Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Doholowali  Roebuck nagłębokość trzech i pół sążnia, nim wreszcie dali za wygraną.Cieśli zlecono zadanie, które mieściło się w granicach jegoumiejętności: miał zrobić tratwę z zapasowych części i luznychdesek.Spuszczano ją na wodę, by przewiezć na brzeg kuferkimarynarskie, koce i zapasy z magazynów.Tej nocy większa częśćludzi z załogi  Roebuck ulokowała się na odpoczynek już nawyspie; tylko Dampier został na okręcie z dwoma młodszymi ofi-cerami, bosmanem i artylerzystą Painem.A gdy nad ranem opuś-cili tonący okręt, stwierdzili, że w ciągu nocy niewykryci sprawcyukradli większą część ryżu z zapasów, a także sporo książek i pa-pierów kapitana. Bukanierów można nazwać morskimi rozbójnikami  rzekłsucho Dampier  ale nie było wśród nich zwyczaju okradaniawłasnych towarzyszy okrętowych.Jak się zdaje, mają oni tę wyż-szość nad marynarzami okrętów Jego Królewskiej Mości.Wyspa Wniebowstąpienia była w owych czasach nie zamiesz-kana i jałowa.Mogły się tutaj wyżywić jedynie kozy i kraby.Szczęściem przypływały tu licznie żółwie z zachodnich wybrzeżyAtlantyku, by składać jaja, które zagrzebywały płytko w piaskuwybrzeża.Z tych jaj i morskiego ptactwa składało się pożywienie266 rozbitków.Na zboczu Góry Zielonej, która jest wygasłym wulka-nem o szczycie wznoszącym się na tysiąc metrów nad poziomemmorza, odkryto obfite zródło dobrej wody do picia, które do dziśdnia nosi nazwę yródła Dampiera.W pobliżu rosła trawa i trochędrzew.Ludzie z załogi  Roebuck rozbili namioty, pogoda imsprzyjała.Tak spędzili sześć tygodni, aż pewnego ranka do zatokiwpłynęły trzy okręty marynarki królewskiej i statek handlowynależący do kompanii wschodnioindyjskiej.Gdy już oddalali się od wyspy, zażywny i wesoły jak zawszekwatermistrz Watson, stojąc na pokładzie  Anglese obok Dam-piera i śledząc niknące na horyzoncie zarysy Wyspy Wniebowstą-pienia, rzekł do swego kapitana: Gdybyśmy jeszcze mieli po dwie kobiety na jednego mary-narza, moglibyśmy bardzo przyjemnie spędzić na tej wyspie ro-czek lub dwa. A ile by czasu upłynęło  zapytał Dampier  zanim byściezaczęli się wszyscy kłócić i mordować o te kobiety? Ja właśnie dlatego wyliczyłem, że potrzeba by było dwóchkobiet na jednego mężczyznę.Wtedy one by się o nas kłóciły,a my byśmy żyli w spokoju!Dampier nie uśmiechnął się.Wiedział aż nadto dobrze, że dwiekobiety to czasem o jedną za dużo dla spokoju mężczyzny.Rozdział XXVIIINARESZCIE SUKCESPiękny okręt  Duke , o trzystu dwudziestu tonach wyporności,trzydziestu działach, osiemdziesięciu stopach długości i dwudzie-stu pięciu szerokości, liczył o wiele więcej oficerów, proporcjo-nalnie do całej załogi, niż to było w zwyczaju.Ale wszyscy pra-wie zdołali się pomieścić w kapitańskiej kajucie pewnego grud-niowego dnia roku 1709, a oprócz nich jeszcze dowódcy okrętówtowarzyszących:  Duchess o dwustu sześćdziesięciu tonachi dwudziestu sześciu działach oraz brygu  Marquis niedawnozdobytego pryzu.Dębowe belki sufitu kajuty nieledwie że doty-267 kały głów oficerskich zagrożonych dodatkowo staromodną, za-wieszoną u stropu latarnią, która kiwała się do wtóru kołysaniaokrętu.Znajdowali się u zachodnich wybrzeży Meksyku w zasię-gu widoczności Dolnej Kalifornii.Nad okrągłym stołem zasłanymmapami pochylali się oficerowie w granatowych surdutach i ob-cisłych, krótkich, jedwabnych spodniach kremowego koloru.Najbliżej stojący przesuwali palcami po mapie, dalsi wyciągaliszyje i dorzucali swoje uwagi, które nikły w ogólnej, hałaśliwejdyskusji.Wreszcie kapitan Woodes Rogers, pierwszy oficer Thomas Do-ver i pilot William Dampier  wszyscy trzej z  Duke  orazkapitanowie dwóch okrętów towarzyszących wyprostowali ścierp-nięte od długiego schylania się plecy.Pozostali cofnęli się z wes-tchnieniem ulgi i poprzysiadali na krzesłach i kuferkach pod ścia-nami.Rogers, dowódca wyprawy  średniego wzrostu szczupły,żylasty i energiczny, o bystrym spojrzeniu i szybkich ruchach nakazującym gestem podniósł dłoń. A zatem postanowiliśmy: jeszcze jeden tydzień czekamy naokręt skarbowy płynący do Acapulco.Dłużej czekać w żadensposób nie możemy, gdyż zapasy żywności nie starczyłyby namdo Indii Wschodnich, nawet przy sprzyjających wiatrach. Obyż nam fortuna zesłała ten statek  westchnął Dampier.Raz mnie o mało nie zjedzono w czasie podróży z tego wybrzeżado wyspy Guam.Za drugim razem może być gorzej.Zanosiło się rzeczywiście na bunt wśród załogi, jak to częstosię w owych czasach zdarzało w okresie bezczynności i oczeki-wania.Marynarze, których zwerbowano w Anglii obietnicamibogatych łupów, zmusili oficerów do podpisania umowy zapew-niającej tym razem sprawiedliwy podział zdobyczy.Do tej poryjednakże szczęście im niezbyt sprzyjało.Oczekiwali teraz z szybko topniejącymi zapasami i perspektywą opłynięcia poło-wy globu przed powrotem do domu  od kilku tygodni na okrętdo Acapulco, wiozący złoto z Filipin do królewskiego skarbcahiszpańskiego.Okręt był już spózniony o miesiąc i załoga podej-rzewała, że się im wymknął, o co obwiniali swoich oficerów.Ci marynarze nie byli ani gorsi, ani lepsi od innych, z którymiDampier i Rogers żeglowali od lat: brutalni, ciągle, pijani, skłonnido buntów, a tak bezustannie przeklinający, że pewien ówczesny268 kronikarz wypraw morskich notuje, iż chyba nawet w piekle niemożna by spotkać gorszych przekleństw i bluznierstw.Ale jeślimarynarze byli brutalni, to dlatego iż tryb ich życia, sposób zdo-bywania jedzenia, wymierzane przez oficerów kary  wszystkobyło brutalne.Nie było w tym nic dziwnego, że niepewność ocze-kiwania skłaniała ich do buntowniczości.Nie było też dziwne, żeoficerowie odczuwali pewien niepokój.Woodes Rogers, gdy zażą-dał zaokrętowania prawie podwójnej ilości oficerów, tłumaczyłswoje żądanie tym, że będzie mógł łatwiej opanowywać ewen-tualne bunty załogi.Wieczorem tego samego dnia William Dampier siedząc bezsurduta, w samej tylko koszuli za stołem w swojej kabinie, odło-żył z westchnieniem pióro i zapatrzył się na karty papieru poroz-rzucane wokoło.Okręt do Acapulco.Ileż to razy miał nadzieję uczestniczyćw bajecznych łupach skarbowego okrętu! Ile razy jakiś drobnybłąd w obliczeniach, jakaś błaha przygoda pozbawiła jego i jegotowarzyszy upragnionego pryzu! Gdybyż nareszcie.powodze-nie.kilkaset funtów szterlingów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript