[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Zulaya dowodziła skrzydłem ratunkowym złożonym z pozostałych królowych i zielonych jeźdźczyń.Po powrocie kipiała z gniewu.— Wiedziałam, że to chciwy dureń i idiota, ale nie sadziłam, że również sadysta.Na granicy przy Leśnym Trakcie były trzy ciężarne kobiety i zgwałcono je, gdyż później, naturalnie, nie będą mogły udowodnić strażnikom ojcostwa.— Czy doszły do siebie? — spytał K’vin, wstrząśnięty kolejnym aktem okrucieństwa.— Dotarliśmy na Północną Przełęcz w sam czas, by uchronić trzech chłopców przed… niepożądanymi względami strażników.Skąd Chalkin wziął takich ludzi?— Inne Warownie wykluczyły ich za niespołeczne zachowania lub przestępstwa kryminalne — odparła Zulaya, niemal zapluwając się ze złości.— I do tego nadchodziła śnieżyca.Ledwo zdążyłyśmy.Gdyby nie my, większość tych ludzi rano już by nie żyła.Na nic im nie pozwolono! Nawet na rozpalenie ognia dla rozgrzewki!— Wiem, wiem — powtarzał, równie rozgoryczony takim sadystycznym zachowaniem, jak ona.— Powinniśmy dać tym strażnikom odczuć nieskończone zimno.Niechby posmakowali długiego pobytu w pomiędzy.Ale to byłaby za łatwa śmierć.— W dalszym ciągu możemy to zrobić — zazgrzytała.Popatrzył na nią ze zdumieniem.Odpowiedziała wściekłym spojrzeniem, zaciskając pięści.— Ach; wiem, że to niemożliwe, ale tak bym chciała! Zabrałeś ze sobą Iantine’a? Doszłam do wniosku, że robione na miejscu szkice bardzo by się nam przydały.— Nie musiałem, sam poprosił, żeby go zabrać.Ma teraz co pokazać Lordowi Paulinowi i Radzie — powiedział K’vin i przełknął ślinę na wspomnienie brutalnych w swej bezpośredniości rysunków, które zapełniły cały szkicownik.Szybki ołówek Iantine’a uchwycił rzeczywistość i nadał jej dodatkową głębię dzięki oszczędnej kresce, którą przedstawiał sceny jawnego okrucieństwa.Przywódcy Weyru poszli powitać uciekinierów i rozpoczęli rozmowę z parą staruszków.— Dziad mojego dziada przybył do Bitry z Panem Warowni, co wtedy nastał — powiedział mężczyzna, nerwowo przenosząc wzrok z K’vina na Zulayę i z powrotem.Bezustannie przebierał zabandażowanymi palcami, choć N’ran zapewnił go, że ból i swędzenie zostały stłumione sokiem fellisowym i balsamem z mrocznika.— Nazywam się Brookie, a moja kobieta to Ferina.Od tamtych czasów żeśmy robili w ziemi.Nie skarżylim się, choć on ciągle chciał więcej dziesięciny a z pola rodzi się tyle, co ma się urodzić i już, żeby nie wiem kto brał się do pługa.Ale takie to pańskie prawo.— Ale maciory zabrać nie miał prawa, o nie — włączyła się kobieta, z buntowniczą miną.— Trzeba nam było więcej prosiaków, żeby zapłacić daninę, co on ją naznaczył — podobnie jak mąż, zaakcentowała zaimek.— A i naszą córkę zabrał do roboty w Warowni, jak mu się zachciało ziemi, co jej była należna.Powiedział, że nie za dobrze robimy na tym, co mamy i więcej nijak nie dostaniemy.— Naprawdę? — Zulaya spytała zwodniczo łagodnym tonem, rzucając K’vinowi znaczące spojrzenie.— To bardzo ciekawe, gospodyni Ferino.K’vin pozazdrościł jej pamięci do nazwisk.Mogłeś mnie zapytać, stwierdził chętny do pomocy Charanth.Słuchałeś rozmowy?Ci ludzie potrzebowali pomocy smoków.Słucham ich.Wszyscy słuchamy.Smoki okazały współczucie, a to wystarczające usprawiedliwienie dla tego, co się stało, na wypadek, gdyby Rada zajęła sztywne stanowisko, pomyślał K’vin.Koniecznie trzeba o tym powiedzieć Zulayi.— Ale on mówi, że nam się coś pomyliło, a nigdzie nie ma nauczyciela, żeby się spytać — tłumaczył stary.— Ano właśnie, przecież dzieciom należy się nauczyciel.— Pewnie.Muszą umieć przeczytać Kartę i poznać wasze prawa — potwierdziła stanowczo Zulaya.— Zaraz dam wam egzemplarz, żebyście sobie wszystko przypomnieli.Starsi ludzie wymienili spłoszone spojrzenia.— Właściwie — wybrnęła gładko Zulaya — lepiej, żeby ktoś je wam odczytał… będzie ci ciężko odwracać kartki zabandażowanymi palcami prawda, Brookie? Ty też nie najlepiej się czujesz, Ferino…Kobiecie udało się przywołać na wargi nerwowy uśmiech.— Ano, to by mi się spodobało, Władczyni Weyru.Bardzo, ale to bardzo.Nasze prawa są gdzieś wypisane? W tej całej Karcie?— Wasze prawa, jako gospodarzy, są częścią Karty — Zulaya rzuciła K’vinowi kolejne żałosne spojrzenie.— Wszystko tam jest, w najdrobniejszych szczegółach.— Wstała gwałtownie.— Posiedźcie tu sobie na słońcu, przyjaciele — wskazała na ścianę, gdzie wygrzewali się w cieple zachodzącego słońca niektórzy starsi mieszkańcy Weyru.— Dopilnujemy, żebyście wszystko słyszeli, a potem możecie pytać, o co zechcecie.Pomogła im wstać i podprowadziła kawałek przez Nieckę, a K’vin zawołał Leopola.— Biegnij i przynieś mi egzemplarz Karty, dobrze, chłopcze?— Mam ją im potem przeczytać? — spytał chłopak, a w jego oczach zalśniła przekora i cień dumy, że udało mu się odgadnąć zamiary dorosłego.— Niezły z ciebie mądrala, wiesz? — roześmiał się K’vin.— Nie, zdaje mi się, że powinien to zrobić T’lan — wskazał siwego spiżowego jeźdźca, który podawał uchodźcom klah.— Leć już po tę Kartę.Sam poproszę T’lana o przy sługę.Leopol popędził, jak zwykle, a K’vin podszedł do starszego pana, który doskonale radził sobie ze zdenerwowanymi, przerażonymi gospodarzami.Bridgely przybył do Weyru Benden z twarzą nabiegłą krwią, nie wiedząc, czy ma wybuchnąć gniewem, czy śmiechem.— Cóż za nieprawdopodobną bezczelność okazuje ten człowiek! Nieziemską, nieprawdopodobną bezczelność! — ryknął i rzucił na stół wiadomość.Wylądowała bliżej Ireny, niż M’shalla, więc to ona ją podniosła.— Od Chalkina? — wykrzyknęła, spoglądając na Bridgely’ego.— Przeczytaj… i poproszę o wino, M’shallu.Będziesz tak miły? — Lord Warowni osunął się na krzesło.— Wiedziałem, że ten człowiek odznacza się wyjątkową bezwstydnością, ale coś takiego… to już szczyt.— Cśś — uciszyła go Irena.W miarę czytania, jej oczy stawały się coraz okrąglejsze.— Ach, to niemożliwe! Posłuchaj tylko, M’shallu: „Ta Warownia ma prawo do korzystania z posłańców na smokach.Odpowiednia chorągiew w czerwone pasy została całkowicie zignorowana, choć moi strażnicy widywali smoki na tyle blisko, że jeźdźcy musieli wiedzieć o potrzebie wysłania pilnej wiadomości.Zatem, muszę dodać…” — Pochyliła się nad papierem.— Cóż za okropny charakter pisma… ach, „zaniedbanie obowiązków”… naprawdę, że też on ma śmiałość o tym pisać… „zaniedbanie ich podstawowych obowiązków, do innych skarg, które zmuszony jestem przedstawić.Nie tylko ingerują w zarządzanie naszą Warownią, lecz sieją bezczelne kłamstwa w umysłach mych lojalnych poddanych.Domagam się natychmiastowego ukrócenia tego procederu.Nie są dość odpowiedzialni, by wykonywać obowiązki, które przyjęli na siebie w ramach swych wielce ograniczonych środków”.Ograniczonych środków! — Irena aż zbladła ze złości.— Już ja mu wyznaczę granice!— Szczególnie teraz, gdy wiemy co nieco o tym, jak traktuje swych lojalnych poddanych… — powiedział M’shall z miną bardziej ponurą, niż zwykle.— Zaraz, zaraz.Kiedy on to wysłał?— Pięć dni temu — odparł Bridgely, uśmiechając się złośliwie.— Musiał poruczyć to konnemu
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|