[ Pobierz całość w formacie PDF ] .No i miałem spokój od jego złośliwości.Stary Dean był jeszcze gorszą kompanią.Każdy posiłek wieńczyło spotkanie z kolejną wyposzczoną i bardzo chętną kuzynką, która - jak twierdził - jest właśnie tym, czego trzeba tego domowi.Amiranda nie pojawiła się, choć czekałem z niecierpliwością.Po kilku dniach poczułem się parszywie smutny i stwierdziłem, że powinienem wydać część zarobków na kilka baryłek piwa w charakterze pierwszej pomocy, do konsumpcji na miejscu.To też mi nie wychodziło.Z dwóch pierwszych knajp po prostu mnie wyprosili, bo siedziałem i zajmowałem miejsce, tuląc do serca przez cały wieczór ten sam kufel piwa.Nie mogłem przestać myśleć o porwaniu.Powinienem się cieszyć, że dostałem sto dziesięć marek za nicnierobienie - ale nie.Coś tu paskudnie nie grało, jak dźwięk fałszywego kryształu.Mimo to, choć patrzyłem i patrzyłem, nie mogłem wykryć, skąd wydobywał się ten smród.Niewiele mogłem z tym zrobić.Nie miałem klienta.Nikt nie wtyka nosa w sprawy Góry tylko po to, by zaspokoić ciekawość zawodową.Zbyt wiele perspektyw oberwania w łeb, a za mało na zysk.W trzecim barze, bliżej domu, pozwolili mi siedzieć i dumać.Zawsze byłem dla nich dobrym klientem i będę nim także w przyszłości.Kiedy naprzeciwko mnie usiadł jakiś facet, przypuszczałem z początku, że posadzili go tu, bo chcą wykorzystać do maksimum wolne stołki.Nie spojrzałem na niego do chwili, gdy się odezwał:- Ty jesteś Garrett? - warknął.Podniosłem wzrok.Facet był potężny, szeroki w barach, koło trzydziestki, z miną twardziela i odziany w szmaty, jakie znaleźć można tylko na Górze.Ale nie nosił liberii.Wynajęty pętak, który działa z ukrycia.Nic nie zdradzało, do kogo należy.- Kto chce wiedzieć? -Ja.- Mam wrażenie, że się nie polubimy.Nie przypominam sobie, żebym cię zaprosił do kompanii i stołu.- Nie potrzebuję zaproszenia od takiego gówna jak ty.Na pewno był z Góry.Woda sodowa uderza im do głowy, kiedy znajdą tam punkt zaczepienia.- Wiedziałem, że nie będziemy kumplami.- Łamiesz mi serce, cwaniaczku.- Wolałbym raczej złamać ci inną część ciała, ramię lub nogę.Co sobie życzysz, Bruno?Bruno to pogardliwe określenie tępego dupka.Rozejrzałem się szybko i stwierdziłem, że mój gość ma kilku kumpli, którzy jednak są zbyt daleko, aby udzielić mu szybkiej pomocy.Stali przy barze, udając, że są stąd.- Powiadają, że kręcisz się wokół domu Raver Styx.Dostaniesz kataru, jeśli będziesz wtykać nos w nie swoje sprawy.Chcemy wiedzieć, co kombinujesz.- Co to znaczy my? - Był takim chamem, że nie odpowiedział.Zaproponowałem więc: - A może zapytasz Strażniczkę?- Ciebie pytam, Garrett.- Tracisz czas.Wynoś się, Bruno.Przeszkadzasz mi w piciu.Wyciągnął rękę, złapał mnie za nadgarstek i ścisnął.Miał dobry chwyt, ale moja prawa ręka spadła na jego dłoń.Wbiłem kciuk w miejsce, gdzie łącza się palec wskazujący i środkowy, i przycisnąłem mocno.Oczy wylazły mu na wierzch, gęba pobladła.Uśmiechnąłem się przyjaźnie.- Dobra, Bruno.Teraz powiesz mi, dla kogo pracujesz i dlaczego tu przyszedłeś i próbujesz straszyć przyzwoitych ludzi.- Idź do cholery, ty tani.uch!- Musisz nauczyć się myśleć, zanim zaczniesz mówić.Z taką gębą jak twoja to cud, że dotąd w ogóle jeszcze żyjesz.- Garrett, pożałujesz, żeś się kiedykolwiek.uch!- Powiadają, że ból jest najlepszym nauczycielem.W twoim przypadku jednak chyba nawet on nie pomoże.Mam rację?Ktoś podszedł do stołu.Zbliżył się niezauważony, ponieważ akurat obserwowałem kumpli Bruna, którzy chyba już przewąchali, że nie pozostaję w najlepszych stosunkach z ich kolesiem.- Pan Garrett?DaPena to grzeczny ludek.- Junior? Siadaj.Bruno właśnie wychodzi.Puściłem jego rękę.Wstał i zgiął ją kilkakrotnie, usiłując posłać mi na pożegnanie swoje najlepsze mordercze spojrzenie.Chciał mi przyłożyć, ot tak, na pamiątkę, ale zanim się zamierzył, dałem mu kopniaka pod stołem trafiając w goleń.Znowu wywalił ślepska, wydał z siebie cichy dźwięk, dziwnie przypominający szloch, po czym odszedł, póki jeszcze był w stanie chodzić.Widzę, że Domina Dount wyciągnęła cię w jednym kawałku.-Tak.- Gratuluję szczęścia.Ale jak to się stało, że włóczysz się po takich spelunach?Syn był żywym odbiciem ojca, jeśli nie liczyć śladów upływu lat i rozpusty.Skąd pojawiła się kwestia ojcostwa? Może, kiedy był mały, nie przypominał tak uderzająco swego najbliższego przodka po mieczu.Takie rzeczy ciągną się potem za człowiekiem.- Chciałem panu osobiście podziękować.- Dziękować? Mnie? Za co? Przecież nic nie zrobiłem.- Chłopak miał jękliwy, zawodzący głosik, który nasuwał przypuszczenie, że każdym słowem przeprasza za to, że żyje.- Ależ tak.Przynajmniej tak to wyglądało.Porywacze.słyszałem, jak rozmawiali.Ktoś obserwował nasz dom.Kiedy pana zobaczyli, przedyskutowali to i stwierdzili, że muszą wszystko rozegrać najprościej, jak się da.Znali pańską reputację.Widzi pan zatem, że winien mu jestem wdzięczność
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|