Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kapusie dokonywali cudów zręczności wdrapując się na dachy i ściągając łopoczące na kominach flagi.Nie minęły dwie, trzy minuty, a było już po wszystkim.Mówca, wciąż dzierżąc w jednej dłoni mikrofon, a drugą wymachując w powietrzu, wychylał się z trybuny i grzmiał jak uprzednio.Jeszcze minuta i tłum znów zaczął wznosić dzikie okrzyki.Nienawiść trwała nadal; zmienił się jedynie jej obiekt.Na Winstonie - gdy się później nad tym zastanawiał - największe wrażenie zrobiło to, że mówca przestawił się dosłownie w połowie zdania, nie tylko nie przerywając wywodu, lecz nawet nie zmieniając składni.W trakcie wie­cu Winston prawie tego nie zauważył, albowiem miał na głowie ważniejsze sprawy.Kiedy wynikło całe zamiesza­nie i tłum zdzierał plakaty, jakiś człowiek, którego twarzy nawet dobrze nie widział, dotknął jego ramienia i rzekł:- Przepraszam, towarzyszu, chyba upuściliście teczkę.Winston wziął ją odruchowo, nie odzywając się sło­wem.Wiedział, że minie wiele dni, zanim będzie mógł do niej zajrzeć.Zaraz po skończeniu wiecu wrócił do Mini­sterstwa Prawdy, choć dochodziła już dwudziesta trzecia.Podobnie zrobił cały personel.Komunikaty nakazujące im stawienie się w pracy, nadawane przez teleekrany, były właściwie zbyteczne.Oceania prowadziła wojnę ze Wschódazją; Oceania zawsze prowadziła wojnę ze Wschódazją.Znaczna część literatury politycznej z ostatnich pięciu lat nagle całkiem się zdezaktualizowała.Najróżniejsze sprawozdania, akta, gazety, książki, broszury, filmy, nagrania, fotografie - wszystko to należało zmienić w błyskawicznym tempie.Chociaż nie wydano żadnych rozporządzeń, wszyscy doskonale wiedzieli, iż dyrektorzy poszczególnych depar­tamentów życzą sobie, aby do końca tygodnia nie ostała się nigdzie ani jedna wzmianka o wojnie z Eurazją lub sojuszu ze Wschódazją.Ogrom pracy przytłaczał, a dodatkowo utrudniało ją to, że nie można było mówić wprost o przyczynie wprowadzenia zmian.Każdy urzędnik Depar­tamentu Archiwów harował osiemnaście godzin na dobę, robiąc dwie trzygodzinne przerwy na sen.Z piwnic wyciągnięto materace i rozłożono na korytarzach.Nie wydawano regularnych posiłków; pracownicy stołówki jeździli z wózkami po piętrach, rozwożąc kanapki i Kawę Zwycięstwa.Za każdym razem Winston starał się wypeł­nić wszystkie polecenia, zanim wychodził z przegrody, by uciąć sobie drzemkę, ale gdy wracał, zaspany i obolały, okazywało się, że nowa lawina rulonów spadła tymczasem na biurko, zasypując je dokładnie, a nawet zsuwając się na posadzkę; tylko mikrofon mowopisu sterczał spod bieli na biurku niczym spod warstwy śniegu.Winston musiał zaczynać od ułożenia rulonów w równy stos, żeby zrobić sobie miejsce do pracy.Najgorsze, że zadania, które otrzymywał, nie polegały bynajmniej na czysto mechani­cznym wprowadzaniu poprawek.Często oczywiście wy­starczyło zmienić nazwę jednego mocarstwa na nazwę drugiego, lecz przy opracowywaniu bardziej szczegóło­wych artykułów niezbędne były skupienie i inwencja.Samo przeniesienie wojny z jednej części świata do innej wymagało doskonałej znajomości geografii.Już trzeciego dnia okropnie rozbolały go oczy; co chwila musiał przecierać szkła.Czuł się tak, jakby zlecono mu ciężką pracę fizyczną, której wykonania miał prawo odmówić, a zarazem, obsesyjnie pragnął sprostać zadaniu.Kiedy w rzadkich wolnych chwilach zastanawiał się nad tym, co robi, zupełnie nie przeszkadzała mu świadomość, że każde dyktowane przez niego słowo i każdy ruch kopiowego ołówka to rozmyślne kłamstwo.Podobnie jak wszystkim w departamencie, zależało mu, aby jego fałszer­stwa były doskonałe.Rankiem szóstego dnia potok rulonów zmalał.Przez całe pół godziny nic nie wypadło z rury; potem wyleciał jeden zwitek, a po nim już nic.Mniej więcej o tej porze wszędzie ustawała praca.Cały departament wydał jedno głębokie westchnienie ulgi.Choć musiało to na zawsze pozostać tajemnicą, dokonano wielkiego dzieła.Nie istniał już ani jeden dokument świadczący o tym, iż wojna z Eurazją kiedykolwiek się toczyła.O dwunastej zero zero niespodziewanie ogłoszo­no, że wszyscy pracownicy ministerstwa są wolni do jutra rana.Z Księgą w teczce, którą trzymał między kolanami podczas pracy i pod sobą w czasie snu, Winston wrócił do domu, gdzie ogolił się i wykąpał, o mało nie zasypiając w wannie, choć woda była zaledwie letnia.Stawy trzeszczały mu przy każdym kroku, gdy z niemal lubieżną rozkoszą wspinał się po schodach do pokoju nad sklepem pana Charringtona.Był zmęczony, ale opuściła go senność.Otworzył okno, rozpalił brudny prymus i postawił na nim garnek wody, żeby zaparzyć kawę.Wiedział, że Julia wkrótce się zjawi; ale na razie miał Księgę.Usiadł w zniszczonym fotelu i rozpiął teczkę.Wydobył z niej ciężki tom w czarnej, amatorsko wyko­nanej oprawie, bez tytułu i nazwiska autora na okładce.Druk także nie był najlepszej jakości.Książka otwierała się łatwo, a brzegi miała wytarte; dowód, że przeszła przez wiele rąk [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript