[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Powiedział, że jeśli ma jej mądrze doradzić, musi zobaczyć posiadłość.Kim się zgodziła.- Jeśli rzeczywiście zdecydujesz się odnawiać ten stary dom, to przynajmniej będziesz w dobrych rękach - stwierdziła Joyce po skończonej rozmowie.- Muszę już iść.- Kim wstała.Choć starała się nad tym zapanować, uczucie rozdrażnienia w stosunku do matki powróciło.Denerwowały ją ciągłe ingerencje i brak poszanowania jej prywatności.Przypomniała sobie, że matka powiedziała Stantonowi o zerwaniu z Kinnardem i prosiła, żeby znalazł dla niej nowego partnera.- Odprowadzę cię - rzekła Joyce.- Nie trzeba, mamo.- Ale ja chcę.Szły długim korytarzem.- Kiedy będziesz rozmawiać z ojcem na temat starego domu - podjęła Joyce - radzę ci nie wspominać o Elizabeth Stewart.To go tylko rozzłości.- Dlaczego miałoby go to rozzłościć? - spytała oschle Kim.- Nie denerwuj się.Chodzi mi tylko o to, żeby uniknąć kłótni w rodzinie.- Ależ to śmieszne - rzuciła Kim.- Zupełnie tego nie rozumiem.- Wiem o niej tylko tyle, że pochodziła z biednej wiejskiej rodziny z Andover.Nie była nawet oficjalnym członkiem Kościoła.- Tak jakby to miało dziś jakieś znaczenie.Czy to nie ironia losu? Zaledwie w kilka miesięcy po tamtej aferze sędziowie i przysięgli przyznali, że stracono niewinnych ludzi, i okazali publiczną skruchę.A my, trzysta lat później, nie możemy nawet porozmawiać o naszej antenatce.To przecież bez sensu.Dlaczego jej nazwiska nie ma w żadnej książce?- Najwidoczniej dlatego, że rodzina sobie tego nie życzyła.Przypuszczam, że nie uważali jej za niewinną.Dlatego też całą sprawę powinno się zostawić w spokoju.- Według mnie to kupa bzdur - oświadczyła Kim.Wsiadła do samochodu i wyjechała z przesmyku Marblehead.Dopiero kiedy dotarła do Marblehead właściwego, zmusiła się, żeby zwolnić.Pod wpływem nie w pełni dla niej jasnego niepokoju i wzburzenia jechała o wiele za szybko.Mijając Dom Czarownicy w Salem była już w stanie ubrać swoje myśli w słowa i przyznała sama przed sobą, że jej zainteresowanie osobą Elizabeth i procesami czarownic wyraźnie wzrosło pomimo ostrzeżeń matki, a może właśnie z ich powodu.Dojechała do bramy majątku rodzinnego.Na poboczu parkował już chevrolet bronco.Gdy wysiadła z samochodu trzymając w ręku klucze, z chevroleta także wyszło dwóch mężczyzn.Jeden krępy, muskularny, jakby codziennie dźwigał ciężary.Drugi tęgi, a właściwie już otyły, zdyszany, jakby nawet wygramolenie się z samochodu stanowiło dla niego problem.Tęgi przedstawił się jako Mark Stevens, a muskularny jako George Harris.Uścisnęli sobie dłonie.Kim otworzyła bramę i z powrotem wsiadła do samochodu.Pojechali do starego domu.Na miejscu wszyscy wysiedli jednocześnie.- Bajeczny - zachwycił się Mark Stevens.Dom go urzekł.- Podoba się panu? - spytała Kim, uradowana taką reakcją.- Szalenie - odparł Mark.Najpierw obeszli go z zewnątrz.Kim opowiedziała o pomyśle, żeby urządzić nowoczesną kuchnię i łazienkę w przybudówce, a główną część domu pozostawić w zasadniczo nie zmienionej postaci.- Trzeba będzie zainstalować ogrzewanie i klimatyzację - stwierdził Mark.- Ale z tym nie powinno być kłopotów.Weszli do środka.Kim pokazała im cały dom, nawet piwnicę.Szczególne wrażenie zrobił na nich sposób łączenia głównych belek i legarów.- Solidny, porządny budynek - orzekł Mark.- Czy trudno będzie go odnowić? - spytała Kim.- Żaden problem.- Mark spojrzał na George'a, który potakująco skinął głową.- To będzie uroczy dom.Jestem nim oczarowany.- Czy da się to zrobić bez naruszenia jego historycznego charakteru?- Jak najbardziej - zapewnił ją Mark.- Wszystkie przewody, rury i urządzenia elektryczne można ukryć.Będą całkiem niewidoczne.- Zrobimy głęboki wykop, żeby przeprowadzić wszystko co trzeba pod fundamentami.Radziłbym tylko piwnicę wylać cementem.- Dałoby się to skończyć na pierwszego września? - dopytywała się Kim.Mark spojrzał na George'a.Ten skinął głową.Powiedział, że nie widzi przeszkód.- Mam pewną propozycję - dodał Mark.– Duża łazienka rzeczywiście powinna być w przybudówce, tak jak pani sugerowała.Ale moglibyśmy też, nie naruszając charakteru wnętrz, urządzić jedną malutką, wspólną dla dwóch sypialni na piętrze.Myślę, że to byłoby wygodne rozwiązanie.- Dobry pomysł.Kiedy mogliby panowie zacząć?- Jak najszybciej - odpowiedział George.- Właściwie, jeśli mamy zdążyć na pierwszego września, to jutro.- Zrobiliśmy duże zlecenie dla pani ojca - rzekł Mark.- Proponuję te same warunki, na jakich pracujemy zwykle.Płaci nam pani za czas i materiały plus marża.- Decyduję się - oświadczyła Kim z niezwykłą u niej determinacją.- Zapał panów rozproszył resztki moich wątpliwości.Co musimy zrobić na początek?- Możemy zacząć na mocy umowy ustnej - powiedział Mark.- Tymczasem przygotujemy pisemny kontrakt, który podpiszemy później.- Świetnie.- Kim wyciągnęła rękę i uścisnęła dłonie obu mężczyzn.- Musimy tu jeszcze trochę zostać, żeby wszystko wymierzyć - uprzedził Mark.- Proszę się czuć jak u siebie - odparła Kim.- Co do rzeczy, które trzeba będzie wynieść z budynku, to można je przechować w garażu przy dużym domu.Jest otwarty
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|