierpiał niepotrzebnie.Teraz go już nie było, szedł po następnym świecie, wreszcie wolny od Attaroi.Może to lepsze niż lata spędzone na oglądaniu wewnętrznej strony palisady.Mimo że ceremonia była krótka, nogi Jondalara przemarzły w mokrym obuwiu.W drodze powrotnej uważniej patrzył na mały strumyczek, starając się znaleźć jakiś kamień, na którym mógłby stanąć, żeby nie zamoczyć nóg.Ale kiedy spojrzał w dół, przestał o to dbać.Przy brzegu leżały koło siebie dwa kamienie, niemal jakby zostały tam umyślnie umieszczone.Jeden był nie­dużą, ale wystarczającą bułą krzemienną; drugi był okrągły i wy­glądał, jakby dokładnie pasował do jego dłoni - miał znakomity kształt kamiennego młotka.- Ardemunie - powiedział w zelandonii do idącego za nim mężczyzny.- Widzisz te dwa kamienie? - Wskazał je stopą.-Czy mógłbyś je dla mnie zdobyć? To bardzo ważne.- To krzemień?- Tak, a ja jestem łupaczem krzemienia.Nagle Ardemun potknął się i upadł ciężko na ziemię.Kaleka miał trochę trudności ze wstaniem i podeszła do niego oszczep-niczka.Ostro powiedziała coś do jednego z mężczyzn, który wyciągnął do niego rękę i pomógł mu wstać.Epadoą cofnęła się, żeby zobaczyć, co zatrzymało mężczyzn.Kiedy nadeszła, Ardemun właśnie stanął na nogach i stał zawstydzony i pokorny, podczas gdy mu złorzeczyła.Po powrocie Ardemun i Jondalar poszli na koniec Zagrody, do sterty kamieni, żeby oddać mocz.Kiedy wrócili pod zada­szenie, Ardemun powiedział, że myśliwi wrócili z większą ilo­ścią końskiego mięsa, ale coś się zdarzyło w czasie powrotu drugiej grupy.Nie wiedział, co, tyle tylko, że spowodowało to poruszenie między kobietami.Wszystkie coś mówiły, ale nie udało mu się podsłuchać nic konkretnego.Tego wieczoru znowu przyniesiono mężczyznom wodę i żyw­ność, ale nawet kobietom, które przyniosły mięso, nie pozwolono zostać i pokroić je w plastry.Wniesiono je już podzielone na kilka kawałków i postawiono na ziemi, bez żadnych słów.Mężczyźni dyskutowali o tym w trakcie jedzenia.- Coś dziwnego się dzieje - powiedział Ebulan w mamutoi, żeby Jondalar też zrozumiał.- Myślę, że rozkazano kobietom, żeby nam nic nie powiedziały.- To bez sensu - odezwał się Olamun.- Nawet gdybyśmy coś wiedzieli, co możemy z tym zrobić?- Masz rację, Olamunie, to nie ma sensu, ale zgadzam się z Ebulanem.Kobietom zakazano mówić do nas - stwierdził S'Amodun.- Może wiec teraz jest właściwa pora - rzekł Jondalar.- Jeśli kobiety Epadoi są zajęte dyskusjami, to może nie zauważą.- Nie zauważą czego? - zapytał Olamun.- Ardemunowi udało się zdobyć kawałek krzemienia.- A więc o to chodziło - powiedział Ebulan.- Nie widziałem niczego, o co mógłbyś się potknąć i upaść.- Ale co nam pomoże kawałek krzemienia? - zdziwił się Olamun.- Potrzeba narzędzi, żeby coś z tego zrobić.Przyglą­dałem się łupaczowi krzemieni, zanim umarł.- Tak, ale Ardemun podniósł także młotek kamienny, a tu gdzieś jest trochę kości.To wystarczy, żeby zrobić kilka ostrzy i nadać im kształty noży i grotów oraz kilku innych narzędzi -to jest dobry kawałek krzemienia.- Jesteś łupaczem? - spytał Olamun.- Tak, ale będzie mi potrzebna pomoc.Trochę hałasu, który zagłuszy uderzenia kamienia o kamień - odparł Jondalar.- Nawet jeśli zrobisz kilka noży, czego możemy z nimi do­konać? Kobiety mają oszczepy - powiedział Olamun.- Co najmniej można nożem przeciąć sznury na rękach kogoś, kto jest związany - stwierdził Ebulan.- Jestem pewien, że zawodami czy grami możemy zagłuszyć hałas.Ale prawie już nie ma światła.- Powinno wystarczyć.Nie zabierze mi dużo czasu zrobienie narzędzi i ostrzy.Jutro będę mógł pracować pod zadaszeniem, gdzie mnie nie zobaczą.Będę potrzebował tej kości goleniowej i kawałków drewna, i może deski z zadaszenia.Przydałyby się ścięgna, ale paski skóry będą musiały wystarczyć.Ardemunie, dobrze byłoby, gdybyś znalazł trochę piór, jak będziesz w obozie.Przydadzą mi się.Ardemun skinął głową i spytał:- Chcesz zrobić coś, co będzie latało? Lekki oszczep do rzucania?- Tak, coś, co będzie latało.Będzie to wymagało starannej obróbki i zabierze trochę czasu.Myślę jednak, że mogę zrobić broń, która was zaskoczy - powiedział Jondalar.9Następnego ranka, zanim znowu zabrał się do pracy nad krze­mieniem, Jondalar porozmawiał z S'Amodunem o okaleczonych chłopcach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript