[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Adam podczas prezentacji tak koncentrował się na tym, aby nie zapomnieć, że ma na imię Stuart, iż zdołał zapamiętać tylko dwa imiona: Ted i Archibald.Rozmowa toczyła się wokół tematów czysto zawodowych, choć bardziej dotyczyła zagadnień ekonomicznych niż samej praktyki.Adam prawie nie zabierał głosu, przede wszystkim myśląc o dokuczającym mu żołądku.Gdy tylko nadarzyła się okazja, skinął na stewarda, by zabrał jego talerz.Dziwił się, że innym nie przeszkadza kołysanie statku.Kiedy podano kawę, na mównicę wszedł wysoki, ciemnowłosy mężczyzna.- Halo, halo - powiedział, sprawdzając mikrofon.- Nazywam się Raymond Powell i pełnię tu obowiązki gospodarza z ramienia MTIC.Witam państwa serdecznie na Rejsie Konferencyjnym Arolenu.Rozmowy ucichły i uwaga wszystkich skierowała się w stronę mówcy.Powell wygłosił typowe przemówienie powitalne i przekazał mikrofon doktorowi Goddardowi, który odpowiadał za merytoryczną stronę konferencji.Kiedy Goddard skończył, Powell ponownie podszedł do mikrofonu.- A teraz mamy w programie małą niespodziankę.Za chwilę wystąpią przed państwem tancerze karaibscy.Drzwi po obu stronach podwyższenia otworzyły się gwałtownie i wbiegła przez nie dziesiątka skąpo odzianych tancerzy.Adam dostrzegł tylko dwóch mężczyzn, resztę stanowiły piękne, młode dziewczyny.Za tancerzami wszedł zespół rockowy z gitarami elektrycznymi i szybko rozstawił na podwyższeniu głośniki.Dziewczęta starały się rozruszać publiczność, a Adam zauważył, że Powell i Goddard obserwują wszystko z boku, jakby próbując ocenić, jaki efekt wywierają ich wysiłki na zazwyczaj powściągliwych lekarzach.Po kilku minutach chłopak wyłowił wzrokiem z grupki tancerek wyjątkowo atrakcyjną brunetkę.Miała wąskie biodra i jędrne piersi.Ich spojrzenia spotkały się na chwilę i Adam mógłby przysiąc, że dziewczyna mrugnęła do niego porozumiewawczo.Niestety, żołądek odmówił mu posłuszeństwa, co sprawiło, że w połowie pokazu, aczkolwiek niechętnie, zdecydował się jednak wyjść na pokład.Przeprosił siedzących przy stole lekarzy i zaczął sobie torować drogę przez hałaśliwy tłum, coraz bardziej spiesząc się do wyjścia.Ledwie zdołał dopaść balustrady na pokładzie spacerowym, gdy żołądek podszedł mu do gardła i Adam gwałtownie zwymiotował za burtę.Po chwili rozejrzał się, by sprawdzić, czy ktoś tego nie widział.Na szczęście pokład był pusty.Zerknął na koszulę i z ulgą stwierdził, że jest czysta.Wystawił twarz w stronę wiatru.Nie był jeszcze gotowy na to, żeby zejść na dół.Niebawem poczuł się trochę lepiej.Dotarł do drzwi, za które pasażerom nie wolno było wchodzić, otworzył je i najzwyczajniej w świecie poszedł dalej.W tej części statku było o wiele mniej świateł i pokład tonął w ponurej szarości.Doszedł aż na dziób i spojrzał w dół, na zwoje lin i łańcuchów.Po obu stronach kotłowało się morze.Nad nim rozpościerało się rozgwieżdżone niebo.Nagle poczuł na ramieniu czyjąś rękę.- Tu nie wolno przebywać pasażerom - powiedział męski głos z hiszpańskim akcentem.- Przepraszam - odparł Adam nerwowo, starając się wyłowić z ciemności twarz mężczyzny.- To mój pierwszy rejs i chciałem się trochę rozejrzeć.Czy nie dałoby się zwiedzić mostka? - dodał pamiętając, że najlepszą obroną jest atak.- Czy pan jest pijany? - spytał mężczyzna.- Ja? - zdumiał się Adam.- Nie, skądże.- Bez obrazy, ale w przeszłości miewaliśmy niemiłe doświadczenia z pasażerami.Akurat na mostku jest kapitan.Zorientuję się, czy pozwoli panu wejść na górę.Spytał Adama o nazwisko i zniknął równie bezszelestnie, jak się pojawił.Za moment krzyknął, zapraszając go na górę i informując, że drabina znajduje się przy sterburcie.Adam ruszył wzdłuż burty i napotkał schody.Domyślił się, że na statku drabina i schody to jedno i to samo.Na szczycie, przytrzymując drzwi, czekał na niego mężczyzna, który wołał go przed chwilą.Adam zauważył, że wszystkie przyrządy na mostku są podświetlone czerwonym światłem, co nadaje pomieszczeniu surrealistyczny wygląd.Człowiek stojący przy sterze zignorował pojawienie się obcego, ale jakiś inny mężczyzna wstał i przedstawił się jako kapitan Eric Nordstrom.Był młodszy niż można by się spodziewać i z początku odnosił się do swego gościa dość nieufnie.- José mówił, że to pański pierwszy rejs, doktorze Smyth.- To prawda - odparł Adam niepewnie.Wiedział, że Smyth był już wcześniej na rejsie Arolenu.Kapitan nie zrobił jednak na ten temat żadnej uwagi, więc po chwili spytał: - Kto jest właścicielem statku?- Nie wiem nic pewnego - rzekł Nordstrom.- Załoga pracuje dla firmy o nazwie MTIC.Ale czy „Fiord” jest jej własnością, czy tylko go wynajmuje - tego nie wiem.- Czy MTIC jest dobrym pracodawcą? Kapitan Nordstrom wzruszył ramionami.- Pieniądze dostajemy zawsze na czas.Trochę nudno jest krążyć w kółko po tej samej trasie, a załoga to raczej niezbyt ciekawe towarzystwo.- Czy nie spotyka się pan z pasażerami? - zdziwił się Adam.- Nie, nigdy - odparł Nordstrom.- MTIC bardzo rygorystycznie zabrania załodze kontaktów z pasażerami.Pan jest od dłuższego czasu pierwszą osobą, którą przyjmuję na mostku.Mieliśmy jedynie parę niemiłych doświadczeń z pijanymi pasażerami.Adam skinął głową.Ponieważ widział, ile alkoholu wypili lekarze tego wieczoru, owo stwierdzenie wcale go nie zdziwiło.W zamkniętym pomieszczeniu kołysanie statku znów zaczęło mu dokuczać, toteż postanowił się pożegnać.- José, odprowadź doktora Smytha do części pasażerskiej - polecił kapitan.Marynarz ruszył do wyjścia, wyprzedzając Adama w drzwiach.Nie zważając na kołysanie statku, szybko zszedł po stromych schodach.Adam podążył za nim, ale znacznie ostrożniej.- Za parę dni nabierze pan wprawy w chodzeniu po kołyszącym się statku - zaśmiał się José.Adam nie był tego taki pewien.W miarę jak posuwali się ku rufie, marynarz objaśniał mu różne techniczne szczegóły dotyczące statku.Adam przytakiwał przez grzeczność, ale większość nazw przelatywała mu mimo uszu.Kiedy dotarli do barierki, José zawahał się i zaczął niepewnie przestępować z nogi na nogę.Było tu nieco więcej światła i Adam zobaczył jego charakterystyczną twarz, w której zwracały uwagę wspaniałe wąsy.- Doktorze Smyth.- zaczął José.- Czy mógłby pan coś dla mnie zrobić?- Co pan ma na myśli? - spytał Adam podejrzliwie.Ze słów kapitana wynikało, że pasażerowie nie powinni się kontaktować z załogą, a on nie chciał mieć kłopotów.Z drugiej strony myśl, iż mógłby zyskać przyjaciela wśród członków załogi, wydawała się kusząca - mogło się to jeszcze przydać.- W kantynie sprzedają papierosy - wyjaśnił José.- Jeśli dam panu pieniądze, czy zechce mi pan kupić parę paczek?- Dlaczego sam ich pan nie kupi?- Nie wolno nam wychodzić poza te drzwi.Adam rozważał prośbę marynarza.Wydawała się całkiem niewinna
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|