Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kapitan siedzący z posępną miną przy stole na pierwszym miejscu, utrzymywał się z trudem na krześle; waza z zupą toczyła się po podłodze z jednej strony, steward leżał rozciągnięty z drugiej, a kapitan mówił:— Ma pan tę swoją trzecią część ciężaru nad pokładnikami.Jedna tylko rzecz mnie zdumiewa: że nie zmiotło jeszcze patyków.W końcu niektóre z mniejszych drzewc poszły na burtę — nic ważnego, bezanbomy i tym podobne — ponieważ przy kołysaniu się z boku na bok pękały czasem od strasznego rozmachu poczwórne talie z nowej, trzycalowej manilowej liny, jakby były słabsze niż szpagat.Sprawiedliwość wymagała, aby, jak to się dziejew książkach, pierwszy oficer, który przy rozmieszczaniu ładunku popełnił błąd — może do pewnego stopnia zrozumiały — odpokutował za niego.Jedno z mniejszych drzewc, oderwawszy się, ugodziło w plecy pierwszego oficera, który padł na twarz i przejechał się dobry kawał po pokładzie.Wynikły stąd dla oficera różnorodne i przykre skutki natury fizycznej — „dziwne objawy”, jak się wyrażał leczący go kapitan — zagadkowe okresy bezsilności, nagłe napady tajemniczego bólu.Pacjent zgadzał się najzupełniej ze swym bardzo troskliwym kapitanem, który pomrukiwał pod nosem: „Szkoda, że to nie jest po prostu złamana noga!” Nawet doktor, Holender, objąwszy w Samarangu dalszą pieczę nad pacjentem, nie umiał dać naukowego wyjaśnienia choroby.Rzekł tylko:— Hm, kochany przyjacielu, pan jest jeszcze młody; to może być coś bardzo poważnego, coś na całe życie.Musi pan statek opuścić; musi pan być zupełnie cicho przez trzy miesiące, zupełnie cicho.Oczywiście chciał przez to powiedzieć, że pierwszy oficer ma się zachowywać spokojnie — a właściwie leżeć.Obejście doktora było imponujące, choć jego jakby dziecinna angielszczyzna pozostawiała dużo do życzenia w porównaniu z płynną wymową pana Hudiga, osobnika z drugiego krańca podróży, postaci również na swój sposób pamiętnej.W wielkiej, przewiewnej sali szpitala na Dalekim Wschodzie leżałem na wznak i patrząc na pędy palm, które chwiały się i szeleściły na wysokości okna, miałem w bród czasu, aby wspominać okropny mróz i śnieg w Amsterdamie.Pamiętałem uczucie radosnego uniesienia i zimno przejmujące do szpiku kości podczas tych jazd tramwajem w głąb miasta, w celu — jak to się w języku dyplomatycznym nazywa — „wywarcia presji” na zacnego Hudiga; pamiętałem ciepły ogień w jego pokoju, jego fotel, jego wielkie cygaro — i nieodzowne przypuszczenie wypowiedziane dobrodusznym głosem:— Koniec końców to chyba pana mianują kapitanem, nim statek wyruszy?Może odgrywała tu rolę jego niezmierna dobroduszność — pełna powagi dobroduszność otyłego, śniadego człowieka o kruczym wąsie i spokojnych oczach; ale kto wie, może i było w nim trochę z dyplomaty.Kuszące jego przypuszczenia odpierałem skromnie, zapewniając, że to jest zupełnie nieprawdopodobne, ponieważ brak mi doświadczenia.— Pan umie bardzo dobrze chodzić koło interesów — mawiał Hudig udając zafrasowanie, przy czym pogodna, okrągła jego twarz pochmurniała.Ciekawym, czy też się śmiał sam do siebie, kiedy wyszedłem już z biura; przypuszczam jednak, że nie, ponieważ dyplomaci, czynni lub dymisjonowani, odnoszą się do własnej osoby i do swych kawałów z wzorową powagą.Lecz zdołał mię prawie przekonać, że pod każdym względem zasługuję na to, aby mi powierzono dowództwo.A zamiast tego nastąpiły trzy miesiące zgryzoty, przykrych rozpamiętywań, wyrzutów sumienia i fizycznego bólu, aby dać mi dobrą naukę i wbić mi w pamięć brak mego doświadczenia.Tak, statkowi trzeba dogadzać ze znajomością rzeczy.Trzeba się odnosić z szacunkiem i zrozumieniem do tajemnic tkwiących w jego kobiecej naturze, a wówczas będzie wiernym towarzyszem wśród nieustannej walki z mocami, których zwycięstwo nie okrywa hańbą pokonanego.Stosunek wiążący człowieka z jego statkiem jest poważny.Statek ma swoje prawa, jakby mógł oddychać i mówić; i są naprawdę okręty, które, jeśli trafią na odpowiedniego człowieka, zdobędą się na wszystko; brak im tylko mowy.Statek nie jest niewolnikiem.Trzeba mu dogadzać w czasie podróży i nie zapominać, ze należą mu się w pełni nasze myśli, cała nasza umiejętność i poświęcenie Jeśli człowiek pamięta bez wysiłku o tym zobowiązaniu, jakby je czuł instynktownie w głębi jestestwa, okręt będzie dla niego żeglował, zatrzymywał się, pędził póki mu starczy sił, lub jak morski ptak spoczywający na gniewnych falach przetrzyma najcięższą z burz, podczas których człowiek wątpił, czy wyżyje i ujrzy jeszcze wschód słońca.Statki zapóźnione i statki przepadłeXVISzukam często w dziennikach ze smutnym zaciekawieniem szpalty poprzedzonej nagłówkiem: „Z żeglugi”.Spotykam tam nazwy znanych mi ongiś okrętów.Co rok niektóre z tych nazw znikają — nazwy dawnych przyjaciół.Tempi passati.Różne rubryki tych wiadomości ułożone są w pewnym porządku, a układ treściwych nagłówków zmienia się bardzo nieznacznie.Na początku mamy rubrykę: „Spotkania” — raporty o statkach napotkanych i, sygnalizowanych na morzu; wymienia się tam nazwę statku, portu, skąd statek idzie i dokąd, ile dni jest w podróży, a kończy się zwykle słowami: „Wszystko w porządku”.Dalej następują: „Rozbicia i wypadki”, długi szereg notatek, chyba że pogoda była piękna i przyjazna dla okrętów na całym świecie.W niektóre dni ukazuje się nagłówek: „Statki zapóźnione” — złowieszcza groźba zatracenia i smutku ważąca się jeszcze na szalach losu.Jest coś złowróżbnego dla marynarza w samym zestawieniu liter, które tworzą ten wyraz, jasny w swej treści i rzadko grożący na próżno [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript