[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Marmie biegała wokół nas i plątała się pod nogami, a ja starałam się pilnować, żebynie zostawiła gdzieś niespodzianki.Po raporcie Madeleine byłam bardzo wyczulona na psy robiące coś, czego niepowinny robić.No, w każdym razie w miejscach, w których nie powinny tego robić.Przynajmniej aukcja i przygotowania do niej odciągały moje myśli od Gavina.Niewidziałam go od czwartku i zapowiedziałam, że dzisiaj też raczej nie będę w stanie się z nimspotkać, chyba że aukcja szybko się zakończy.Domek, w którym go ulokowali, wyglądał nienajgorzej i inne dzieci były podobno w porządku, lecz zauważyłam, że wszystkie są od niegostarsze i Gavin trzyma się na uboczu.Mówił, że jedzenie jest do dupy, ale on zawsze takmówi, czasem nawet o moich daniach.Choć przyznaję, że nie zawsze są idealne.Mieliśmy za sobą parę dni otwartych dla potencjalnych nabywców, którzyprzyjeżdżali obejrzeć gospodarstwo, a Jerry Parsons prawie codziennie przywoził ludzi nawłasną rękę, więc tak naprawdę wcale nie było bałaganu.O wpół do drugiej znowu moglizacząć się rozglądać, więc do tego czasu musieliśmy się wyrobić.To było takie przykre: ciwszyscy obcy ludzie łażący po całym gospodarstwie i głośno komentujący twoje dokonania.Ale tak to już jest i wiedziałam, że jeśli wszystko pójdzie dobrze, nigdy więcej nie będęmusiała się tym przejmować.Pan Parsons był super, zjawił się około południa z synem i córką, którzy zabrali się naprzejażdżkę.Przywiezli nawet własny lunch.Justina znałam ze szkoły.Był w porządku, lubiłzajęcia na świeżym powietrzu i chciał zostać rolnikiem.Zakasali rękawy i pomogli nam,przenosząc stertę blachy falistej, którą nie zdążyliśmy się zająć.Nie wiem, ile węży pod niąznalezli, ale parę na pewno.Ludzie zaczęli się zjeżdżać przed czasem, mniej więcej piętnaściepo pierwszej.Jerry Parsons ustawił przy bramie asystenta, z którym kontaktował się przezkrótkofalówkę, ale w końcu przed bramą urosła taka kolejka, że asystent nie mógł dłużejzwlekać i wpuścił wszystkich do środka.Z daleka wyglądało to jak niekończący się konwój.Nie miałam pojęcia, że w Wirrawee mieszka aż tyle osób.Ale nic tak nie przyciąga jakaukcja.Ludzie uwielbiają aukcje, chyba tylko z wyjątkiem tych dotyczących ich własnegomajątku, bo ja jakoś nie byłam zachwycona.Cieszyłam się, że Gavin nie musi tego oglądać.Dzięki Fi jego pokój jeszcze nigdy niebył tak wysprzątany i Gavin pewnie by go nie poznał.W ciągu popołudnia przewinęło się przez niego ze trzysta osób.Homer żałował, że niesprzedajemy biletów.Zachowywał się super i nie odstępowałam go na krok.Lee trzymał się zboku.Nie czuł się najlepiej w takich klimatach.Zauważałam mnóstwo znajomych - wśród nich także takich, których nie widziałam odlat.Zjawili się rodzice Homera, potencjalni nabywcy i oczywiście moi prawni opiekunowie.Ale faktycznie, jak zauważyła pani Randall, nie poświęcali zbyt wiele czasu tej drugiej roli.Byli też wszyscy pozostali sąsiedzi: państwo Young, których pokochałam jak drugą rodzinę,Lucasowie, Nelsonowie (równie okropni jak pan Rodd), pani Rowntree z Tary wraz z nowymmężem, treserem koni.Właśnie przekształcali swoje gospodarstwo w stadninę.Była młodaTammie Murdoch, równie szalona jak jej babcia.Niedawno odziedziczyła rodzinnegospodarstwo.Była Jodie Lewis z Wirrawee, która wieki temu wpadła pod samochód, apotem spędziła wieki w szpitalu i nadal nie odzyskała pełni zdrowia, mimo że znowu mogłachodzić.Byli państwo McPhail i ich syn Randall, kawał ćwoka, który dalej mieszkał zrodzicami i na nich pasożytował.Był Col McCann.Miałam okropne poczucie winy wzwiązku z jego bykiem.Zastanawiałam się, czy zawiózł go do rzezni.Nigdy mi nie wspomniał o dwóchmartwych mężczyznach, a ja nie pytałam.Był pan Roxburgh z Gowan Brae, jeden znajlepszych rolników w okręgu.Była pani Leung, której mąż poległ na wojnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|