Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwłaszcza mło­dym czarownikom.Ci, których pewność siebie jest uzasadniona, dożywają późnego wieku.Pluton elitarnych żołnierzy niepostrzeżenie podąży naszym śla­dem, trzymając się dostatecznie daleko, by nie drażnić dumy Shukrat, jednak dostatecznie blisko, by uratować jej miły, zgrabny tyłeczek, jeśli jej wiara we własne siły okaże się przesadzona.Przez wzgląd na Tobo, ja również, przynajmniej dzisiaj, postaram się zadbać, by dane jej było zostać doświadczoną czarownicą.Murgen zwędził gdzieś miotacze kul ognistych dla siebie i Thai Deia.Jakby znikąd pojawił się Wujek Doj i wraz z Różdżką Popiołu wprosił się w skład wyprawy.Mógł sobie być stary niczym świat, ale wciąż miał więcej energii ode mnie.Wraz ze swymi adeptami przemykał przez poharatany las w ciszy tak absolutnej, że momen­tami sądziłem, iż straciłem słuch.Moje stare kości zdradzały zna­cznie mniej ochoty do współpracy, a więc skończyłem w ariergardzie.Dzisiaj całe ciało z uporem przypominało mi, że nie tak dawno temu odniosłem poważne rany.Aczkolwiek z drugiej strony bez tego rzadko mijał dzień.Wciąż miałem na sobie zbroję Pożeracza Żywotów.Chociaż jej hsieńska kopia była znacznie bardziej cicha niż metalowy oryginał roboty Duszołap, dalej zdawało mi się, że wszyscy muszą słyszeć skrzypienie i trzeszczenie.Wbrew radzie Pani wziąłem ze sobą włócznię Jednookiego.Latający słup Shukrat podążał w ślad za nią.Siedziały na nim moje kruki, jeden wskazywał kierunek, drugi gotów był w każdej chwili zanieść na tyły wieści o nieoczekiwanych świątecznych po­zdrowieniach.Zaiste gdzieś w świecie byłoby to święto.Los ofiarował mi także mgnienie postaci Goblina w oddali, najwyraźniej nieprzytomnego, dokładnie tak samo, jak to bywało onegdaj, kiedy korzystał z wy­mówki święta, by upić się do nieprzytomności.Ścisnąłem mocniej czarną włócznię.Dziewczynę również przelotnie zobaczyłem.Poruszała się, ale z wysiłkiem, niczym pijak na krawędzi zamroczenia.Przypomniał mi się pewien dzień, dawno temu, kiedy wraz z bratem o imieniu Kruk, w imieniu Duszołap zastawiliśmy pułapkę na czarownicę zwaną Szept.Zmienne są koleje losu.W owym czasie szalona kobieta była naszym pracodawcą.Teraz pracowała dla nas.A przynajmniej otrzyma sposobność pracy dla nas, jeśli uda mi się utrzymać ją przy życiu.To może się okazać niełatwym zadaniem.Widok dziewczyny i starego przyjaciela zabolał bardzo.Pożało­wałem, że mam przy sobie broń, której mogę użyć, aby z nimi skoń­czyć, tu i teraz.Włócznia Jednookiego zdawała się poruszać w mojej dłoni.Wskazałem tamtych Murgenowi i Thai Deiowi.Wydyszałem:- W drodze powrotnej.Kiedy będziemy już mieli Tobo i Wyjca.- Wykonałem gest w kierunku ich bambusowych tub.Murgen z trudem zachował niewzruszone oblicze.Thai Dei nie miał takich problemów.Na ile mogłem się zorientować, Thai Dei pojawił się na świecie nie wyposażony w mimikę twarzy.Wujek Doj skinął głową.Wujek Doj dawno już temu musiał się zaprzyjaźnić z niemiłą koniecznością.Powiedziałem do Murgena:- Ja to zrobię, jeśli uważasz, że nie dasz rady.- Czasami trzeba swe serce otoczyć grubym murem.Przeszliśmy jeszcze kilka kroków i natknęliśmy się na zjawisko emocjonalne, o którym donosili żołnierze.Jednak przy obecnym sta­nie dziewczyny czar stracił władzę nad rozumem.Wystarczyło się po prostu skoncentrować na niechęci do pokochania Córki Nocy.Zastanawiałem się, jak wszystko mogło wyglądać, kiedy pozo­stawała w pełni władz umysłowych.Bez żadnych problemów znaleźliśmy Tobo.Wyjec leżał w od­ległości dziesięciu stóp, cudownie cichy.Bogowie potrafią zabawiać się w zdumiewające gierki.Zbadałem stan Tobo, zanim pozwoliłem go choćby ruszyć.Puls miał silny i regularny, jednak całe ciało pokrywały skaleczenia i si­niaki, z pewnością połamał też liczne kości.Przez dłuższy czas nie będzie zeń żadnego pożytku.Shukrat wyszeptała:- Nic by mu się nie stało, gdyby miał to na sobie.- Wskazała swe szaty.Faktycznie wydawały się odporne na czary.Zgodnie z tym, co przewidywała, nie czuła żadnych efektów emanacji Córki Nocy.Potem jednak, w miarę jak Córka Nocy dochodziła do siebie, za­częło się robić coraz trudniej, działaliśmy z coraz większym wysiłkiem.Umieściliśmy Tobo na niezgrabnych noszach, które przymoco­waliśmy pod latającym słupem.Wyjca ułożyliśmy na samym drzew­cu.Mocno związanego.Cieleśnie nie ucierpiał znacznie, jednak nie odzyskiwał przytomności.Łachmany posłużyły mu lepiej niż jaka­kolwiek zbroja.Teraz jednak będzie musiał znaleźć sobie jakiś śmietnik w zaułku i wyszperać nowe szmaty.Rozpaczliwie potrzebował nowego ubran­ka.To, co miał na sobie, nie zasługiwało już nawet na miano łach­manów.Kazałem Thai Deiowi i Murgenowi zebrać tak dużo szczątków latającego dywanu, ile się tylko da bez przyciągania uwagi Taglian.Nie wiadomo, czego będzie się można z nich dowiedzieć.Nie chcie­liśmy przecież, by Goblin i Oj Boli wpadli na jakieś błyskotliwe pomysły w kwestii usprawnienia własnej mobilności.Tę właśnie chwilę Wyjec wybrał na to, by się obudzić, przeciąg­nąć i pozdrowić świat porządnym wrzaskiem.Przycisnąłem uzbro­joną dłoń do ust małego bękarta, ale spóźniłem się o mgnienie.Wokół zaroiło się od ludzi Oj Boli.Goblin otrząsnął się z otę­pienia i rozejrzał dookoła, jednak dalej nieco nieprzytomnym wzro­kiem.Ktoś desperacko żądny stanąć między niebezpieczeństwem a Cór­ką Nocy wpadł na nią tak gwałtownie, że zbił ją z nóg i w rezultacie tylko pogłębił jeszcze jej oszołomienie.Zaklęcie “kochaj mnie” osłabło widocznie.Wokół nas zmaterializowało się sześciu tagliańskich żołnierzy.Pierwsi dwaj stanęli jak wryci na widok mnie i Shukrat.Idący z tyłu wpadli na nich.Doj skoczył niczym człowiek nie mający nawet trzeciej części swych lat.Różdżka Popiołu zalśniła w tańcu śmierci.Pojawiło się więcej żołnierzy.Znacznie więcej.Murgen i Thai Dei opróżnili swoje miotacze kul ognistych, a potem wyciągnęli miecze i dołączyli do Doja, tkając stalową draperię.Shukrat powiedziała:- Idziemy.Już.Wystarczy, że popchniesz rheitgeistide.Poleci przed tobą.- Ale tylko w prostej linii, o czym natychmiast się przekonałem.Zmiana kierunku wymagałaby chyba udziału kilku ludzi, którzy musieliby się mocno starać, by pchnąć go w inną stronę, a i wtedy dalej ruszyłby idealnie po prostej.Ja jednak nie miałem nikogo do pomocy.Krewni Tobo zajęci byli przerabianiem tagliańskiej armii na wronią karmę o rozmiarach i pojedynczych kąsków.Shukrat zabawiała się w chowanego z oddziałem tagliańskich łuczników.Kiedy strzały już miały w nią trafić, na chwilę kontury jej sylwetki jakby zamazały się.Płaszcz zawirował, otaczając ją niby chmu­ra.Żaden grot nie sięgnął celu.Za moment wokół Shukrat zalśnił obłok tysiąca obsydianowych płatków.Mimo iż wiatr dął nam w twarze, obłok skierował się ku Taglianom.Nie minęła chwila, a już żołnierze klęli, otrzepywali mun­dury, zapominając całkowicie o niedawnych wojowniczych zamia­rach względem mnie.Jeszcze lepiej.Przez całe lata przyglądałem się, jak Jednooki i Goblin tworzyli identyczne żądła, zazwyczaj jednak mające kształt pszczół lub szer­szeni.Pewnego razu jeden z nich poderwał armię mrówek i kazał jej zaatakować drugiego.Większość sił twórczych przez większość swego życia poświęcali na wzajemne dręczenie się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript