Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Bo są świrami.Krzyczą, wrzeszczą, śpiewają, wyją.I modlą się tak, że chyba zamodlą się na śmierć.Modlili się żarliwiej niż czterdziestu baptystów w tonącej łodzi.Modlili się za siebie nawzajem, modlili się za autobus, za drogę, nawet za mnie.Kierowca siedzący obok zaśmiał się znowu.- Powiedziałem jednemu z nich, że będą o godzinę szybciej, jeśli wymodlą, żeby nie było w pobliżu glin.Ale nie uznał tego za dobry żart.Springer, Ellen i znajdujący się w sklepie klienci słuchali z uwagą opowieści kierowców.W autobusach przyjechało stu pięćdziesięciu świeżo nawróconych.Była to głównie młodzież z Nowego Jorku - nastolatki i dwudziestolatki.Wielu z nich wyglądało na zaniepokojonych, ale opiekunowie z sekty zajmowali ich ciągle śpiewaniem hymnów i długimi modlitwami.Pasażerowie zaczęli się hałaśliwie i dziwacznie zachowywać już na dworcu Port Authoring w Nowym Jorku i nie przestali, dopóki autobusy nie dojechały do żelaznej bramy ośrodka Błękitnego Bractwa.Żaden z sekciarzy nie miał ze sobą bagażu; kierowcy wiedzieli, że mają ich w niedzielę wieczorem zabrać z powrotem do Nowego Jorku.Mimo że pasażerowie zachowywali się głośno, kierowcy byli zgodni co do tego, że sprawiali o wiele mniej kłopotów niż zwykła gromada pijanych turystów, jadących na narty.Ich opiekunowie zamietli nawet autobus, kiedy cała zgraja wysiadła.- Czy byliście w środku? - spytała Ellen z nadzieją.- Nie, proszę pani.Zatrzymali nas przy bramie.Nie pozwolili nam nawet.skorzystać z łazienki.- Jak myślicie, co oni tam robią? - zapytał jeden z kierowców.- Właśnie się nad tym zastanawiamy - odparł Springer.- Nad czym wy się wszyscy zastanawiacie? - rzuciła ostro Ellen.- Robią weekendy szkoleniowe dla ludzi, którzy zgłosili się na zebraniach.Przenieśli się ze swoją działalnością do Nowego Jorku.Prawda?- Ma pani rację - zgodził się Murzyn.- Zaczepiali ludzi na Czterdziestej Drugiej ulicy.Zrobili wielkie zgromadzenie w Parku Centralnym.- Hudson City jest ich nowym obozem szkoleniowym - stwierdziła Ellen.- Dlaczego tu przyjechali.To ich centrum na Wschodnie Wybrzeże.Zapadła cisza, którą przerwali kierowcy:- Do zobaczenia w przyszłym tygodniu.Dzięki za radę, doktorze.Kiedy skierowali się ku drzwiom, do sklepu wbiegł mały chłopiec ściskając w ręku ćwierćdolarówkę.Zobaczył Murzyna i stanął jak wryty z rozdziawionymi ustami, po czym zrobił pół obrotu i wybiegł.- Co mu się stało, do licha? - zdziwił się kierowca.Rigby i jego klienci odwrócili w zawstydzeniu wzrok.Springer uśmiechnął się.- Jest pan prawdopodobnie pierwszym czarnym człowiekiem, jakiego ten dzieciak widział poza telewizją.Kierowca zaśmiał się szczerze.Wyjął z portfela dolara i podał go Ellen.- Kupi mu pani jakiś napój na mój rachunek, jeżeli tu wróci.Uśmiechnął się do Springera, wyszedł i pokuśtykał do autobusu.Trzy silniki zawarczały jednocześnie.Parę minut później ich pomruk ucichł na południe od miasteczka.- No cóż - ktoś odezwał się w końcu.- Myślę, że już wiemy, co oni tu robią.- Ja nie mam nic przeciwko - powiedział Rigby.- Jedyne, czego potrzebują, to ciche miejsce dla swojej pracy.Nie będą nas niepokoić.- Jeszcze będzie pan żałował, że tu przyjechali - odparła Ellen Barbar.15- Alan? Tu Ellen Barbar.Nie gniewa się pan, że dzwonię do pana do domu?Springer miał obiekcje, ale wyraził je oględnie:- Gniewać się? A dlaczego miałbym się gniewać? Nawet jeśli odebrałaby moja żona i usłyszała pani piękny głos, nic by się nie stało.Ellen wydawała się zaskoczona.- Jednak gniewa się pan.Przepraszam.Nie myślę o naszej przyjaźni w ten sposób - jej głos znów się ożywił.- Próbowałam najpierw dzwonić do szpitala, ale powiedzieli, że poszedł pan do domu.To ważna sprawa.- Proszę się nie lękać.Jaka ważna sprawa?- Ktoś czeka na pana w gospodzie Henry'ego.- Kto?Odpowiedziała, że nie może mu tego wyjawić przez telefon.Kiedy spotka się z tą osobą, będzie wiedział, po co go o to prosiła.Springer poczuł ciekawość - wszystko, czym zajmowała się Ellen, musiało mieć związek z sektą.Zapytał, czy ona też tam będzie.- Nie - odparła stanowczo.- Nie możemy być widziani razem.To zdanie wyjaśniło Alanowi sporo - zaczął się domyślać, kim może być ta osoba.Powiedział Margaret, że musi pójść do szpitala, a w szpitalu poinformował, że będzie w gospodzie Henry'ego.Bar ów zajmował frontową połowę małego, drewnianego domu, zbudowanego przy szosie stanowej o półtora kilometra od miasteczka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript