[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Ostrze miało jedynie dwie stopy długości i było najwyraźniej orężem ceremonialnym.Vixa myślała przez chwilę, że zamiast podać jej broń, stary arystokrata przeszyje ją na wylot.On jednak zmienił chwyt i podsunął jej rękojeść.- Panie, ręczę słowem, że nie okryją go hańbą - oznajmiła księżniczka uroczyście.Druzenalis odwrócił się do niej bokiem, ignorując jej słowa.Vixa spojrzała na uśmiechniętego szeroko Gundabyra.- A ty, mości krasnoludzie? Idziesz czy nie?Krasnolud zmrużył oczy.- Na razie nic lepszego się nie kroi.Zaraz potem Vixa, Gundabyr i Samcadaris wybiegli z Wieży, podążając za heroldem w zabłoconej liberii.Księżniczka zdążyła jeszcze usłyszeć, że marszałek i jego Mówca gorąco o coś się spierają.Niebo zabarwiła pomarańczowa łuna.Na południu, w parku, który zajmował sporą część wyspy, gorzał jakiś wielki pożar.Na ulicach widać było biegające szybko elfy, które dźwigały jakieś zawiniątka.Niektórzy z biegnących byli dobrze uzbrojeni.Wszystko jednak odbywało się w zaskakującym porządku.- Gdyby napadnięto Thorbardin - mruknął Gundabyr - każdy krasnolud stałby w drzwiach swego domostwa i darłby się co tchu w płucach.- Doprawdy? - zdziwił się Samcadaris.- A jakże, ryczeliby na wrogów, by przyszli i stawili im czoło!Krasnolud ruszył do pałacu, by wziąć topór, który zdobył w Thonbec.Tymczasem na przylegającej do koszar ulicy zgromadziła się już pięciuset osobowa grupa gwardii, kwiat armii Silvanostu.Samcadaris stanął pośrodku placu i wezwał do siebie podoficerów.Zwięźle opisał im sytuację i powiedział, czego od nich oczekuje.W następnej chwili oddział elfów biegł już ulicami, kierując się na Bramę Astarin, gdzie wrzał zacięty bój.Obok Vixy, niczym tłoki maszyny gnomów, tłukły uliczny kamień krótkie, muskularne nogi Gundabyra.Krasnolud dźwigał na ramieniu swój katowski topór.Kiedy dotarli do bramy, ujrzeli, że w jej wnęce gdzieniegdzie płoną niewielkie ognie - bez wątpienia rozniecone przez gnomi wynalazek Gundabyra.Mimo nocnego mroku, światło ognia było wystarczająco intensywne, by w jego blasku dostrzec kotłujących się w otwartym przejściu wrogów, wśród których uwijali się, parując ciosy i uderzenia, członkowie załogi wartowni.Podmorców łatwo było poznać ze względu na ich nie byle jaki wzrost, błękit skóry i niejednolite uzbrojenie.Vixa z niemałym trudem przepychając się łokciami, przedarła się do pierwszego szeregu.Nareszcie miała spotkać się z wrogiem na twardym lądzie i z mieczem w dłoni.Na ulicy było pełno oręża poległych w boju i Vixa z łatwością znalazła sobie odpowiednią tarczę.Gdy zatrzymała się, by ją podnieść, Gundabyr wydał dziki okrzyk bojowy, którym mógłby - jak to później obrazowo określił Samcadaris - zwarzyć mleko w skopku, i runął na wrogów samotnie, zostawiając za sobą zwarte, karne szyki gwardii.Z dachu wartowni sypał się nieustannie deszcz grotów.Choć w dole zaciekle kotłowali się jasnoskórzy i błękitni, sławni łucznicy Silvanostu nie mieli żadnych trudności w rażeniu wrogów śmiertelnymi pociskami.Ich celność i skuteczność była godna podziwu.Właściwie jedynie nieustanna ulewa strzał powstrzymywała podmorców od wysypania się spod łuku Bramy i rozlania niszczącą falą po mieście.Kilkunastu podmorców uformowało w otwartej bramie szyk osłonięty tarczami i odpierało natarcia wartowników, podczas gdy inni zaczęli piąć się po wewnętrznych schodach, by dopaść usadowionych na dachu łuczników.Bijące w niebo po drugiej stronie muru płomienie oświetlały całą scenę niesamowitym, czerwonawym i migotliwym blaskiem.Natarcie królewskiej gwardii było potężne - w pierwszych szeregach szli najlepsi szermierze.Vixa wymieniła kilka szybkich ciosów z jakimś oszczepnikiem.Zwarłszy się z nim pierś w pierś, pojęła nagle, że ten podmorzec wyglądał inaczej niż mieszkańcy podwodnego grodu
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|