Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wytyczcie szrank.Poszło szybko.Mety wytyczono za pomocą dwóch wbitych w ziemię włóczni,wyznaczających dystans dziesięciu kroków w szpalerze płonących maznic.Czirnei Sulz stanęli naprzeciw siebie, każdy z samopałem pod pachą i tlącym się lontemw drugiej ręce.Raubritterzy usunęli się na boki, schodząc z linii strzału. Gotów broń!  Notker Weyrach, który wziął na się obowiązek herolda,uniósł buzdygan. Cel!Adwersarze pochylili się, podnosząc lonty na wysokość zapałów. Pal!Przez chwilę nic się nie działo, panowała cisza, lonty syczały i pryskały iskra-mi, śmierdział proch palony na panewkach.Wyglądało, że trzeba będzie przerwaćpojedynek celem ponownego nabicia broni.Notker Weyrach już sposobił się, bydać znak, gdy niespodzianie piszczała Sulza wypaliła ze straszliwym hukiem, bły-snął ogień, zakłębił się cuchnący dym.Bliżej stojący słyszeli gwizd kuli, którachybiła cel i poleciała gdzieś w stronę wychodka.W tym samym niemal momen-cie plunęła dymem i ogniem handkanona Hayna von Czirne.Z lepszym skutkiem.Kula trafiła Ekharda Suiza w podbródek i urwała mu głowę.Z szyi orędownikaantyhusyckiej krucjaty trysnęła fontanna krwi, głowa łupnęła w ścianę stodółki,spadła, poturlała się po majdanie, wreszcie spoczęła w trawie, martwym okiempatrząc na obwąchujące ją psy. Kurde  powiedział w zupełnej ciszy Paszko Rymbaba. Tego się chybaprzyszyć już nie da.* * *Reynevan nie docenił Samsona Miodka.W stajni nie zdążył nawet osiodłać konia, gdy poczuł na karku łaskotaniewzroku.Odwrócił się, zobaczył i stanął jak słup soli z trzymanym oburącz sio-dłem.Zaklął, po czym z rozmachem wpakował siodło koniowi na grzbiet. Nie potępiaj mnie  powiedział, nie odwracając się i udając bez resztypochłoniętego uprzężą. Muszę jechać za nimi.Chciałem uniknąć pożegnań.231 A właściwie pożegnalnych dyskusji, które nie dałyby nic poza zbytecznymi swa-rami i stratą czasu.Pomyślałem, że będzie lepiej.Samson Miodek, wsparty o ościeżnicę, splótł ręce na piersi i milczał, ale jegospojrzenie było aż nadto wymowne. Muszę jechać za nimi  wypalił po chwili napiętego wahania Reynevan. Nie mogę inaczej.Zrozum mnie.To dla mnie niepowtarzalna okazja.Opatrz-ność. Osoba pana Hayna von Czirne  uśmiechnął się Samson  nasuwa i mniewiele skojarzeń.%7ładnego jednak nie nazwałbym opatrznościowym.Ale cóż, ro-zumiem cię.Choć nie powiem, by łatwo mi to przychodziło. Hayn Czirne to wróg Sterczów.Wróg Kunza Aulocka.Nieprzyjaciel moichnieprzyjaciół, a więc mój naturalny sojusznik.Dzięki niemu mogę mieć szansępomścić brata.Nie wzdychaj, Samsonie.Nie miejsce i nie czas na kolejną dysputę,zakończoną wywodem, że zemsta to rzecz płonna i bezsensowna.Tam mordercymojego brata nie tylko chodzą sobie spokojnie po ziemi, ale jeszcze bez przerwydepczą mi po piętach, grożą śmiercią, prześladują kobietę, którą kocham.Nie,Samsonie.Nie ucieknę na Węgry, zostawiając ich tu w pysze i glorii.Mam okazję,mam sprzymierzeńca, znalazłem wroga mojego wroga.Czirne zapowiedział, że zeSterczów i z Aulocka kiszki wypuści.Może to i płonne, może przyziemne, możeniegodne, może bezsensowne, ale chcę go w tym wspomóc i chcę przy tym być.Chcę patrzeć, jak będzie wypuszczał.Samson Miodek milczał.A Reynevan po raz nie wiadomo który nie mógłwyjść z podziwu, ile w jego mętnych oczach i nalanym obliczu idioty mogło po-jawiać się zadumy i mądrej troski.I niemego, acz czytelnego wyrzutu. Szarlej. zająknął się, dociągając popręg. Szarlej, prawda to, po-mógł mi, zrobił dla mnie wiele.Ale przecież sam słyszałeś, sam byłeś świad-kiem.Nie raz.Ilekroć napomykałem o odwecie na Sterczach, odmawiał.Drwiąc przy tym i traktując mnie jak głupiego wyrostka.Kategorycznie odma-wia pomocy w zemście, ba, nawet Adelę, sam słyszałeś, bagatelizuje, wyśmiewa,stale próbuje odwodzić mnie od jazdy do Ziębic!Koń parsknął i zatupał, jak gdyby udzieliło mu się zdenerwowanie.Reynevanodetchnął głęboko, uspokoił się. Przekaż mu, Samsonie, niech nie ma żalu.Psiakrew, nie jestem niewdzięcz-nikiem, zdaję sobie sprawę, ile dla mnie zrobił.Ale chyba tak się właśnie najlepiejodwdzięczę, odchodząc.Sam powiedział: jestem największym ryzykiem.Bezemnie będzie mu łatwiej.Wam obu.Zamilkł. Chciałbym, byś poszedł ze mną.Ale nie proponuję.Byłoby to z mojejstrony brzydkie i nieuczciwe.To, co zamierzam, to rzecz ryzykowna.Z Szarlejembędziesz bezpieczniejszy.Samson Miodek milczał długo.232  Odwodzić cię od twego zamiaru nie będę  powiedział wreszcie. Niebędę narażał cię na, jak to ładnie nazwałeś, swary i stratę czasu.Powstrzymam sięnawet z moją opinią co do sensowności przedsięwzięcia.Nie chcę też bynajmniejdodatkowo pogarszać sprawy i obarczać cię wyrzutami sumienia.Bądz jednakświadom, Reinmarze, że odchodząc, niweczysz moje nadzieje na powrót do megowłasnego świata i własnej postaci.Reynevan milczał długo. Samsonie  rzekł wreszcie. Odpowiedz.Szczerze, jeśli możesz.Jesteśnaprawdę.Czy jesteś.Czy to, co mówiłeś o sobie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript