Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Vimes tymczasem rozglądał się po dziedzińcu.- Jest stąd jakieś wyjście? — zapytał.— Ale bez wspinania się na mury?Nie czekając na odpowiedź, przebiegł dookoła, znalazł wąskie drzwiczki i otworzył je kopniakiem.Nie były zamknięte, ale kopnął je, jakby były.Bibliotekarz podążył za nim, podpierając się rękami.Po drugiej stronie drzwi znaleźli kuchnię - prawie pustą, gdyż kucharze wreszcie stracili cierpliwość i uznali, że człowiek rozsądny nie pracuje w domu, gdzie paszcza do jedzenia jest większa od nie­go.Dwaj pałacowi gwardziści jedli zimne przekąski.- Spokojnie - rzucił Vimes, kiedy się poderwali.- Nie chciał­bym.Ale oni nie chcieli słuchać.Jeden sięgnął po kuszę.- Zresztą do diabła z tym wszystkim — burknął Vimes, wyrwał z bloku drewna rzeźnicki nóż i rzucił.Rzucanie nożem jest sztuką, a w dodatku wymaga odpowied­niego noża.Inaczej próba kończy się tym, czym próba Vimesa, któ­ry niestety chybił.Strażnik uchylił się, wyprostował i zobaczył fioletowy pazno­kieć, blokujący mechanizm spustowy.Obejrzał się, a bibliotekarz przyłożył mu w sam środek hełmu.Drugi gwardzista odskoczył i gorączkowo zamachał rękami.- Nie, nie, nie, nie! - zawołał.- To nieporozumienie! Co ta­kiego pan mówił, że pan by nie chciał? Ładny małpiszonek!- Ojoj - stwierdził Vimes.- Błąd.Nie zwracając uwagi na wrzaski przerażenia, pogrzebał wśród narzędzi kuchennych i znalazł tasak.Nigdy nie czuł się zbyt pew­nie z mieczem, ale tasak to inna sprawa.Tasak ma swoją wagę.Miecz posiada może niejaką szlachetność - chyba że to miecz Nobby'ego, który w jednym kawałku utrzymuje tylko rdza - ale tasak dysponuje wspaniałą zdolnością rąbania.Opuścił lekcję biologii - temat: Małpiszon nie potrafi odbijać człowieka o podłogę, trzymając go za kostki — i wybiegł.Znalazł się na zewnątrz, na wybrukowanej przestrzeni wokół pałacu.Teraz mógł się zorientować, gdzie jest, mógł.W górze zahuczało.Huragan dmuchnął w dół i przewrócił go na ziemię.Król Ankh-Morpork z rozpostartymi skrzydłami przefrunął po niebie i na chwilę przysiadł na pałacowej bramie.Szpony wydzie­rały w kamieniu długie rysy, kiedy starał się utrzymać równowagę.Słońce błysnęło mu na grzbiecie.Król wyciągnął szyję, ryknął, le­niwie zionął kłębem płomieni i wzięcia! znowu.Vimes wydał z gardła zwierzęcy - właściwie ssaczy - warkot i po­gnał pustymi ulicami.***Cisza zaległa w dziedzicznej rezydencji Ramkinów.Fron­towe drzwi kołysały się na zawiasach, wpuszczając prostac­ki, źle wychowany wiatr, który włóczył się po pokojach, ga­pił na ściany i szukał kurzu na meblach.Prześliznął się nad schoda­mi w górę i wdarł przez drzwi sypialni lady Ramkin.Zagrzechotał butelkami na toaletce i przerzucił kartki Chorób smoków.Ktoś, kto szybko czyta, mógłby poznać symptomy wszystkich, od abazji pięt po zygzakowate gardło.Na dole, w niskiej, ciepłej i cuchnącej szopie, gdzie mieszkały ba­gienne smoki, zdawało się, że Errol na wszystkie zachorował.Siedział w samym środku swojej zagrody, kołysał się i popiskiwał cicho.Biały dym sączył mu się z uszu i dryfował nad podłogą.Z wnętrza wzdętego żołądka dobiegały złożone, wybuchowe odgłosy, jakby drużyna gno­mów rozpaczliwie usiłowała wybić tunel w urwisku podczas burzy.Rozszerzone nozdrza falowały mniej więcej samodzielnie, bez udziału jego woli.Znowu zabrzmiał gastryczny grom.Errol zaskomlał boleśnie.Pozostałe smoki wymieniły znaczące spojrzenia.Potem, jeden po drugim, ostrożnie ułożyły się na podłodze i zakryły oczy łapami.***Nobby przechylił głowę.- Wygląda obiecująco - ocenił krytycznie.- Chyba mamy to, o co chodzi.Szansa, że człowiek z twarzą umazaną sa­dzą, z wysuniętym językiem i śpiewający Pieśń o jeżu trafi smoka w czułe miejsce będzie jakaś.Jak myślisz, Marchewa?- Myślę, że jedna na milion.Colon spojrzał na nich podejrzliwie.- Chłopcy, nie nabieracie mnie chyba, co? Marchewa wyjrzał na plac w dole.- A niech to! - mruknął cicho.- Co się stało? — zapytał sierżant i rozejrzał się nerwowo.- Przywiązują kobietę do skały!Wszyscy trzej stanęli na brzegu dachu.Gęsty, milczący tłum, ja­ki zebrał się na placu, także obserwował białą postać, wyrywającą się tuzinowi gwardzistów.- Ciekawe, skąd wzięli taki głaz? — zastanowił się sierżant.-Przecież miasto stoi na iłach.- Niezła dziewczyna - pochwalił Nobby, gdy jeden z gwardzistów zgiął się wpół i upadł.- A ten chłopak przez parę tygodni nie znajdzie sobie rozrywki na wieczór.Panna ma mocne kolana, to widać.- Znamy ją? - spytał Colon.Marchewa zmrużył oczy.- To lady Ramkin! — zawołał wstrząśnięty.- Nigdy!- Tak, to ona.W nocnej koszuli - potwierdził Nobby.- Dranie! - Colon porwał łuk i sięgnął po strzałę.-Ja im dam czułości! Taka elegancka dama, to' hańba!- Ehm [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript