Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zemściła się, bo zmusił ją do posłuszeństwa.96 Tolerował? Cichy głos Desari w jego umyśle ociekał wzgardą.Nie jestem ci winnaposłuszeństwa, Julianie.Nie jestem żółtodziobem, który bez szemrania wypełni każde twojepolecenie.To ty musisz się sporo nauczyć o kobiecie, która ponoć jest z tobą związana.Niepozwolę, żeby mnie traktowano w ten sposób.Julian zatrzasnął umysł, walcząc z tlącym się w nim nieznanym gniewem.Nigdy dotądnie doznał prawdziwej zazdrości.Nigdy nie miał takiego powodu.Jako potężny Karpatianinwierzył, że jego partnerka ochoczo zmieni dla niego swoje życie.Ona powinna chcieć siędopasować, a nie zmuszać go, by żył w jej świecie.Tymczasem wydawało się, że Desari mana tę sprawę własny pogląd.Julian odwrócił się od Dariusa, próbując powściągnąć nieoczekiwany wybuch.Potrzebował czasu na osobności, żeby odzyskać nad sobą kontrolę i przemyśleć kilka rzeczy.Spróbować zrozumieć, że Desari nie była dzieckiem, którym partner może pokierować.%7łeprzeżyła wiele stuleci, ma własną moc, przywykła sama podejmować decyzje i wymaga dlasiebie szacunku.Skierował się w stronę szczytów gór, gdzie zawsze odczuwał coś na kształtspokoju.Tam będzie mógł się zastanowić nad sytuacją i wymyślić jakieś rozwiązanie. Jesteś z naszej krwi", powiedział nieumarły.I to była straszliwa prawda.Jak mógłsądzić, że wolno mu upomnieć się o partnerkę, żyć jak honorowy Karpatianin? Michaił, jegoksiążę, musiał znać prawdę.Gregori też.A Darius na pewno ją wyczuł.Co gorsza, Julianwłaśnie się zorientował, że jeśli Darius wiedział, wiedziała też Desari. Jesteś z naszej krwi".Desari spacerowała po terenie, który Dayan wybrał na obozowisko.Zatrzymali sięnieopodal innych biwakowiczów, ludzi, ale byli bezpieczni przed wzrokiem wścibskich.Z ja-kiegoś powodu Desari wciąż czuła się niespokojna.Chodziła tam i z powrotem, póki Dayannie powiedział jej, żeby przestała, bo wydepcze w piachu nowy szlak.Początkowo sądziła, żeto z powodu złości na Juliana, bo kazał jej spać, jakby była nieopierzonym pisklęciem.Potem doszła do wniosku, że wścieka się sama na siebie, bo uległa jego przymusowi.Terazjednak nie wiedziała już, o co chodzi.Miała w głowie chaos i cały czas próbowała odnalezćmyślami Juliana.Już to wystarczyło, żeby obudzić niepokój.Może potrzebowałapożywienia? Nie, potrzebowała Juliana.Chciała go dotknąć.Zobaczyć.Zaklęła cicho i szybko podeszła do stołu.Forest, samiec lamparta, który z nimipodróżował, leżał rozciągnięty na całą długość.Zirytowana Desari popchnęła go.- Złaz.Kot odpowiedział wzgardliwym uniesieniem warg, ale się nie poruszył.Dayan odwróciłsię, patrząc na nią z zaskoczeniem.- Co się z tobą dzieje?97 - Nic.Coś.Nie wiem.Autokar zepsuł się czwarty raz w tym miesiącu.Barack nie mapojęcia, jak go naprawić, wciąż przy nim majstruje.Nikt nie chce kupić nowego, a ja wciążpowtarzam, że musimy albo nauczyć się reperować go sami, albo zatrudnić mechanika, któryby z nami podróżował.Przecież możemy sobie na to pozwolić.- Znów zaczęła spacerować.Nie mogła usiedzieć w miejscu.- Koty nigdy nie zaakceptują człowieka - odparł Darius, materializując się przy stole.Wyciągnął rękę i zepchnął lamparta.- Będą musiały - burknęła Desari.Obrzuciła brata płonącym spojrzeniem, po czymzaczęła przeszukiwać wzrokiem niebo i drzewa wokół.Gdzie jest Julian? Gdzie jesteś? -wymsknęło się jej.Błagalny krzyk o dotknięcie jego umysłu.Odpowiedziała jej cisza, więcwzburzenie jeszcze wzrosło.Dlaczego to było takie ważne? W końcu kim dla niej był?Kochankiem.U ludzi takie związki są częste.Zresztą wobec Baracka też można było użyćokreślenia  pies na kobiety.W każdym razie przez kilka stuleci.Przywołała się ostro doporządku.Nie wolno jej o tym myśleć.Nie wolno jej myśleć o Julianie ani o tym, gdziemoże być.- Dara, uspokój się - nakazał spokojnie Darius.- Stan twojego umysłu nie ma nicwspólnego z naszym autokarem.- Nie wyobrażaj sobie, że wiesz, co się dzieje w mojej głowie - warknęła.- Wciąż wamwszystkim powtarzam, że potrzebujemy nowego wozu.Teraz autokar jest zepsuty.Ale czyktoś w ogóle zamierza coś z tym zrobić? Syndil jest zbyt zajęta ukrywaniem się przedświatem.Barack gdzieś się włóczy.Dayan i ty nie przywiązujecie wagi do takich drobiazgów.- Co wieczór wychodzę na scenę - odparł Dayan obronnym tonem.- Piszę dla ciebiepiosenki i muzykę.Nie znam się na silnikach i wcale nie chcę się znać.Nie jesteśmy ludzmi,żeby się zajmować takimi rzeczami.Darius w milczeniu przyglądał się siostrze.Tarła rękoma ramiona, jakby zrobiło się jejzimno.Nocne powietrze przejmowało chłodem, ale nie bardziej niż zwykle.Desari byłabardzo blada.- Wychodzenie na scenę wcale nie oznacza, że można zaniedbywać inne szczegóły,Dayanie - oznajmiła Desari.- Musimy ustalać terminy koncertów, kontrolować stan konta,planować trasę, zaspakajać potrzeby kotów, upewnić się, że mamy dość benzyny i zapasówna wypadek, gdyby cośwyskoczyło po drodze.Musimy wyglądać jak ludzie, zachowywać się jak ludzie.Robisz którąśz tych rzeczy, Dayanie? Powtarzam wam, że potrzebujemy albo nowego wozu, albomechanika, a wy lepiej zdecydujcie się, co wolicie, albo zamknijcie się i pogódzcie z moją98 decyzją.Darius uniósł kształtną brew.- A według ciebie, które rozwiązanie byłoby lepsze? Mechanik? Koty zjadłyby go przedkońcem rozmowy o pracę.Choć gdybyś znalazła kogoś, kogo uznałyby za nieapetycznego,moglibyśmy się zgodzić, żeby z nami podróżował.- Człowieka? Mężczyznę? - Dayan był oburzony.- Nie do przyjęcia, żeby kręcił się wpobliżu kobiet.Desari gwałtownie uniosła głowę, w jej czarnych oczach Płonął ogień.- Kobiety nie są twoją własnością, Dayanie.Mamy prawo robić, co nam się podoba.I jeślizechcemy, może się kręcić koło nas każdy, mężczyzna czy kobieta, śmiertelny czy nie.Niejesteś naszym władcą i nigdy nie będziesz.Dayan wypuścił z sykiem powietrze, wyrażając swoją dezaprobatę.- Ten nieznajomy, z którym się wczoraj zadałaś, musiał cię zarazić jakimś wirusem.Charakter ci się zmienił.Na gorsze - dodał.- Dayanie.- Darius stanął między siostrą a swoim zastępcą.- Wystarczy.Ten nieznajomy", Julian Savage, jest potężnym Karpatianinem, łowcą nieumarłych.Dobrzebyłoby się od niego jak najwięcej nauczyć.Jeśli się pojawi, będziesz go traktował zszacunkiem, jakby był jednym z nas.Dayan pokręcił głową z irytacją.Wpuszczenie obcego do ich kręgu było szaleństwem.- Zrobię, jak każesz, Dariusie, ale uważam, że ten człowiek omamił Desari.- Dlaczego? - dopytywała się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript