Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Rozpoczęcie prawdziwej sprawy oznacza wezwanie rzeczoznawców.A kiedy prze-grasz, apelacje będą kosztować jeszcze więcej.Możesz przegrać, Don. Warto zaryzykować. Chyba nie, jeśli koszty procesu wyniosą tyle, że nie będzie cię stać na utrzymaniedziecka, a nawet na alimenty. Za które ona kupuje narkotyki. Tego nie możesz udowodnić.Sąd zawsze bardziej ufa matce. Ale mam szansę.52  Istnieje także szansa, że księżyc wpadnie do morza i nie narobi plusku.Ale czywarto na to stawiać cały majątek? Moja córka jest warta majątku.Odbierz ją tej kobiecie, Dick.Od strony drzwi dobiegło nagłe trzaśniecie.Drzwi otworzyły się, ale nikt za niminie stał.Don poczuł ciarki na plecach.Ze wspomnienia sen zaczął się zmieniać w kosz-mar.No, stary, dajże już spokój.Obudz się, zanim zobaczysz samochód rozbijający sięo beton, dziecinne krzesełko wyrzucone przez przednią szybę i uderzające o cemento-wą ścianę.Otworzył oczy.Leżał na pryczy w salonie domu Bellamych.Wiatr na zewnątrzucichł.W domu panowała cisza.I znowu usłyszał skrzypnięcie.To nie był zwyczajny odgłos pustego domu.Ktoś szedłpo schodach.Don usiadł i namacał w ciemnościach buty.Jeśli będzie musiał biec  za intruzemalbo uciekać  w butach będzie mu łatwiej.Kolejny skradający się krok.I jeszcze jeden.Don odnalazł w ukośnym świetle latarni latarkę i ulubiony młotek.Była żona nazywa-ła go  śpiewającym mieczem.w czasach kiedy jeszcze się lubili.Masywny, długi, mógłstanowić poręczny oręż.Dobry przeciwko wszystkiemu z wyjątkiem broni palnej.Teraz, uzbrojony, Don postanowił dać intruzowi szansę ucieczki.Po co komu wal-ka? Jeśli narzędzia są nietknięte, to nic się nie stało  może z wyjątkiem wybitego oknaczy wyłamanych zamków.Włączył latarkę i podszedł do stóp schodów.Tak jak się spo-dziewał, odgłosy nie dochodziły z głównej klatki schodowej.Intruz pewnie wchodził poschodach prowadzących na strych.Don ruszył za nim. Hej ty, kimkolwiek jesteś!  zawołał. Nie mam broni i nie zamierzam cięskrzywdzić. Okłamywać intruza w środku nocy to z pewnością nic wielkiego.W końcu młotek nie jest bronią, prawda?  Tylko wyjdz z mojego domu.Na górze kolejno otwierał drzwi i omiatał pokoje światłem.Było tu wiele kryjówek.Musiał wchodzić do środka, zaglądać do szaf, za łóżka i toaletki.Pusto.Pokój za poko-jem. Jeśli wyjdziesz po dobroci, nic się nie stanie.Nie wezwę glin i w ogóle.Dzwięki ustały.Intruz przestał iść.Czeka? A może się zaczaił?Zgrzyt metalu o metal.Dopiero po chwili Don rozpoznał ten dzwięk.Metalowe kół-ka zasłonki od prysznica, przesuwające się po pręcie.Ruszył prosto do łazienki na końcu korytarza.W drzwiach była niewielka szpara.In-truz mógł mieć broń, a Don nie zamierzał zrobić z siebie łatwego celu.Stanął przytulo-ny do ściany i popchnął drzwi, by je otworzyć.%7ładnej reakcji. Nie musisz się bać, nikomu nic się nie stanie.Nie był pewien, czy mówi do intruza, czy do siebie.Zrobił parę kroków ku łazience53 i oświetlił ją latarką.Nie zobaczył nikogo, ale zasłonka prysznica była zaciągnięta, a Donpamiętał, że kiedy stał tu razem z Cindy, kiedy ją tu całował, zasłonka z całą pewnościąbyła odsunięta pod ścianę.Teraz była zaciągnięta, ale dół pozostał na zewnątrz wanny.Gdyby z prysznica płynęła woda, na podłodze zrobiłby się potop.Przypomniał mu sięfilm  Psychoza ; pomyślał, że nawet nie wie, którą rolę odgrywa.A kiedy tak stał, jego uczucia nagle uległy zmianie.Strach się rozpłynął, pojawił sięgniew.Jak ktoś śmiał włamać się w nocy do jego domu? A potem chować się w takimoczywistym, głupim miejscu? Oburzające! Nie będzie tego tolerować.Właśnie tak ludzie dają się zabić, pomyślał.Zapominają o strachu, wpadają we wście-kłość i zaczynają działać.Ale przecież nie mógł stać przez całą noc przed prysznicem i czekać, aż zasłonkasama się rozsunie.Wreszcie podjął decyzję.Czterema szybkimi krokami znalazł się przywannie i szarpnął zasłonę, trzymając młotek w pogotowiu, na wypadek gdyby musiałsię bronić.Owszem, znalazł intruza.Kobieta w nędznej sukience kuliła się w wannie i wpatry-wała się w niego szeroko otwartymi, przerażonymi oczami.Krzyknęła, co rozwiązałoproblem, kto jest bardziej przestraszony.Krzyknęła jeszcze raz i Don cofnął się o krok,opuszczając rękę z młotkiem. Cicho bądz, przestań.Nikt ci nie zrobi krzywdy  powiedział.Nie odrywała oczu od młotka.Jej krzyki przeszły w słabe popiskiwanie, potem w dy-szenie.Ale kiedy na niego znowu podniosła oczy, w jej spojrzeniu ciągle czaił się obłęd-ny strach.Natychmiast tknęło go poczucie winy.Ta kobieta krzyczy ze strachu przedemną.Gdzieś popełniłem błąd.A może nie ja, tylko ona? Wygląda na bezdomną.Możeweszła przez okno, może zrobiła tu sobie bezpieczne legowisko.Słysząc jego głos, prze-straszyła się pewnie bardziej niż on na dzwięk jej kroków na schodach.Nie mogławiedzieć, że dom znalazł nowego właściciela.A on nagle się pojawił, stanął przed niąz uniesionym młotkiem. Jak się tu dostałaś?  spytał.Wpatrywała się w niego w osłupieniu. Ja tu mieszkam  wyszeptała wreszcie.A więc miał rację.Dzika lokatorka. Może tak było, ale teraz już nie możesz tu mieszkać.Jak wyłamałaś zamki? Ależ ja byłam w środku. Spojrzała na niego jak na idiotę. Więc słyszałaś, że tu chodzę.Dlaczego nie wyszłaś frontowymi drzwiami, kiedybyłem na zapleczu? Mogłaś się stąd wydostać w każdej chwili.Zastanowiła się nad tym. Nie mam dokąd pójść. Daj spokój, są przecież przytułki dla bezdomnych.54  Nie mogę tam iść.Kiedyś wstąpił razem z żoną do grupy ochotników, którzy podawali obiad bezdom-nym w przytułku w Greensboro.żona jeszcze wtedy udawała, że wiedzie normalneżycie.Wszyscy bezdomni zachowywali się najlepiej, jak mogli  podobnie jego żona ale i tak robili wrażenie podłej zbieraniny.Dlatego nie mógł się spierać z tą kobie-tą, nie mógł jej zapewnić, że będzie się tam dobrze czuła.Im dłużej się zastanawiał, tymwiększą zyskiwał pewność, że nie zauważył tam żadnej kobiety.Może są osobne przy-tułki dla kobiet.Dowie się tego bez trudu. Pomogę ci  zaproponował. Zawiozę cię na miejsce. Nie. Potrząsnęła głową.Ten opór obudził w nim rozdrażnienie. Co ty sobie wyobrażasz? %7łe będziesz mogła tutaj zostać? Jak długo by to potrwa-ło? Już to widzę.Skończyłem remont, przyprowadzam klientów i mówię:  A to waszabezdomna, która sypia w wannie na piętrze.Młoda kobieta roześmiała się, lecz w jej głosie dzwięczała histeryczna nutka.Don niechciał być opryskliwy, ale nie chciał też jej zostawić w wannie. No chodz, bo wezwę gliny. Nie wyrzucaj mnie  poprosiła. Nie dziś.To najgorsze, co kobieta może zrobić mężczyznie: wyglądać bezbronnie i prosić goo litość.Jeśli on odmówi, sprzeciwi się swoim instynktom opiekuna i obrońcy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript