[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Doris może sobie kłaśćna głowę pięć kolorów farby naraz i stroić się w sto odcieni różowego,dla mnie to bez różnicy.I żeby nie ten jej obrzydliwy pies i te kwiatkina każdym kroku, od których można oszaleć, dla mnie byłaby ideałem.Można było jak Olga czy Filip zachować pełne dyskrecjii szacunku milczenie lub jak Marlena małymi kroczkami zmierzaćdo zaspokojenia niezdrowej ciekawości. Doris, nie wiedziałam, że jesteś taka zboczona odezwała siępewnego ranka, siadając z kawą przy małym stoliku, skąd miała widokna wszystko.Doris sprzątała po śniadaniu.Wytarła ręce w ścierkę, stanęła przedMarleną i spytała: Ja zboczona? Co konkretnie masz na myśli? Znowu wczoraj gapiłaś się na więzienie. Skąd wiesz? Byłam po sery w ziołach u Kalatowej.Wracam, patrzę, na górceprzy szosie stoi samochód Doris.Wytężam wzrok widzę Dorisw pełnej krasie, stoi i gapi się na więzienie. Dlaczego mówisz do mnie w trzeciej osobie? Mówię o tobie, ogólnie, do wszystkich, nie zmieniaj tematu.Więc? Tak sobie obserwowałam okolicę, widoki.Nie można? Przez lornetkę? No właśnie przez lornetkę.Cóż w tym dziwnego?Marlena ze zniecierpliwieniem rozpostarła przed sobą gazetę. Daj spokój, Doris! Nie podziwiałaś żadnych widoków.Stałaśna górce i gapiłaś się na boisko więzienne, gdzie kilkunastu młodych,opalonych recydywistów biegało za piłką. Skąd wiesz, że młodych? wtrąciła Czesia. Bo stare recydywy leżą w celach i mają w głębokiej pogardzieruch na świeżym powietrzu.Więc, Doris? Albo jesteś zboczona, albo& Jestem zboczona tamta nie pozwoliła jej dokończyć. Uwielbiam patrzeć na młodych, muskularnych i opalonych więzniów,biegających za piłką.To mnie kręci.Zakręciła się po kuchni i poszła sprzątać pokoje.Absurd, którydotąd leżał przy wyjściu i spał jak zabity, w jednej chwili zerwał sięi poszedł za panią.Czesia powiedziała, że Doris jest młoda i nie ma nic złego w tym,że sobie patrzy na młodych chłopców.Przecież ślubu z nimi nie będziebrała. Jak cię nieraz słucham, Cześka odezwała się Marlena, niepodnosząc oczu znad gazety to się zastanawiam, czy czas, którego taksię czepiasz na każdym kroku, nie dając mu na chwilę zapomnieć, żemija, nie płynie czasem dla ciebie szybciej niż dla całej reszty świata. Dlaczego? Czesia przerwała krojenie warzyw i stanęła przednią z nożem. Bo gadasz jak stara baba. Młoda nie jestem. Duchem na pewno.Fizycznie jeszcze jako tako.Czesia odruchowo przejrzała się w lustrze, wiszącym w korytarzu.Z jednej strony, z drugiej.Dostrzegła w nim Filipa, który od paru minutszukał kluczyków do samochodu. Jadę po chleb na stację warknął, zły, że nie może ich znalezć. Potem do banku.Wracając, wstąpię do księgowej.Dajcie mi spokój.Doris!Doris, z naręczem brudnej pościeli, wyłoniła się z korytarza.Z wieszaka przy lustrze zdjęła kluczyki i bez słowa mu podała. Znalazłybyście sobie jakieś wspólne hobby, jakiś ciekawy temat poradził, wychodząc. Coś, na czym mogłybyście się skupić, żebybez przerwy jedna drugiej nie dogadywała, kiedy jesteście razem.Chyba w złą godzinę wypowiedział te słowa, bo nie minął tydzień,jak znalazły sobie hobby.Wariacką jazdę dżipem Cześki po okolicznychserpentynach.Najbardziej polubiły te na drodze do Buka.Filip złapał sięza głowę, gdy zaczęły przychodzić mandaty, a pewnego dnia Jaszczuk,blady jak prześcieradło, wyskoczył ze swojego grata pod Magnoliąi zawołał do grillującego na dworze Filipa: Panie Spalski! O mało co nie zepchnęły mnie z drogi! Szalonekobiety! I jeszcze wciągają w to Doris.Filip nie zauważył, żeby Doris jakoś specjalnie się przed tymwariactwem wzbraniała.Ani Olga. A wydawało mi się, że pani Cześka to poważna kobieta. Mnie też do pewnego momentu tak się zdawało, panie Jaszczuk.Czesia bardzo się przejęła słowami Marleny o duchowej starości.Przez tydzień nie przeszła koło lustra, by się w nim nie obejrzeć z każdejstrony, aż w końcu wymyśliła, że, co tam, pora trochę odmłodniećduchem i tak się zaczęło.Filip podejrzewał, że Czesia już wcześniejniezle doginała na tych serpentynach, bo ni z tego, ni z owego niewpadłaby chyba na tak szaleńczy pomysł, ale co to za zabawaw pojedynkę.Raz zabrała ze sobą Doris, raz Marlenę, potem obie naraz,a Olga, jak usłyszała, to sama się wprosiła
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|