Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W labiryncie nie ma środka.Koniec jest tylko końcem zdania, arbitralnym cięciem nożyc: Benedickowiudało się na koniec pocałować Beatrice, ale co stało się w dziesięć lat pózniej? I co następnej wiosny zdarzyło się w Elsyno-rze? A więc dziesięć kolejnych dni.Ale to, co zdarzy się w następnych latach, jest milczeniem, jeszczejedną tajemnicą.Minęło jeszcze dziesięć dni, podczas których ani razu nie zadzwonił telefon.Za to ostatniego pazdziernika, w wigilię Wszystkich Zwiętych, Kemp zabrała mnie po południu naprzechadzkę.Ta niezwykła propozycja powinna była wzbudzić moją podejrzliwość, ale tłumaczył ją wyjątkowopiękny dzień, niebo błękitne jak kwiaty ostróżki wyglądało jak z innego świata, drzewa były bursztynowe, irdzawe, i żółte, powietrze miękkie jak we śnie.Zresztą Kemp zaczęła mi ostatnio  matkować.Musiała to sobie rekompensować ostentacyjnymiwyzwiskami, pozornie więc nasze stosunki wyglądały jak najgorzej, choć były najlepsze.Ale miała rację,wszystko popsułoby się, gdybyśmy przestali udawać, to udawanie stanowiło integralną cząstkę serdeczności.Brakdeklaracji wzajemnej sympatii wynikał z tego, że chcieliśmy być wobec siebie delikatni, co najlepiej dowodziłonaszych prawdziwych uczuć.W ciągu tych dziesięciu dni czułem się nieco mniej nieszczęśliwy, może dziękiKemp, może dzięki wspomnieniu Jojo, którą trudno było nazwać aniołem, ale którą los zesłał mi z innego,lepszego świata, a może po prostu zrozumiałem, że potrafię czekać.Zmieniłem się, wciąż byłem ofiarą wydarzeń,ale już w innym sensie; dojrzały we mnie prawdy Conehisa, szczególnie ta, która objawiła mi się pod postaciąLily.Powoli uczyłem się uśmiechu, tego uśmiechu, którego żądał Conchis.Można przyjmować coś do wia-domości nie wybaczając, można podejmować decyzję i nie wprowadzać jej w czyn.Poszliśmy na północ, minęliśmy Euston Road, weszliśmy do Regenfs Park.Kemp miała na sobie czarnespodnie, brudnawy stary sweter, a w ustach zgaszonego papierosa; miał on ostrzegać świeże powietrze, że tylko nakrótką chwilkę wolno mu wtargnąć do jej płuc.Park pełen był zieleni trawy, wszędzie kręciły się grupki ludzi,kochankowie, rodziny, samotnicy z psami, niezauważalna jesienna mgiełka zmiękczała kolory.Spacerowaliśmy, obserwując z czułością kaczki, a z pogardą graczy w hokeja.- Słuchaj, Nick - powiedziała Kemp - muszę się wzmocnić filiżanką naszego narodowego napoju.To także powinno mi dać do myślenia, jej manes pijały zawsze kawę.Weszliśmy więc do herbaciarni, stanęliśmy w ogonku, znalezliśmy pół wolnego stolika.Kemp poszła dotoalety.Wyciągnąłem z kieszeni książkę.Siedząca z drugiej strony stolika para wyszła.Hałas, bałagan, taniedanka, kolejka do lady.Pomyślałem, że Kerap też pewnie czeka przed toaletą.I pogrążyłem się w lekturze.Po drugiej stronie stolika, po przekątnej.Tak zwyczajnie, tak prosto.Nie patrzyła na mnie, patrzyła w stolik.Poderwałem się szukając wzrokiem Kemp.Ale wiedziałem, żeKemp maszeruje w stronę domu.Cały czas oczekiwałem, że pojawi się efektowni*; zostanę gdzieś tajemniczo wezwany, będą musiałmetaforycznie, a może nawet dosłownie zejść do Tartaru.Ale teraz, kiedy wpatrywałem się w nią niezdolny sięodezwać, a ona unikała mojego wzroku, zrozumiałem, że powrót musiał się odbyć w ten właśnie sposób, musiałapojawić się w jak najbardziej banalnej londyńskiej scenerii, stać się cząstką nudnego powszedniego dnia.Przydzielono jej rolę Rzeczywistości, miała więc być samą sobą, tyle że w innych wymiarach, unosiła się wokółniej aura innego świata; wyłoniła się z tłumu, ale nie była cząstką tłunm.30420 - Mag t* II SOSMiała na sobie kostiumik z cudownie tkanego tweedu, jesień upstrzona zimą, ciemnozieloną chustkęzawiązaną po chłopsku pod brodą.Siedziała złożywszy grzecznie na po-dołku ręce; spełniła swój obowiązek, byłatu.Następny ruch należał do mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript