[ Pobierz całość w formacie PDF ] .I szatana wkurwionego: Silny, zabiłeś ją, skurwysynie, mą córeczkę małą, a była taka szczupła, lubiła wycieczki, lubiła podróże.Teraz widzę, iż na pewno nie jest ładna.Wręcz jakby przyszły do mnie zwęglone resztki kurczaka.Od Ruskich, powtarzam za nią, trzymając drzwi kurczowo w ręce, co by nie zachciało jej się wchodzić przypadkiem.Trupia wiara.I nie wiem, czy mam taki po prostu film, że ona przyszła tu odebrać swoje dziewictwo czarne, co wczoraj zostawiła.Że po nie wraca, ale już nieżywa, już krew spuszczona.Przez noc umarła, a teraz raptem wróciła.A ja nie wiem o czym z nią gadać.Andżela, ty masz wąsy - zagajam, gapiąc się w nią, by nawiązać rozmowę.Wąsy? - ona pyta tępo, podnosząc swą zgnitą rękę do górnej wargi.Lecz ta ręka również więdnie i opada zgodnie z kierunkiem grawitacji.Wąsy? - powtarza beznamiętnie.No dosłownie wąsy - mówię dziarsko, gdyż czuję, że ten temat ją kręci.Jest to temat neutralny i wesoły, zabawny.Mówię jej: jak czasem spojrzysz, to ja patrzę na ciebie i myślę sobie: facet.Ona jakby na to nie reaguje.Nie śmieje się.jakby nie rozumiała po polsku, co to są wąsy.To ją widocznie nie kręci, ten temat.By nie było ciszy nieprzyjemnej niczym mokre pranie rozwieszone między nami, sprzedające nam raz po raz na twarz nogawki i rękawy.I co słychać? - zagajam więc uśmiechając się krzepiąco do niej, wyciągam rękę, co na niej też zauważam trochę krwi zakrzepłej i klepię ją mocno, przyjacielsko po ramieniu, by wiedziała, że jest między nami przyjaźń, że zawsze możemy zostać kumplami, że jak ją spotkam na ulicy, to zawsze będziemy na cześć między sobą.Ona na ten gest z mej strony zatacza się dość silnie, podnosi rękę z chorągiewką, macha apatycznie dość i mówi: od Ruskich kupiłam.Unosząc tą oklapniętą chorągiewkę.Od Ruskich kupiłam, bo tańsze.Harcerze też sprzedają.Ale drożej.Wiadomo.I z sztucznych tworzyw.Się nie biodegradujących.Jak to mówi, to nie wiem, ile to może trwać.Z jej strony zero uśmiechu, sama powaga.Obliczam cicho w myśli.Może stoimy już tu godzinę.A może pół.A może sekundę.A może ja już nie żyję.Może przetrzymują mnie właśnie w jakimś papierowym ustępie dla czubków, w jakimś wyciętym z gazety dla kobiet biało-czerwonym odwyku.Niby wszystko pięknie, a jak tylko się poruszę, to klej do papieru pójdzie i rozsypię się tu razem z całym stelażem, pod którym płonie ogień piekielny.Bo to jest specjalne piekło, gdzie się siedzi za amfę.Robią ci chore filmy.A Andżela to nie Andżela.To jakaś tekturka jebnięta.Rusza ustami, a głosu nie słychać.Czarna ryba-młot.Czarna ryba-potwór.Czarny żuraw z origami.I teraz składam podanie o panadol.O szeroko pojęty paracetamol.O zwiększenie wydobycia.Bo od wbitego we mnie tego wzroku wiercącego jakiegoś, bańka zaczyna mnie tak boleć, jakby w jedną chwilę miała się od reszty odlepić, sturlać po schodkach, potoczyć ulicą do studzienki i uzyskać całkowitą niepodległość.Pies ci zdechł - mówi mętnie Andżela machając flagą.Ja mówię: że niby co?! Ona na to.że Sunia tam leży przy garażu i nie żyje z głodu.Jak ja się wtedy nie zerwę i już mniejsza o to, co za bagno mam na spodniach w barwach narodowych, już mniejsza o to.Gdyż jestem przerażony.Zszokowany.Biorę to ptasie mleczko, biorę z lodówki to, co tam jest, parówkę, mrożonkę, wszystko i lecę.Sunia leży na plecach na trawniku.Co pewnie trzeba będzie go niedługo ostrzyc znowu.Niezbyt jest ożywiona.Sunia, Sunia, mówię i zbiera mi się na płacz.Szczególnie, że widzę gówienko, co z niej wyszło samo, jak wielki czarny robak, co ją zabił i teraz ucieka w ziemię przed karą.Sunia.No weź.Nie bądź świnia, żeby mnie tak urządzić.Wstawaj.Przyniosłem ci tu.Nie lubisz fasolki, ale chyba tak od święta to byś się nie zatruła, jakbyś zjadła kurwa raz taką fasolę, to by ci korona z tego łba płaskiego nie spadła, nie chciałaś żreć, to teraz nie żyjesz, zobaczysz, jak się pani twoja wkurwi dopiero, jak wróci, a tu zamiast psa trup, dom cały we krwi, zobaczysz, że nas zwolni stąd wszystkich, zamknie ten interes
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|