Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwycięski okrzyk Mordorczyków uleciał podkopułę zimnego marcowego nieba.Uleciał i natychmiast opadł, ponieważ z pękających czarno-pomarańczowychpęcherzy naftowego płomienia ponownie pojawiły się maszerujące szeregi sza-rych wojowników.Płaszcze ich tliły się i dymiły, a na niektórych nawet płonęłyjaskrawym płomieniem.Tak samo płonęły drzewca tkwiących w nich strzał.Otojedna z tych żywych pochodni  czwarty od prawej w pierwszym szeregu  na-gle znieruchomiał i zaczął rozpadać się na kawałki, wzbijając w powietrze wielkisnop iskier.Sąsiedzi jego natychmiast zwarli szereg.Widać było, że bombardo-wanie nie pozostawiło falangi bez strat: w centralnej części zapadliska, na którąskierowane było podstawowe uderzenie, widniało co najmniej pięćdziesiąt takichdymiących stosików węgli; niektórzy jednak, mimo że płonęli, usiłowali wstaći maszerować dalej.Głównodowodzący gwałtownie uderzył pięścią w łęk siodła  zaraz ból spo-woduje, że wróci do realnego świata i w budzącym się mózgu w ciągu kilku minutstopnieją blednące plamy tego nocnego koszmaru.Gówno! Jak i poprzedniostoi na skraju wypalonego zapadliska na Polach Pelennoru, a jego wojownicy, go-towi iść za nim w ogień i wodę, zaraz rzucą się do bezładnej ucieczki, ponieważto, co się dzieje, zupełnie nie podlega ich technicznemu rozumowaniu.Wtedy,29 nie zastanawiając się dłużej, uniósł nad głową jatagan i z grzmiącym okrzykiem: Mordor i Oko!!! pchnął swego argamaka w cwał, omijając szary szyk wojow-ników z jego prawej strony, ponieważ właśnie tu przeniósł się z jakiegoś powoduDunadan w hełmie z opuszczoną przyłbicą.Gdy głównodowodzący Armią Południe zbliżył się do falangi, koń jego naglezarżał i, wspiąwszy się na tylne nogi, omal nie wyrzucił go z siodła.Dopiero terazudało mu się dokładnie przyjrzeć wrogim wojownikom i zrozumiał, że liczni dzi-siejsi  panikarze nie łgali.Rzeczywiście miał przed sobą ożywionych zmarłych:szlachetne pergaminowe mumie ze starannie zaszytymi oczami i ustami; strasz-liwie wzdęci, oblepieni zielonkawym, sączącym się z otworów śluzem topielcy;szkielety w strzępach poczerniałej skóry, przyczyny śmierci których nie odkrył-by żaden anatomopatolog.Martwi odwrócili się do niego i ciszę zakłócił niezbytgłośny, mrożący duszę dzwięk: tak charczy owczarek, zanim rzuci się na wro-ga i wczepi się w gardło.Głównodowodzący jednakże po prostu nie miał czasuna strach, gdyż od prawego tylnego skraju falangi już oderwało się z dziesięciuszarych wojowników, wyraznie zamierzających odciąć mu drogę do znierucho-miałego Dunadana.Nie namyślając się długo, uderzył ostrogami swego konia.Szeregi martwiaków przebył z zadziwiającą łatwością: okazało się, że są małozwrotni i w walce jeden na jednego nie są grozni dla wojownika z jego umiejętno-ściami.Wisielec ze sterczącym na zewnątrz językiem i wytrzeszczonymi, na poływypływającymi gałkami ocznymi, ledwo zdążył unieść miecz, gdy głównodowo-dzący błyskawicznym skrętem kiści w płaszczyznie poziomej przeciął nadgarstektrzymającej broń ręki, po czym starannie rozciął go niemal na dwie połowy  poskosie od prawego ramienia w dół.Pozostali nie wiadomo dlaczego rozsunęli sięna boki, nie usiłując go nawet zatrzymać.Dunadan zaś wyraznie szacował  wal-czyć czy uciekać, ale w końcu podjął decyzję i, obnażywszy elficki miecz, zacząłsię przygotowywać do starcia.Ach, to ty tak.Cóż, nie chcesz konno  niechci będzie.Wykrzyknąwszy tradycyjne:  Broń się, szlachetny panie! , dowódcaArmii Południe zeskoczył z konia.Przez głowę przemknęła mu myśl, że przeciw-nik jego raczej nie zasługuje na określenie  pan.Falanga tymczasem odeszła jużna jakieś sto jardów i wciąż oddalała się; siedmioro martwiaków znieruchomiałow pewnej odległości, nie spuszczając swych niewidzących oczu z pojedynkowi-czów.Nastała martwa cisza.W tej samej chwili głównodowodzący z niespodziewaną, zaskakującą nawetjego samego wyrazistością, uświadomił sobie, że ten pojedynek zadecyduje o lo-sach nie tylko dzisiejszej bitwy, ale o wielu, wielu latach całego Zródziemia.I oprócz tego wewnętrzny glos z jakąś dziwnie błagalną intonacją wypowiedział: Póki nie jest za pózno  przemyśl położenie! Proszę cię, przemyśl! Miał wra-żenie, że głos ten starał się go ostrzec i nie wiedział jak.Ale przecież wszystkojest przemyślane! Obaj mają lekkie zbroje, a w takim układzie wygięty jataganzawsze jest o sto punktów przed prostym zachodnim mieczem; przeciwnik mań-30 kutem chyba nie jest, nie przewiduje więc żadnych niespodzianek.Oczywiście,konno byłoby lepiej, ale nie bądzmy małostkowi.Co tu jeszcze jest do myśle-nia? Jak to się mówi:  Nalewaj do dna!Dunadan czekał, stojąc nieruchomo, i z niewiadomego powodu nie usiłowałmanewrować; kolana miał nieco ugięte, pionowo uniesiony miecz trzymał obiemarękami, rękojeść na wysokości pasa.Cała niedawna pewność siebie głównodo-wodzącego wyparowała.Szybko skrócił dystans do siedmiu kroków, zbliżył sięniemal na styk do promienia pełnego wypadu przeciwnika z Północy, i zacząłwykonywać zwody: w prawo, w lewo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript