[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Pożegnać się.Pomodlić.Moi wnukowie nie mieli czasu, żeby się pożegnać, panie Hall.Nie zdołali uściskać rodziców i pocałować ich przed śmiercią.Zostali po prostu rozerwani na kawałki, kiedy wesoło się bawili.— Rozumiem to, panie Kramer.Ale zabicie Sama nie zwróci ich panu.— Nie, nie zwróci.Ale sprawi, że poczujemy się o wiele lepiej.Złagodzi ból.Milion razy modliłem się, żebym dożył chwili, kiedy on umrze.Pięć lat temu przeszedłem atak serca.Przywiązali mnie na dwa tygodnie do jakiejś cholernej maszyny i jednym, co trzymało mnie przy życiu, było pragnienie, żeby nie umrzeć przed Samem Cayhallem.Stawię się tam, panie Hall, jeśli pozwolą mi na to lekarze.Chcę patrzyć, jak on umiera, a potem pojadę do domu i też umrę.— Przykro mi, że myśli pan w ten sposób.— Też mi jest z tego powodu przykro.Przykro mi, że kiedykolwiek usłyszałem nazwisko Sam Cayhall.Adam zrobił krok do tyłu i oparł się o ladę koło antycznej kasy.Wlepił wzrok w podłogę, a Kramer wyglądał przez okno.Słońce opadało ku zachodowi, za budynek, i w małym, stylowym muzeum robiło się coraz ciemniej.— Straciłem przez to ojca — powiedział Adam cicho.— Współczuję panu.Czytałem gdzieś, że popełnił samobójstwo wkrótce po ostatnim procesie.— Sam też cierpiał, panie Kramer.Zniszczył swoją rodzinę, zniszczył pańską.I dźwiga na karku większy ciężar, niż jest pan sobie w stanie wyobrazić.— Może nie będzie mu tak ciężko, kiedy umrze.— Być może.Ale dlaczego nie powstrzymamy tego zabijania?— Jak ja miałbym je powstrzymać?— Czytałem gdzieś; że przyjaźni się pan z gubernatorem.— Dlaczego to pana obchodzi?— A więc to prawda?— To chłopak z okolicy.Znam go od wielu lat.— Spotkałem się z nim w zeszłym tygodniu.Jak pan wie, gubernator ma prawo ułaskawić więźnia.— Nie liczyłbym na to, że to zrobi.— Toteż nie liczę.Jestem jednak zdesperowany.Nie mam nic do stracenia, poza własnym dziadkiem.Jeśli pan i pańska rodzina tak bardzo chcecie, żeby ta egzekucja doszła do skutku, to McAllister z pewnością was wysłucha.— Zgadzam się z panem.— A gdybyście zdecydowali, że jesteście jej przeciwni, to gubernator mógłby podzielić wasze zdanie.— A więc wszystko zależy ode mnie — powiedział stary Kramer, poruszając się wreszcie.Przeszedł obok Adama i stanął przed oknem.— Jest pan nie tylko zdesperowany, panie Hall, ale także niezwykle naiwny.— Nic na to nie odpowiem.— Miło jest wiedzieć, że mam tak wielką władz?.Gdybym o tym wiedział, pański dziadek umarłby już dawno temu.— On nie zasługuje na to, żeby umrzeć, panie Kramer — powiedział Adam podchodząc do drzwi.Nie spodziewał się, że znajdzie współczucie.Ważne było tylko, żeby pan Kramer zobaczył go i dowiedział się, że inni ludzie też cierpią.— Moi wnukowie też na to nie zasługiwali.Ani mój syn.Adam otworzył drzwi i powiedział:— Przepraszam za najście i dziękuję za czas, który mi pan poświęcił.Mam siostrę, kuzyna i ciotkę, córkę Sama.Chciałem tylko, żeby pan wiedział, że Sam też ma rodzinę.Będziemy cierpieli, jeśli on umrze.Jeśli nie zostanie stracony, nigdy nie wyjdzie z więzienia.Zmarnieje tylko i pewnego, niezbyt odległego dnia umrze z przyczyn naturalnych.— Wy będziecie cierpieli?— Tak jest, sir.To żałosna rodzina, panie Kramer, która doświadczył wielu tragedii.Próbuję nie dopuścić, żeby wydarzyła się jeszcze jedna.Elliott Kramer odwrócił się i spojrzał na Adama.Jego twarz była obojętna.— A zatem współczuję panu — powiedział.— Dziękuję raz jeszcze — rzekł Adam.— Życzę panu miłego dnia — dodał siwowłosy dżentelmen bez uśmiechu i Adam wyszedł.Ruszył ocienioną ulicą i po jakimś czasie dotarł do centrum miasta.Znalazł park pamięci ofiar zamachu i usiadł na ławce niedaleko brązowego pomnika dwóch małych chłopców.Po kilku minutach jednak, zmęczony poczuciem winy i ciężarem wspomnień, wstał i odszedł.Wstąpił do tego samego zatłoczonego baru na sąsiedniej ulicy, wypił kawę i zjadł trochę smażonego sera.Parę stolików dalej jacyś ludzie prowadzili rozmowę na temat Sama Cayhalla, ale nie był w stanie usłyszeć, o czym dokładnie mówią.Wynajął pokój w motelu i zadzwonił do Lee.Sądząc po głosie, była trzeźwa i zdawała się odczuwać ulgę, że Adam nie wróci do domu na noc.Obiecał jej, że zjawi się nazajutrz wieczorem.Kiedy zapadł zmrok, spał już od ponad półgodziny.Rozdział 31Środa, dwudziesty piąty lipca.Czternaście dni do wyznaczonej daty egzekucji.Adam pojechał do Memphis przed świtem i od siódmej siedział już zamknięty w swoim biurze.Do ósmej zdążył przeprowadzić trzy rozmowy telefoniczne z E.Garnerem Goodmanem.Goodman sprawiał wrażenie podminowanego i niewyspanego.Omówili szczegółowo kwestie taktyki obronnej przyjętej przez Keysa na procesie.Akta Sama pełne były notatek i analiz wyjaśniających, dlaczego proces został przegrany, niewiele z nich obarczało jednak winą Beniamina Keysa.Keys był doskonałym adwokatem i jego obrona nie dawała praktycznie żadnych powodów do krytyki.Mimo to Goodman i Tyner chcieli złożyć wniosek o stwierdzenie niewłaściwie prowadzonej obrony, Sam sprzeciwił się jednak temu.Goodman i Tyner wyjaśnili mu, że argumentu tego używa się zawsze przy prośbie o unieważnienie wyroku.Mimo to Sam pozostał nieugięty.Lubił Keysa i stanowczo zabronił atakowania go w jakikolwiek sposób.Wydarzyło się to jednak wiele lat wcześniej, kiedy perspektywa komory gazowej wydawała się jeszcze zbyt odległa, by należało się nią przejmować.Goodman ucieszył się więc, że Sam zmienił zdanie.Nadal miał wątpliwości co do wersji wydarzeń przedstawionej przez Sama, musiał jednak ją przyjąć.Zarówno Goodman, jak i Adam wiedzieli, ze kwestię niewłaściwie prowadzonej obrony należało podnieść już dawno, i że robienie tego teraz było działaniem co najmniej desperackim.W podręcznikach prawniczych roiło się od przykładów decyzji Sądu Najwyższego odrzucających słuszne wnioski, ponieważ nie zostały one na czas złożone
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|