Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.jakby to nazwać.kompensację.Ale ludzkie dzieci są pustymi naczyniami oczekującymi na napeł­nienie.Wypełniają je stwory z Przeklętej Równiny - niektórzy mówią, że to niedonoszone dzieci samego Adonny.- Zacisnął usta i skwitował dalsze indagacje Michaela machnięciem ręki.­Rozmowa o tym uważana jest za nieprzyzwoitą.Ani słowa więcej.- Jest jeszcze jedna sprawa - ustąpił Michael.- Jestem' młody - słyszę to na każdym kroku - ale dlaczego ludzie znoszą te upokorzenia?- A co nam pozostaje? - Savarin zmierzył go dziwnym wzrokiem, jakby szukał czegoś ukrytego w jego twarzy.Potem na jego usta powrócił nieodłączny uśmieszek i nauczyciel rozluźnił się.Splótłszy przed sobą dłonie przeciągnął się, aż zatrzeszczało mu w stawach.- Dowiesz się niedługo - mruknął przyciszonym głosem.- Czemu nie idziesz porozmawiać z Heleną? Pewnie już skończyła pracę.Michael nie spodziewał się odprawy, ale najwyraźniej Savarin miał głowę zaprzątniętą czym innym.Michael wstał i wyciągnął rękę.Savarin pochwycił ją i potrząsnął od niechcenia, a potem miękkim ruchem dłoni wskazał na drzwi.- No, idź - powie­dział.- I dziękuję, że wróciłeś.Myśleliśmy już, że cię straciliśmy, kiedy uciekłeś.Michael skinął głową i zamknął za sobą wiklinowe drzwi.Savarin podjął swoje nucenie tak cicho, że w korytarzu prze­stawało być słyszalne w odległości metra od drzwi.Michael idąc pstryknął palcami, zreflektował się zaraz i zatknął kciuk za płócienną tasiemką przytrzymującą mu spodnie.Było wczesne popołudnie i życie w mieście zwalniało tempo; zamykano warsztat ludzie przechadzali się parami wąskimi uliczkami, jedni zmierzając w kierunku walącej się szkoły, inni po prostu spaceru­jąc i rozmawiając.Michael zauważył mężczyznę i kobietę o orien­talnych rysach twarzy, rozmawiających chyba po chińsku.W głowie rozbrzmiewało mu jeszcze echem jego ostatnie pytanie i wyraz twarzy Savarina, gdy je usłyszał.Opór wydaje się naturalny tylko wtedy, gdy ktoś cię gnębi.Ojciec opowiadał często Michaelowi o swych studenckich czasach - rozmowy te nudziły go wtedy, ale teraz przypomniał je sobie jako model zachowania ludzi, przynajmniej Amerykanów, kiedy uważają, że coś jest nie tak, jak trzeba.Michael był ciekaw, czy ludzie mieszkający w Królestwie potrafiliby zorganizować jakąś akcję protestacyjną, może wprowadzić blokadę.Przynajmniej nie wpuszczać Sidhów do Euterpe.zastosować bierny opór.Myśli te wydały mu się tak głupie, że aż się uśmiechnął.Alyons natychmiast rozprawiłby się z taką blokadą.Cześć ludzi przypłaciłaby to pewnie życiem.Może on byłby pierwszym z nich.Ciągle nie mógł uwierzyć, że może umrzeć w Królestwie.Śmierćbyła trudna do pojęcia na Ziemi, ale jak można naprawdę umrzeć tutaj, gdzie wszystko jest postawione na głowie i gdzie zdarza się tyle fantastycznych zjawisk? No i co, że to nie sen, powiedział do siebie.Nie była to też rzeczywistość.Rozmyślając tak nawet nie spostrzegł, kiedy znalazł się przy schodach prowadzących do drzwi Heleny.Wchodził po stopniach powoli, z namaszczeniem.Przejechał dłonią po brodzie spraw­dzając długość meszkowatego zarostu.Kilka prawdziwych wło­sów, które mu tam wykiełkowały, sporo już podrosło; dopiero teraz sobie o nich przypomniał i żałował, że nie ma lusterka i nożyczek, żeby je przystrzyc.Przeżył chwilę paniki tuż przed zapukaniem, wmawiając sobie, że najlepiej byłoby zwiać, gdzie pieprz rośnie.Helena otworzyła drzwi.- Cześć - powiedział opuszczając rękę, którą trzymał się za brodę.- Cześć.Słyszałam twój oddech.- No tak - bąknął Michael.- Przyszedłem cię przeprosić za tamtą ucieczkę.-- Nie musisz przepraszać - powiedziała Helena.Była jakaś przygaszona.Otworzyła szerzej drzwi zapraszając go do środka i zostawiła je otwarte podpierając cegłą.- To musiało być dla ciebie nieprzyjemne.Straciłeś głowę.- Chyba tak.Ale to żadne usprawiedliwienie.Zachowałem się jak dzieciak.Chciałem powiedzieć, po chamsku.- Cieszę się, że wróciłeś - powiedziała stając metr od nie­go.- Może usiądziesz? - Usiedli i Helena gryząc paznokieć patrzyła na niego, ale chyba go nie widziała.- Czy coś się stało? - spytał.Chyba podjęła decyzję, bo nachyliła się ku niemu patrząc mu prosto w oczy.- Michael, przysięgniesz mi coś? Podwójnie przysięgniesz? Bo biorę na siebie wielkie ryzyko.- Jakie ryzyko? - Przysięgniesz?- Co mam przysiąc, Heleno?Zerwała się z miejsca i zaczęła przechadzać nerwowo przed nim.- Jesteś miłym chłopakiem - zaczęła wymachując ręka­mi - ale nie zrozumiałeś, o co nam wczoraj chodziło.Sam wiesz,jaki dla nas jesteś dziwny, że opiekują się tobą Mieszańcy i tak dalej.- Wyobrażam sobie - przyznał Michael.- Zostaw wyobraźnię w spokoju.Czy zdajesz sobie z tego sprawę?- Mnie to też zastanawia, tego jestem pewien.- No właśnie, tym bardziej zastanawia nas.Nikt stąd - mam na myśli ludzi - nie był dotąd tak traktowany.Zachodzimy więc w głowę, czy nie jesteś czasem jakimś podwójnym agentem, czy kimś takim? Może Sidhem, który wygląda jak człowiek?- Nie jestem żadnym Sidhem - zaoponował Michael wybu­chając śmiechem.- Nie, ja też nie sądzę, żebyś nim był.Pocisz się, kiedy się zdenerwujesz.- Zachichotała i położyła uspokajająco dłoń na jego.ramieniu zaciskając znacząco palce.- Musisz mi więc przysiąc, że nie jesteś podwójnym agentem, wtyczką, ani nikim, kogo podstawiono tutaj, żeby nas zdemaskował.- Przysięgam - powiedział Michael.- Masz takie ludzkie oczy - ciągnęła Helena.- Taki przyjemny, zielony kolor.Co się z tobą działo od wczoraj? Michael zamrugał powiekami zaskoczony tą zmianą tematu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript