X
 

     

Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ciekawymi spojrzeniami taksowały wchodzących,zamieniały szeptem ploteczki, owijały się smugamipapierosowego dymu, a wszystko po to tylko, by stworzyćwokół siebie tajemniczą, pełną erotycznego dreszczykuatmosferę nowoczesności.To był narkotyk.Z tępąlekkomyślnością imitowały styl życia z wystrzępionych numerów zagranicznych magazynów i ilustracji.Napieralski zatrzymał się na skraju sali, zajął pierwszy zbrzegu stolik.Gdy zamawiał u kelnerki porcję lodów,spostrzegł, że ktoś przypatruje mu się uważnie.Odwróciłsię.Przy sąsiednim stoliku siedziała smutna dziewczyna.Była młoda, nawet bardzo młoda, a jednak przybraną poząznudzenia starała się nadać swej osobie wyraz zblazowany iniedbały.Paliła papierosa, a raczej leniwie sączyła z niegodym.Jej czarna, głęboko wycięta bluzka ześlizgiwała się zkrągłych ramion.Poprawiała ją ruchem płynnym, pełnymmimowolnej zalotności.Oczy miała lekko przymknięte,przysłonięte mgiełką zadumy.Napieralski kącikiem warg uśmiechnął się lekko, prawieniedostrzegalnie.Dziewczyna na chwilę odwróciła od niegoswe spojrzenie, lecz wnet popatrzyła śmiało, niemalwyzywająco, i odwzajemniła się zaczepnym uśmiechem.Tanagła gra półspojrzeń, półuśmiechów ośmieliła redaktora.Zkiści czeremchy tkwiącej w gliniastym flakoniku ułamałmałą gałązkę i położył ją na stoliku dziewczyny.Skinęła lekko głową. Dziękuję  powiedziała szeptem. Pani czeka na kogoś?  zapytał i pomyślał, że tensposób zawierania znajomości jest mu obcy. To nieważne.Może ktoś przyjdzie, może nie.odchyliła lekko głowę. Pewnie na kogoś poluje  pomyślał.A potem powiedziałgłośno: To chyba można się dosiąść. Nie czekając naodpowiedz, usiadł obok dziewczyny. Gorąco  rzekła odgarniając z czoła kosmyk ciemnych,bujnych włosów. Może zje pani ze mną lody? Już zjadłam jedną porcję. To może zamówić coś zimnego do picia. Nie.Dziękuję.Nastała chwila ciszy.Napieralski patrzał na jej gładkie,błyszczące delikatnie od potu, śniade ramię.Dziewczyna wyjęła z torebki pudełko papierosów. Zapali pan? Chętnie.Gdy podawał jej ogień, ręka mu drgnęła.Dziewczynaroześmiała się głośno. Zdenerwowany? Nie.nie  zaprzeczył gwałtownie.Był wściekły.Złościła go własna nieporadność.Wyczuwał, że w tejkrótkiej scenie zdobyła nad nim przewagę.Starał sięopanować i nadać rozmowie ton, który przywróciłby mupewność siebie.Dziewczyna spoważniała, lecz na jej wargach wciążjaszcze igrał ślad tamtego ironicznego uśmiechu. To po wczorajszym ochlaju  skłamał tonemkoleżeńskiej zażyłości. Zdawało mu się, że utrafił, boprzyjrzała mu się uważniej.Lecz po chwili machnęła ręką. Eee.nie wygląda pan na takiego, co pije.To ubodło go trochę.Skrzywił się i rzucił niedbale: Myli się pani, a jeżeli pani nie wierzy, to możemyspróbować. Ja też nie piję. Szkoda. Czego pan żałuje? Napiłbym się z panią. W taki upał? To nic, ale z panią. Dlaczego właśnie ze mną? Wprowadziła mnie pani w taki nastrój. Powiedziałam, że nie wygląda pan na takiego, co dużopije.Panu jakoś dobrze z oczu patrzy. Taki poczciwy facet. Nie.Pan wie, czego pan chce.Pan tu rzadko przychodzi,prawda? W ogóle tu nie przychodzę. A dzisiaj? Dzisiaj w sprawie służbowej. Aha. przechyliła lekko głowę i uśmiechnęła się przekornie, jak gdyby chciała powiedzieć:  Niech pan ni�buja. Nie wierzy pani? Szkoda.Mogłaby mi pani pomóc. Ciekawe. Tak.Szukam pewnego faceta, który podobno często tuprzychodzi.Kogo?  Aksamitnego Rysia.Uniosła się lekko, zmarszczyła brwi, a twarz jej jak gdybystężała.Potem przybrała swą zwykłą pozę niedbałejobojętności i powiedziała jakby do swoich myśli: %7łigolak. Zna go pani? Kto go tu nie zna. A dzisiaj przyjdzie? Chyba tak. Skąd pani wie? Bo przychodzi niemal codziennie, chyba że ma jakąśrobotę. Pracuje?Uśmiechnęła się kpiąco. Jeszcze jak.jeśli to można nazwać pracą. Ciekawe, co on robi? Szantażuje.po prostu szantażuje. To pani dobrze poinformowana. O tym tu wszyscy wiedzą. Podobno bardzo przystojny.Wskazała ruchem głowy na sąsiednie stoliki. Te wszystkie kochają się w nim.Chciałyby się z nimprzespać.Ale to żigolo. Pani taka młoda, a już cyniczna. Mówię, co myślę.Po prostu jestem szczera. Czuje pani zawiść? Nie, po prostu bawi mnie. Zna go pani? Nawet dobrze. Tak dobrze, że mogła pani wyrobić sobie o nim taką właśnie opinię? Niech mi pan wierzy, że z nim nie spałam. Zbyteczne zapewnienie.Wzruszyła ramionami, wydęła wargi, przymknęła lekkooczy i w tym nagłym zamyśleniu wyglądała jakrozkapryszone dziecko.Jej długie, starannie wymanikiuro-wane palce błądziły po szkle stolika.Gdy napotkały gałązkęczeremchy, ujęły ją delikatnie. Bez sensu ta cała rozmowa  powiedziała po chwilipatrząc na czeremchę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript