Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niejest wszakże myślą moją ganić rady lub przestrogi rzetelnej życzliwości, napomnieniamacierzyńskie szczerej przyjazni  przeciwnie, szczęśliwym nazwę tego, który zawsze miał jeprzy sobie w podróży życia jak owe różdżki wrzosu wzdłuż przepaścistej ścieżki, co niby rękępodają podróżnemu, jeżeli mu się czasem noga z dobrej drogi zesunie. Ale gdzież mnie, wjaki świat daleki odwiodło to słowo: P r a w d a.Spinałem się po szczeblach, co się za mnąłamały, a teraz jakże wrócić na poziom? Skoczyć trzeba, nie ma innego sposobu.Skaczę więcrównymi nogami do Onufrego, jego kłótni i bójki.Powiem prawdę, rzuciwszy wszakże na niąlekką gazę przyzwoitości, na jaką stać tylko może starego ułana.Jednego wieczora, było to w Saksonii, w Dreznie, w oberży pod Jeleniem, gdzie stałemkwaterą.Onufry poszedł do Rezli sztubmadli, i zawołał czystą niemiecczyzną:  Na  top! Dziewczyna rozśmiała się i przedrzezniać zaczęła.  Czego się śmiejesz, małpo?  krzyknąłluzak po polsku  nie rozumiesz, co: Na  top?  Od słowa do słowa, aż boli głowa,powiedziałby pan Jowialski, bo Onufry postąpił sobie nareszcie z Rezlą jak ów gminną31 piosneczką wsławiony z Małgorzatą Grzegorz, ale Rezla miast zawołać: Czegóż?  walnęłago w łeb lichtarzem.%7łe zaś świeca w tym razie zgasnąć musiała, ciemnota pokryła tę częśćhistorii.%7łe jednak coś padło z jednej i drugiej strony, wątpić nie można.Kiedy to wszystko działo się na dole, ja na drugim piętrze spokojnie kończyłem wieczerzęz kolegą kapitanem Maciejowskim.Rozmawiamy sobie o tym i o owym  wtem.otwierająsię drzwi i Onufry wpada.Twarz zarydzona, nozdrza sapiące, kawał knota na czole powiadałynam wyraznie, że walka była gdzieś stoczona i że spieszny odwrót ma miejsce.Nim jeszczesłowo mogło być wyrzeczone, wbiegł hausknecht ze świecą w ręku, a za nim sam pangospodarz.  Wo ist er?   Da steht er! I już luzak wziął w papę, aż nosem pociągnął.Wtenczas to wymknęło mi się, co się tak łatwo z ust polskich w podobnym razie wymyka:  Awalże!  Nie potrzeba było mówić dwa razy. Onufry jak Niemca utnie.Ach, co zaszkoda, że dla przyzwoitości stylu nie mogę powiedzieć:  jak utnie w pysk!  bo w tym, aczgminnym, wyrazie leży tyle prawdy, tyle nawet naśladowczej harmonii  ale nie wypada, niemożna, więc powiadam, Onufry jak utnie Niemca gdzieś między nosem a uchem.aż szybybrzękły  Sch�n! Niemiec zwinął się, zatoczył i chylcem, zygzakiem jak lis postrzelony leciał,leciał i aż w przeciwnym rogu padł na kanapę.A nim się zerwać zdołał, już Onufry leżał nanim. Jeżeli kto aby raz w życiu widział niedzwiedzia idącego w hurku, kiedy schwyci podsiebie jednego z kundli, a kiedy mu drugi tymczasem szarawary skubie, łatwo wystawi sobiewalczącą grupę.Hausknecht, krzycząc w niebogłosy, usiłował ściągnąć ze swojego panazajadłego nieprzyjaciela, ale jedną tylko ręką, bo w drugiej trzymał świecę, a świeca kosztujeeinen Groschen.a on za świecę odpowiada.porządek przede wszystkim.Chwyciłem gonareszcie za kołnierz i nogą za drzwi pchnąłem, zostawiając wolny bieg sprawiedliwości.Wkrótce jednak zląkłem się, bo Sas już głosu nie puszczał  zląkłem się, czy przypadkiem zamocne uderzenie nie strąciło filigranowego niemieckiego karku.Zawołałem:  Dość tego!  Iw mgnieniu oka stał przede mną Onufry, brzuch w tył, pierś naprzód, skosem jak Pizańskawieża.Pan gospodarz podniósł się, kręcił się w kółko i byłby pewnie do drzwi nie trafił,gdybyśmy mu nie byli w tym względzie przyszli w pomoc. Skończył się akt pierwszy.Alecóż dalej? Otwierano i zamykano z trzaskiem i hałasem ledwie nie wszystkie drzwi w całymdomu.biegano po schodach i gankach.Oczywiście chmura się zbierała.My zaś już wpółrozebrani wzięliśmy czym prędzej mundury na siebie, pałasze do boku, kapelusze na głowy.Nie można było bowiem ręczyć, czy lokatorowie, po większej części krajowcy, nie zechcąprzekroczyć praw grzeczności, czy nie chwycą sposobności bicia albo i ubicia francuskichoficerów.Sasi nas nie lubili i nie tylko że nie lubili, ale byliby chętnie całą naszą armię z Cesarzemna jej czele w łyżce wody utopili, gdyby tylko mogli byli taką łyżkę znalezć.Nie ma sięczemu dziwić.�w ciągły menuet wojsk wszystkich narodów  od Portugalczyka doCzerkiesa, od Neapolitańczyka do Lapończyka  po całej pięknej Saksonii nie mógł ich anibawić, ani uszczęśliwiać.Byliśmy w kraju arcynieprzyjacielskim, o tym trzeba było zawszepamiętać i o tym nie zapomnieliśmy teraz, stojąc frontem ku drzwiom, za którymi corazliczniejsze, coraz burzliwsze i coraz bliższe wznosiły się głosy.Niepewność częstonieznośniejsza od złego.Otwieram więc drzwi i obraz godny pędzla Hogartha widzę przedsobą.Kilkanaście osób różnego wieku i różnej płci w nocnym stroju, czyli raczej rozstroju, wszlafmycach, pantoflach (szlafroków nie było), świeca w rękach, a gdzieniegdzie i kij, blade idrżące z gniewu i trwogi wlepiało we mnie wytrzeszczone oczy.Nie tracę czasu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript