Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dobranoc.AnkaW przypisku by�o jeszcze gor�ce polecenie oddawców listu. Pieni�dze s�, to dobrze, to bardzo dobrze, dwadzieScia tysi�cy rubli.Z�ota dziewczyna.Bez namys�u oddaje swój posag.55 Przeczyta� raz jeszcze list i schowa� go do biurka. Z�ota, dobra, poSwi�caj�ca si� dziewczyna, ale.Dlaczego jest to  ale ! U diab�a!  ude-rzy� nog� w dywan i zacz�� bezmySlnie przerzuca� stosy papierów na stole. Tak, dobra, mo�e najlepsza z tych, jakie znam, ale, ale, co mnie ona obchodzi?.Czy jaj� kocham? Czy ja j� kiedy kocha�em? Postawmy kwesti� szczerze  mySla�, przypominaj�csobie dok�adnie. Konie pana Bucholca po pana dyrektora  meldowa� Mateusz.Wsiad� do powozu i pojecha� do Bucholca.Bucholc mieszka� na samym ko�cu miasta, za fabrykami swoimi.W du�ym parku, grani-cz�cym jedn� stron� z murami fabryk, które nad nim panowa�y, sta� jednopi�trowy dom, na-zywany pa�acem, zbudowany w tym �ódzko-berli�sko-renesansowym stylu, z wie�amibaniastymi po rogach, z szeregiem facjat51 ozdobnych, z tarasem na dachu, obwiedzionym�elazn� balustrad�.Grupa wielkich, smutnych brzóz bieli�a si� w gazonie g�ównym przed podjazdem pa�aco-wym.Rcie�ki by�y wysypane mia�em w�glowym i bieg�y niby pasy czarnej croisy52 wpoSródpoobwi�zywanych s�om� ró� i drzewek po�udniowych, co niby szyldwachy wyci�gni�t� i za-�amuj�c� si� pod prostym k�tem lini� obiega�y wielki czworoboczny trawnik, na którego ro-gach sta�y cztery pos�gi, okr�cone na zim� w kawa�y barchanowych podk�adek, zrudzia�ychna deszczach i mrozach.W jednym ko�cu parku, pod czerwonymi murami fabryki, przez niskie krzewy i drzewab�yszcza�y w s�o�cu okna oran�erii.Park by� smutny i niedbale utrzymywany.Lokaj w czarnej liberii otworzy� przed Borowieckim wielkie drzwi do przedpokoju, wy�o-�onego dywanem i obwieszonego fotografiami fabryk, grupami robotników i mapami maj�t-ków ziemskich, jakie posiada� Bucholc.Czworo drzwi prowadzi�o w g��b domu, a w�skie �elazne schody na pi�tro.Wielka, �elazna latarnia w stylu gotyckim, wisz�ca u sufitu, rozrzuca�a �agodne Swiat�o,co kolorowymi, jakby wyp�owia�ymi plamami m�y�o na ciemnym dywanie i drzewem wy�o-�onych Scianach. Gdzie pan prezes? Na górze, w swoim gabinecie.Lokaj szed� naprzód i uchyla� portier, otwiera� drzwi, a Borowiecki szed� wolno przezwspania�e pokoje, bardzo powa�nie i ci�ko umeblowane, zaciemnione prawie zupe�nie sto-rami opuszczanymi.Cisza go otacza�a zupe�nie, bo odg�os kroków t�umi�y dywany.Uroczysta, zimna powaga panowa�a w mieszkaniu; meble sta�y w pokrowcach ciemnych,zwierciad�a, wielkie �yrandole, kandelabry, obrazy nawet na Scianach pokryte by�y zas�onamii ton�y w zmroku, w którym tylko b�yszcza�y br�zowe ozdoby majolikowych53 pieców i z�o-cenia stiukowych sufitów. Herr von Borowiecki!  meldowa� powa�nie lokaj w jednym z pokojów, gdzie podoknem, w g��bokim fotelu, z po�czoch� w r�ku, siedzia�a Bucholcowa. Gut morgen, Borowiecki  odezwa�a si� pierwsza, wyj�a drut i wyci�gn�a do niego r�k�jakimS automatycznym ruchem. Gut morgen, Madam  poca�owa� j� w r�k� i poszed� dalej. Kundel! Kundel!  zakrzycza�a za nim papuga, uczepiona nogami u parapetu.56 Bucholcowa pog�aska�a j�, uSmiechn�a si� przyjaxnie do bandy wróbli, co pod oknami nadrzewach si� bi�y, popatrzy�a w Swiat pe�en s�o�ca i znowu robi�a po�czoch�.Bucholca znalaz� Borowiecki w naro�nym gabinecie.Siedzia� przed wielkim piecem z zielonych gda�skich kafli cudownie ornamentowanych,w którym pali� si� ogie�, grzeba� w nim ustawicznie swoim nieodst�pnym kijem. Dzie� dobry! Kundel, krzes�o dla pana  zawo�a� silnym g�osem na lokaja, który sta�przy drzwiach, gotowy na najmniejsze skinienie.Karol usiad� tu� obok niego, plecami do Sciany.Bucholc podniós� swoje jastrz�bie, czerwone oczy i dosy� d�ugo Swidrowa� twarz jego. Chory jestem  szepn�� wskazuj�c na nogi pookr�cane w bia�� flanel� i le��ce na tabu-recie, wprost ognia, niby dwa wa�y materia�u surowego. Ci�gle to samo? reumatyzm? Tak, tak  szepta� i jakiS bolesny skurcz skrzywi� mu szaro-�ó�taw�, okr�g�� twarz. Szkoda, �e pan prezes nie wyjecha� na zim� do San Remo lub gdziekolwiek na po�u-dnie. Co to pomo�e, a ucieszy�bym tylko Szaj� i tych wszystkich, co by chcieli, abym zdech�jak najpr�dzej.Kundel, popraw  krzykn�� na lokaja, wskazuj�c na nog� swoj�, zsuwaj�c�si� z taburetu. Ostro�nie! ostro�nie!  krzykn��. MySl�, �e tych, co by chcieli pa�skiej Smierci, jest bardzo ma�o, a mo�e i nie ma ichzupe�nie w �odzi, jestem nawet pewny, �e ich nie ma. Co mi pan gadasz, wszyscy chc�, abym umar�, wszyscy  i dlatego w�aSnie na z�oS� b�d�jeszcze �y� d�ugo, pan mySlisz, �e nie mam zazdrosnych, co? Kto by ich nie mia�. Ile by da� Szaja za moj� Smier�, jak pan mySlisz? Przypuszczam tylko, �e za ruin� pa�sk�, gdyby ta by�a mo�ebn�, to da�by bardzo wiele,bardzo wiele pomimo swojego sk�pstwa. Pan mySlisz?  szepn�� i oczy mu strzeli�y p�omieniem nienawiSci. Ca�a �ódx wie o tym. Jeszcze i wtedy kogo by oszuka�, bo zap�aci�by fa�szywymi pieni�dzmi albo wekslamibez wartoSci.Kundel. opuSci� g�ow� na piersi, na stary watowany szlafrok z �atami na�okciach, i zapatrzy� si� w ogie�.Borowiecki, zaprawiony ju� dobrze w tej serwilistycznej subordynacji wobec milionerów,nie Smia� nic mówi�, czeka� cierpliwie, a� on pierwszy zacznie.Rozgl�da� si� po Scianach, wybitych bardzo ciemnym wiSniowym adamaszkiem jedwab-nym, obwiedzionym szerok� z�ot� lamperi�.Kilka ordynarnych oleodruków niemieckich wi-sia�o na Scianach.Olbrzymie mahoniowe biurko sta�o w rogu pomi�dzy dwoma oknami,przys�oni�tymi ekranami z kolorowych szkie�.Linoleum, naSladuj�ce posadzk�, pokrywa�opod�og� gabinetu i by�o nader mocno powydeptywane. S�ucham pana  mrukn�� szorstko. MówiliSmy o Szai. Dajmy spokój temu.Kundel! niech tutaj przyjdzie Hamer.Co to, za pi�� minut mambra� pigu�ki, a tego b�azna nie ma jeszcze.Pan znasz wczorajsze nowiny? S�ysza�em, pan Knoll mówi� mi w teatrze. Pan bywasz w teatrze?57 Oczy mu zaSwieci�y ur�gliw� z�oSliwoSci�. Nie rozumiem nawet pytania pana prezesa. Prawda, �e pan Polak, prawda, �e pan von  zacz�� si� krzywi� jakby do Smiechu. Przecie� i pan prezes bywa w teatrze. Ja jestem Bucholc, panie von Borowiecki.Ja mog� bywa� wsz�dzie, gdzie mi si� podo-ba  podniós� g�ow� i dumnie, mia�d��co patrzy� [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript