[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Zaczerpnęła ostatni głęboki oddech i zanurzyła się pod powierzchnię, nie widząc Silky, wiedziała, żepodążyła za nią.Długimi, dokładnymi ruchami ramion opuszczała się w płynne głębie, szarpnięcia nógprzyspieszały schodzenie.Stopiona atmosfera oceanu rozstępowała się przed dziewczyną, Silky okrążałają w ekstatycznych pętlach.Bez sprzętu nie mogła mówić ani słyszeć pieśni czy słów merątka, czuła jejednak na skórze w postaci dziwnych drapań.Puszczona swobodnie wyobraznia Ariele przekształcała jew dziką, ognistą muzykę gwizdów, jęków i głębokich jak dzwon pohukiwań, syrenią pieśń legend i marzeństanowiących sedno życia merów.Przy Silky czuła się jak z najbliższym przyjacielem, akceptującym jąbez najmniejszych wahań czy wymagań.Nie przeszkadzało jej, iż mieli z sobą równie mało wspólnego, coich światy; w chwilach spotkań rozumieli się całkowicie i nie potrzebowali niczego więcej.Wody zatoki były dziś przejrzyste i promienie słońca wnikały w niebieskozielone głębiny, oświetlałydno pokryte szalonymi wzorami z gąbek i jaskrawymi skorupiakami.Ariele żałowała, iż w zatoce nie mainnych merów, trudno było sobie wyobrazić lepszy dzień do patrzenia, jak się poruszają, podparteniewidzialnymi dłońmi Morza.Ich niewymuszona gracja i ściskające serce piękno były niby błyski woczach ukochanego; przebywając wśród nich, czuła się zanurzona w wiecznej tajemnicy istnienia ich imorza.Będąc z merami w oceanie, zdając sobie sprawę z własnych ograniczeń, z głębokim współczuciemwyobrażała sobie chwile, które spędzały na lądzie, gdzie ich ciała okazywały się niezgrabne, niezdarne iniezdolne do swobodnego poruszania.Silky mogła tam wraz z nią odbierać piękno deszczu i morza,przyjemności dawane przez ciepły piasek i miękką trawę, odczuwać następujące po sobie pory roku,wiecznie zmienne, odmierzające płynące stale dni życia, lecz prawdziwym domem merów na zawszepozostanie morze.Podobnie jak przynależni lądowi ludzie, mery mogły tylko na krótko balansować nawąskiej krawędzi między dwoma oddzielnymi światami.Ariele zastanawiała się często, czy Silky pragnie zostać stałą częścią świata jej przybranej rodziny.Przypuszczalnie nigdy się o tym nie dowie, tak jak nie miała pewności co do innych doznań odbieranychprzez merątko; prawdopodobnie nigdy nie zdoła je o nie zapytać.Odkąd jednak znalazło się w jej życiu,marzyła o zostaniu częścią tego wodnego świata, zamianie swej skóry na gęste cętkowane futro, tak bynigdy już nie musieć opuszczać morza.co powinna uczynić teraz, o wiele za wcześnie.Jej płuca bólemdomagały się oddechu i znowu ruszyła w górę.Wyczerpanie i bezlitosne zimno zmuszały ją do powrotudo świadomości.Wkrótce trze - ba będzie się poddać, wrócić do świata, do którego naprawdę należy, doświata, w którym czuła się dużo bardziej obco, aniżeli w tym.Jerusha PalaThion stała obok męża na szarym, starym nabrzeżu zatoki.Niespożyte drobne falesięgały do kostek nóg odzianych w wysokie buty ze skór klee i rozbijały się o brzeg.Z tyłu, wyżej nawzgórzu, robotnicy budowali nowy pomost, opierali go na pontonach, by mógł się wznosić wraz zewzbierającym poziomem wody.Jerusha ciągle nie mogła się nadziwić, iż podczas jej pobytu na Tiamatmorze, zasilane przez topiące się lodowce i spływające śniegi, podeszło w górę o dziesięć centymetrów.Zdumiewało ją, że przebywała tu przez wszystkie te lata.że minęło już ich ponad trzydzieści.Spędziła na Tiamat najlepszą część życia; tak długą, iż zaczęła je odmierzać obcymi rytmami tej planety,że jej ciało zapomniało już o odmiennym cyklu Newhaven.Teraz mogła już uważać ten dzień zadostatecznie ciepły, by móc wyjść na wiatr bez otulania się w swetry.Zimne zielone morze przestało już prześladować ją swą bezlitosną wszechobecnością, która skłaniałaTiamatańczyków do uznania je za boginię.Jerusha dostosowała się do rytmów miejscowych pływów ipodwójnych słońc, bez zdumienia patrzyła na nocne niebo niemal równie jasne, co wydłużające się dni.Jej pamięć przestała już przywoływać widoki Newhaven, jego nie kończących się miodowych dni,oślepiającego nieba, chłodnych, orzezwiających nocy, podczas których dziedzińce przepełniał aromatkwitnących wówczas kwiatów.Jakaś niecierpliwa cząstka jej umysłu pytała ciągle, dzień po dniu, kiedywreszcie zrezygnuje z niemądrych prób życia na obcej planecie i wróci do domu.Miała już za sobą okresbezsenności powodowany inną długością dnia na Tiamat, lata pełne wątpliwości i żalów, potrafiła nawetspać w nocy.Przycisnęła się mocniej do napawającego otuchą ciała męża, poczuła, jak ją obejmuje,przygarnia czule i mocno
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|