[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Kim jesteś?- Jestem krewną twojego pracodawcy.Zauważyłam cię w garbarni.Bardzomi się podobasz i nie miałam już cierpliwości dłużej czekać.- Słusznie zrobiłaś, ślicznotko.Położyła się na plecach i wyciągnęła ręce w stronę młodego człowieka, któryzdążył już zdjąć spódniczkę.- Tego właśnie zaczynało mi brakować - przyznał.- Przychodzisz w samąporę.Przyjęła jego potężne ciało.Dobry zawód, niezła przyszłość, przyjaznie usposobiony pracodawca,nadskakująca i trochę dzika kochanka.Czyż mógł wymagać czegoś więcej?13Gdy Milczek oznajmił ojcu Jasnotki, że odchodzi, wpadł on w straszliwygniew i zagroził chłopakowi, że jeśli nie skończy powierzonej mu budowy, tobędzie odpowiadał przed sądem.Milczek, uznając swoje obowiązki, zgodził się nie opuszczać Teb przedwywiązaniem się z umowy.Przedsiębiorca uspokoił się i poprosił chłopaka, by usiadł.- Uniosłem się, wybacz mi.- Miałeś rację, panie.Gdybym nawet sam musiał wszystko robić, skończę wterminie.- Dlaczego nie chcesz zostać u mnie majstrem i ożenić się z moją córką?- Nic ci nie mówiła?- Nie, ale wyczuwam, że jest smutna.Któż jest przyczyną, jeśli nie ty?- To prawda, kocham twoją córkę, panie.- No, to już nic nie rozumiem.Jeśli ona się nie zgadza, przekonam ją.- Czy sądzisz, że jest ci aż tak posłuszna?- Będzie musiała!- Nie dręcz jej, moja decyzja jest nieodwołalna.- Skąd taki upór?- Stąd, że zamierzam wstąpić w szeregi Bractwa z Miasta Prawdy.- Ależ to niemożliwe! Jakie masz poparcie?- Wychowałem się tam.- Więc to tak.Więc dlatego nie pracujesz tak jak inni.Myślę, że twojejdeterminacji nie zachwieje żaden argument.- %7ładen, w rzeczy samej.- Mnie też smutno.Moglibyśmy żyć tu szczęśliwie całą trójką.Kończ ten dom,Milczku, i będziesz mógł wyruszyć.g�W ciągu niespełna piętnastu dni Ognik wykonał pracę, na którą każdy innypotrzebowałby trzech tygodni.%7ładen robotnik nie garbował skór lepiej odniego i to właśnie jego skóry sprzedawały się najszybciej i najdrożej.Pracowałsumiennie, każdy jego ruch był staranny, a przed garbowaniem skrobał skórytak długo, jak to było potrzebne.Nie używał oliwy, jeśli zaczynała już jełczeć,dbał o jakość.Skończył właśnie robić parę sandałów, na jakie pozwolić bysobie mógł tylko zamożny gospodarz.Szewskim nożem w kształcie półksiężyca wycinał rzemienie z dobrzezmiękczonej koziej skóry.Przymocuje je do okutej po brzegach tarczypewnego porucznika wozów bojowych.- To ty jesteś tym nowym?Głos brzmiał szorstko i władczo.Ognik, cały pochłonięty pracą, nie odwróciłsię.- Mówi do ciebie porucznik Mehi, a on nie lubi, żeby ktoś odwracał się doniego plecami.- Nie ja zajmuję się klientami.Idz do właściciela, panie.- Właśnie ty mnie interesujesz.Podobno jesteś silny jak dziki byk i powaliłeśdwóch tęgich zuchów, dla których bójka to nie pierwszyzna.- Nie musiałem się wysilać.sami się potłukli.Mehi szarpnął Ognika za ramię, tak że chłopak musiał się odwrócić i spojrzećna porucznika.- Nie znoszę, żeby ktoś sobie ze mnie kpił, mój chłopcze.- Puść mnie natychmiast, panie!Spojrzenie młodego siłacza było tak ostre, że Mehi rozluznił chwyt i cofnąłsię o krok.Ognik ujrzał przed sobą człowieka niskiego i pyzatego, któremu czarnewłosy lepiły się do czaszki.Miał on grube wargi, pulchne ręce i stopy, a pierśszeroką i potężną.Sprawiał wrażenie pewnego siebie, a z jego ciemnopiwnychoczu wyzierała buta.- Zmiałbyś się na mnie rzucić?- Proszę tylko o szacunek, panie.- No dobrze, chłopcze.Co z moją tarczą?- Właśnie ją robię.- Pokaż mi ją.Ognik podał oficerowi tarczę.- Trzeba będzie wzmocnić ją gwozdziami i metalowymi płytkami.Pragnęmieć tarczę tak mocną, żeby olśniła najlepszych żołnierzy.- Zrobię jak najlepiej.- Nie przychodzi ci ochota, żeby rzucić garbarnię i zaciągnąć się do wojska? Ztaką posturą jak twoja przyjęto by cię natychmiast.- Nic mnie nie ciągnie do życia wojskowego.- I niesłusznie, bo ma ono wiele zalet.- Dla ciebie, panie, dużo, dla mnie bardzo mało.- Jesteś młody i nadto zapalczywy.W służbie pod moimi rozkazaminauczyłbyś się giętkości.- Sam uczę giętkości, ale skóry.- Gdy zmądrzejesz, zgłoś się w głównych koszarach tebańskich i powołaj sięna porucznika Mehiego.A tymczasem jak najszybciej uporaj się z moją tarczą.Jutro rano przyślę po nią żołnierza.Natychmiast po wyjściu oficera pojawił się w garbarni właściciel.- Dobrze poszło, Ogniku?- Nie zostaniemy przyjaciółmi.- Ten Mehi to wpływowy człowiek.bardzo ambitny.Chodzą słuchy, żewkrótce pójdzie wysoko w górę.Jego tarcza już gotowa?- Jeśli sobie życzysz, skończę ją dziś w nocy, panie.- Mehiemu lepiej się nie sprzeciwiać.- Jutro wieczorem cały trud będę już miał za sobą i będę mógł sobie sprawićskórzaną sakwę.- Wiem, wiem.jeszcze o tym pomówimy.g�Gdy Ognik się obudził, krewna jego chlebodawcy spała na brzuchu.Przezchwilę podziwiał jej wspaniały zad, który dał mu tyle przyjemności, potemjednak wzrok jego przyciągnęły pierwsze promienie słońca.Prześwitywałyprzez trzcinową ściankę i oświetlały dwa złożone na ziemi przedmioty -sakwę i skórzane okładki.Wstał, żeby je pomacać.Były najwyższej jakości.- Podobają ci się? - zapytała uszczypliwie na pół obudzona dziewczyna.- Dwa cudeńka.- Tak jak moje piersi?- Jeśli chcesz.- To dar od właściciela?- Mylisz się, ślicznotko.Zarobiłem je własną pracą.- To kiedy się pobierzemy?- Tak cię kusi?- Oczywiście, bo wtedy garbarnia przejdzie na ciebie.W nagrodę Ognik klepnął dziewczynę w pośladek.- Dzień zaczyna się dobrze!- Idz szybko do właściciela i wracaj tu jeszcze szybciej - błagała namiętnie.g�Milczek zakończył w Tebach pracę przy domu, w którym zamieszkać miałpewien cukiernik, jego druga żona i dwójka ich dzieci, i o świcie zszedł zbudowy.Z umowy już się wywiązał, mógł więc opuścić Wschodni Brzeg,wsiąść na prom i ruszyć w drogę do Miasta Prawdy.Setki już razy ciągnęło go, by pobiec do ogrodu i po raz ostatni ujrzećJasnotkę.Czyż jednak nie byłoby to rozdrapywaniem rany i nie zwiększyłobybólu rozstania?Rzucił się więc w wir pracy, by nie myśleć o dziewczynie, ale jej twarz wciążstała mu przed oczyma.Wyrzec się rozmowy z nią byłoby ponad jego siły.Poraopuszczać miasto.Jeszcze kilka dni, a zapewne już się na to nie zdobędzie.Wiała poranna bryza, pachnąca i rozkoszna.Prom, pełen towaru, płynął wpoprzek Nilu skosem, wykorzystując i wiatr, i prąd.Noc kończyła się, podróżnijeszcze drzemali.Milczek jako pierwszy wyskoczył na brzeg, wspiął się po niewysokim zboczui znieruchomiał.Pod palmą siedziała.Jasnotka.Podbiegł do niej i podał rękę, pomagając jej wstać.- Idę z tobą - rzekła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|