[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Od kiedy nauczył się czytać, Tom pokochał bezwstydną, radosną fizycznośćgreckich mitów, ich okrucieństwo i figlarność, magię i zaklętą w nich mądrość.Tylko jedna postać mityczna nie została przedstawiona na tychpłaskorzezbach: Chiron, ranny uzdrowiciel.Nie miał nic wspólnego z erotyką,Chiron był nauczycielem.Szlachetnie urodzonym dżentelmenem.Tom dobrze wiedział, że on sam nie jest szlachetnie urodzonymdżentelmenem, i wątpił, by kiedykolwiek mógł nim w ogóle zostać.Myśl tabynajmniej nie przyprawiała go o bezsenność.Wyciągnął z kieszeni złoty zegarek, przypominający księżyc, otworzył go isprawdził godzinę.Zza ściany dochodził pogodny pomruk gromadzących sięwidzów, którzy co wieczór przychodzili, by się bawić na przedstawieniach.Był tojego ulubiony dzwięk, podobnie jak brzęk szylingów oraz jęk, wydawany często wkulminacyjnym momencie fizycznego spełnienia.To ostatnie skojarzenie sprawiło, że westchnął i pobiegł myślami ku pewnejkobiecie.- Jak sobie dziś radziła ta nowa, Gen?Generał wyjął z ust cygaro i patrzył z zadowoleniem na żarzący siękoniuszek.- Nie ma pupci, jest dumna, bezczelna i połowa z dziewcząt wariuje przeznią z zazdrości.Wszystko przez ciebie i przez to, ze narzuciłeś ją naszemu małemu,miłemu zespołowi.Jak twoim zdaniem mogło jej pójść?Tom zaśmiał się na te słowa.- A umie tańczyć?- Nada się.- To dobrze.Przyjrzę się jej jutro na próbie.- Czy.powiedziałeś Daisy o Wenus? - Przyjaciel poruszył niewygodnytemat- Tak - odparł ponuro Tom.- Nie przyjęła tego z godnością, prawda? - spytał Generał zcharakterystyczną, zawodową ironią.- Gen, czy Daisy kojarzy ci się z poczuciem godności?Zapadło dziwne milczenie.General odwrócił się od Toma i znowu patrzył naczubek cygara, jakby tam kryła się odpowiedz.- No, raczej bym jej tak nie opisał - stwierdził.Ale w jego głosie zabrzmiałżal.Tom z pewnym rozbawieniem przyglądał się przyjacielowi, lekko marszczącbrwi.- Dostałem liściki od majora i od lorda Cambry.Wchodzą w ten interes.Chcą się przyczynić do powstania Imperium Dżentelmena.- powiedział cicho, alekażde słowo było przesiąknięte triumfem.- No proszę - mruknął Generał, doceniając znaczenie tej wiadomości.- Czywszyscy muszą się zgodzić, żebyś mógł ruszyć z projektem?- Jeżeli wszyscy sic w to zaangażują do końca tygodnia, kupię budynek ztych pieniędzy, które mam i podpiszę umowy z wykonawcami, wchodzisz w to,Gen?- Jeszcze się pytasz? Też chcę mieć w tym udział, Tommy.Zagwarantowałeśmi szczodre zyski.- Rozumiesz już, jak to będzie wyglądało? Będziemy mieli.Nagle ktoś gorączkowo zastukał do drzwi.Tom skoczył na równe nogi iszarpnął za klamkę.W drzwiach stała zadyszana Lizzie.- Garderoba.Molly.pan Belstow.Niech pan tam idzie, proszę.Tom jednym spojrzeniem ogarnął scenę w garderobie.Molly zasłaniałatwarz; cztery dziewczyny; częściowo rozebrane, chowały się w kącie; Belstowpochylał się nad Molly z podniesioną ręką.Nie wiadomo, czy chciał się bronić, czyznowu uderzyć tancerkę.A Sylvie Chapeau, dzierżąc w dłoni różdżkę bez gwiazdkina czubku, właśnie brała zamach, żeby uderzyć go jeszcze raz.Tom szybko i delikatnie schwycił Sylvie za drugą rękę i pociągnął ją zasiebie.Opierała się tylko odrobinę, niemal odruchowo, bo wciąż kipiała gniewem.- Gdzie pan sobie życzy, panie Belstow? - spytał Tom cichym, napiętymgłosem.Był uprzedzająco grzeczny.Zaskoczony Belstow obrócił się na pięcie i zamarł z wyrazem gniewu natwarzy i uniesioną ręką.- Jak to: gdzie? - powtórzył.Przez chwilę drań miał minę pełną nadziei,jakby Tom przyszedł do niego z prezentem.- Nóż - wyjaśnił powoli Tom.W jego głosie było niemal radosneokrucieństwo.- W przełyk, a może niżej - w gardło?Spokojnym gestem przesunął ręką po własnym gardle, a potem równiespokojnie rozchylił surdut.Tylko odrobinę, jakby mu coś przeszkadzało.Wszyscy mogli zobaczyć, że przy pasku od spodni ma póz w poręcznejpochwie.Twarz Belstowa wykrzywił grymas niedowierzania.- Nie odważysz się, Shaughnessy.Przyłapałem tę dziwkę z innym.Ręka Toma wystrzeliła błyskawicznie w górę.Złapał Belstowa za gorskoszuli i podniósł w górę, tak że młody człowiek musiał wspiąć się na palce.Chwiał się teraz z twarzą tuż przy twarzy Toma.- Sprawdz sam - zaproponował Tom głosem wypranym z emocji, jakby małoco w życiu nudziło go bardziej, niż ten młodzik, którego trzymał za gardło.Potrzymał go tak jeszcze chwilę, czekając, aż sens słów dotrze doświadomości napastnika.Kiedy jego twarz zszarzała jak popiół.Tom wiedział już, że się udało.Puścił go nagle.Belstow upadł na kolana, bo osłabłe mięśnie odmówiły posłuszeństwa.Wszyscy go obserwowali, ale nikt nie pomógł, gdy niezgrabnie gramolił się, chcącwstać.Złapał się za gardła- Kiedy mój ojciec się o tym dowie, Shaughnessy.- Znam twojego ojca, Belstow Zapewniam cię, kiedy mu opowiem, cozrobiłeś, będzie żałował, że cię nie wypatroszyłem.Ciekawe, co twój ojciec myślio biciu kobiet.Blefował.Nie znał Belstowa seniora, widział go tylko ze dwa razy w teatrze,ale starszy pan zrobił na nim dobre wrażenie, Tom miał dobry instynkt w takichsprawach.Okazało się, że i tym razem trafił
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|