[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Tak, monsieur, rano znalazłem puste opakowanie i wyrzuciłem je.- Czy pan Deroulard jadał słodycze przez cały dzień?- Zazwyczaj po obiedzie, proszę pana.Coś mi zaczęło świtać.- Francois - rzekłem - czy potrafisz zachować sekret?- Jeśli jest taka potrzeba.- Bon! Zatem wiedz, że jestem z policji.Możesz odszukać dla mnie tamto opakowanie?- Bez wątpienia, monsieur.Będzie wśród śmieci.Francois odszedł, a po kilku minutach powrócił z zakurzonym przedmiotem.Była to bombonierka do złudzenia przypominająca tę, którą miałem w rękach, tylko że ta była niebieska, a jej pokrywka - różowa.Podziękowałem służącemu, jeszcze raz prosiłem o dyskrecję, po czym natychmiast wyszedłem z domu.Udałem się do lekarza, który opiekował się panem Deroulardem.Tu miałem trudniejsze zadanie.Chował się za zasłoną naukowych zwrotów i określeń, ale odniosłem wrażenie, że nie był tak pewien swojej diagnozy, jakby chciał.- Widziałem już wiele tego typu dziwnych przypadków - rzekł, kiedy zdołałem go nieco rozbroić.- Nagły atak złości, gwałtowne emocje - po ciężkim posiłku, c'est entendu[46] - a przy wybuchu złości krew idzie do głowy i już nie ma człowieka.- Ale pan Deroulard nie doświadczył żadnych gwałtownych emocji.- Nie? Dowiedziałem się, że doszło do gwałtownej wymiany zdań między nim i panem de Saint Alardem.- Co było jej powodem?- C'est evident![47] - Doktor wzruszył ramionami.- Czyż monsieur de Saint Alard nie jest fanatycznym Katolikiem? Odmienny stosunek do Kościoła i państwa nadkruszył ich przyjaźń.Nie mijał dzień bez kłótni.W oczach pana de Saint Alarda Deroulard był niemal antychrystem.To nieoczekiwane odkrycie dało mi do myślenia.- Jeszcze jedno pytanie, doktorze: czy byłoby możliwe nafaszerować czekoladkę śmiertelną dawką trucizny?- Podejrzewam, że tak - odparł powoli.- Wystarczyłby czysty kwas pruski, jeśli nie byłoby obawy wyparowania, a małej kuleczki kwasu nikt by nie zauważył przy połykaniu.Tyle że to mało prawdopodobne.Czekoladka pełna morfiny czy strychniny - doktor się skrzywił.- Rozumie pan, panie Poirot, jeden kęs by wystarczył! Ostrożny człowiek nie zważałby na ceremonie i natychmiast to wypluł.- Dziękuję, panie doktorze.Wyszedłem z gabinetu i zacząłem rozpytywać w aptekach, szczególnie tych w pobliżu ulicy Luizy.Dobrze jest być z policji.Bez żadnego problemu uzyskałem w jednej potrzebne informacje.Dowiedziałem się, że do interesującego mnie domu dostarczono jakąś truciznę.Były to krople do oczu, zawierające siarczan atropiny, dla pani Deroulard.Atropina jest silną trucizną i przez chwilę wydawało mi się, że rozwiązałem zagadkę, ale okazało się, że objawy zatrucia atropiną przypominają zatrucie ptomainami i są całkiem inne niż te, które wystąpiły u pana Deroularda.Poza tym recepta była stara.Pani Deroulard od wielu lat cierpiała na kataraktę na obu oczach.Już się odwracałem, żeby wyjść, kiedy aptekarz zawołał:- Un moment, monsieur Poirot.Przypominam sobie.że dziewczyna, która przyniosła receptę, powiedziała, że musi iść do angielskiej apteki.Może pan tam próbować.Uczyniłem to.Jeszcze raz, dzięki swojej oficjalnej pozycji, zdobyłem informacje, na których mi zależało.Dzień przed śmiercią pana Deroularda w aptece zrealizowano receptę dla pana Johna Wilsona, na tabletki zawierające nitroglicerynę.Spytałem, czy mogę je zobaczyć.Gdy mi je pokazano, moje serce zabiło szybciej.Były to tabletki w czekoladzie.- Czy to trucizna? - spytałem.- Nie, proszę pana.- Może opisać mi pan ich działanie?- Daje się je przy niektórych schorzeniach serca, na przykład przy angina pectoris.Obniżają ciśnienie tętnicze.W arteriosklerozie.Przerwałem mu.- Ma foi! To mi nic nie mówi.Czy człowiek robi się czerwony na twarzy?- Oczywiście.- A przypuśćmy, że zje dziesięć, dwadzieścia tych małych tabletek.Co wtedy?- Nie radziłbym próbować - odparł sucho aptekarz.- A jednak mówi pan, że to nie trucizna.- Jest wiele środków nie będących truciznami, które nogą zabić.Wyszedłem ze sklepu w świetnym nastroju.Nareszcie coś!Teraz wiedziałem, że John Wilson miał środki do popełnienia zbrodni.ale co z motywem? Do Belgii przyjechał w interesach i spytał pana Deroularda, którego trochę znał, czy mógłby się u niego zatrzymać.Śmierć gospodarza nie dawała mu żadnych korzyści.Ponadto z informacji, które dostałem z Anglii, wynikało, że od kilku lat cierpiał na tę bolesną chorobę serca, znaną jako wieńcowa.Zatem miał pełne prawo posiadać te tabletki.Mimo to byłem przekonany, że ktoś grzebał w czekoladkach, najpierw przez pomyłkę otwierając pełne pudełko, potem wyjął ostatnią czekoladkę z drugiego i nafaszerował ją tabletkami nitrogliceryny.Oceniałem, że w jednej pralince mogło zmieścić się jakieś dwadzieścia, trzydzieści pigułek.Ale kto to zrobił? W domu było dwóch gości.John Wilson posiadał narzędzie.De Saint Alard miał motyw.Pamiętaj, to byt fanatyk, a nie ma jak religijny fanatyk.Czy on nie mógł ukraść Wilsonowi nitrogliceryny?Przyszła mi jeszcze jedna myśl do głowy.Aha, śmiejesz się z moich pomysłów! Dlaczego Wilsonowi zabrakło lekarstwa? Z pewnością zabrałby ze sobą z Anglii wystarczający zapas.Jeszcze raz złożyłem wizytę w domu na ulicy Luizy.Wilson wyszedł, ale rozmawiałem z dziewczyną, która sprzątała jego pokój, Felicie.Zapytałem ją natychmiast, czy to prawda, że panu Wilsonowi zginęła buteleczka z umywalki.Dziewczyna potwierdziła, że to prawda i że ją o to oskarżano.Ten Anglik najwyraźniej myślał, że ją zbiła i nie chciała się przyznać.Tymczasem ona jej nawet nie dotknęła.Niewątpliwie to Jeanette.Jest strasznie wścibska.Zręcznie zatamowałem potok słów i wyszedłem.Wiedziałem już wszystko, co chciałem.Teraz pozostało mi udowodnić moje podejrzenia.Czułem, że to nie będzie łatwe.Mogłem być pewien, że to de Saint Alard zabrał fiolkę z nitrogliceryną z umywalki Johna Wilsona, ale musiałem o tym przekonać innych i dostarczyć dowody.A tymczasem nie miałem żadnych.Nieważnie.Wiedziałem, a to było najważniejsze.Pamiętasz, jakie napotkaliśmy trudności w tej sprawie w Styles, Hastings? Tu też wiedziałem, ale długi czas szukałem ostatniego ogniwa w łańcuchu dowodów przeciw mordercy.Postanowiłem pomówić z mademoiselle Mesnard.Przyszła od razu.Poprosiłem o adres pana de Saint Alard.Spojrzała na mnie zaniepokojona.- Po co panu ten adres, monsieur?- Mademoiselle, jest mi niezbędny.Jej oczy były zmartwione i wątpiące.- Nic panu nie powie.To człowiek, którego myśli nie są z tego świata.Ledwie zauważa, co się wokół niego dzieje.- Możliwe, mademoiselle.Niemniej to stary przyjaciel pana Deroularda.Może powie mi o czymś.z przeszłości, o jakichś starych żalach.miłościach.Dziewczyna zaczerwieniła się i przygryzła wargi.- Jak pan chce, ale.ale teraz jestem pewna, że musiałam się mylić.To miłe z pana strony, że zgodził się pan na moją prośbę, ale wtedy byłam wytrącona z równowagi, niemal oszołomiona.Teraz widzę, że nie ma w tym żadnej tajemnicy.Proszę pana, niech pan zostawi tę sprawę, monsieur.Przyjrzałem się jej uważnie: - Mademoiselle, czasami psu myśliwskiemu trudno jest trafić na trop, ale jak już nań trafi, nic na świecie nie zawróci go z drogi! Naturalnie, jeśli to dobry pies myśliwski.A ja, mademoiselle, Herkules Poirot, jestem psem doskonałym.Bez słowa odwróciła się i wyszła.Po kilku minutach wróciła z adresem wypisanym na kartce papieru.Wyszedłem z domu.Na zewnątrz czekał Francois.Spojrzał na mnie zaniepokojony
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|