Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jako stary żołnierz przystąpiłem natychmiast do pobieżnego przeglądu naszych zdolności bojowych na wypadek, gdyby któryś z generał-gubernatorów okazał się na tyle tępy, by czegoś spróbować.Niej spodobało mi się to, co odkryłem.Nasza najcenniejsza broń gdzieś zniknęła.Dokąd poszła Shiki? Gdzie ona się podziała? Dlaczego?Powinienem baczniej obserwować otoczenie.Przeoczenie tak po­ważne mogło okazać się fatalne w skutkach.Jeden z zamaskowanych generał-gubernatorów poderwał się z fo­tela.Wydał z siebie krótki krzyk i zaczął otrzepywać siedzenie.Za­gapiliśmy się na niego.Zapadła cisza.Tamten jakoś zdołał się opa­nować.W ciszy zadźwięczał przytłumiony, wysoki śmiech.Coś bzyczącego, z diamentowymi skrzydłami skoczyło zbyt szybko, by można było je dostrzec.Wyleciało z pomieszczenia, nim ktokolwiek zdążył zareagować.Sahra zauważyła:- Większość istot z Ukrytej Domeny podąży za nami, jeśli odej­dziemy.Być może wystarczająco wiele, by Hsien przestało być Krai­ną Nieznanych Cieni.Mistrz Santaraksita mruczał coś do jej ucha.To zirytowało gene­rał-gubernatorów, podobnie jak i starego rozjemcę.Mnich szczegól­nie niezadowolony był z faktu, iż to właśnie kobiety tkają te aluzyjne groźby.Jednak zachowywał ostrożność.Kompania najwyraźniej zmie­niła taktykę.To było przerażające.Czy obcy zaczynali tracić cier­pliwość? Całe Hsien trawi lęk przed tygrysem śpiącym w Ostoi Kru­ków.A my uczyniliśmy swym celem podsycanie tych lęków.Kiedy znowu rozejrzałem się dookoła, Shikhandini była już na miejscu.Jak?.Przyjrzałem się jej, spodziewając się ujrzeć jakieś diabelstwo w po­stawie lub wyrazie twarzy.Nic nie było.Dzieciak był niewzruszony niczym kamień.Sahra gestem nakazała Santaraksicie odejść.Podreptał do Śpioszki i potem jej również zamruczał coś do ucha.Śpioszka skinęła głową, ale nic więcej nie zrobiła.Stary uczony zaczął wyglądać na bliskiego paniki.Zniknięcie Shiki i jej ponowne pojawienie się rozproszyło resztki wątpliwości, że coś się dzieje.W każdym razie resztki wątpliwości byłego Kapitana.Byłego Kapitana, którego o niczym wcześniej nie poinformowano.Panie realizowały właśnie jedną ze swoich intryg.I dlatego chcia­ły zabrać Shiki ze sobą.Shiki zaś wprowadziła do rozgrywki prze­rażającą rozmaitość broni.A mnie zdołały przekonać, że po prostu potrzebują możliwości odwołania się do magii, gdyby ktoś nie po­trafił opanować niemiłych odruchów, co zdarzało się aż nazbyt czę­sto w naszym towarzystwie.Radisha i Prahbrindrah Drah po dziś dzień opłakują swe zdra­dzieckie porywy.Powiedziałem do Łabędzia:- Ten interes był znacznie bardziej zabawny, kiedy to ja knułem intrygi i obnosiłem się z tajemniczą miną.Pierwszy z Szeregu rzekł:- Czy zrobi nam pani tę grzeczność i wyjdzie na chwilę, Kapita­nie? Ambasadorze? Wierzę, że porozumienie może być w zasięgu ręki.Kiedy czekaliśmy w przedpokoju, Łabędź zapytał:- Dlaczego w ogóle kłopotał się proszeniem nas o opuszczenie komnaty? Po tym co się stało? Czy on naprawdę myśli, że nie do­wiemy się, co zaszło w środku? - Kątem oka mogłem dostrzec roz­maite poruszenia.Pręgi cieni pełzały po ścianach do chwili, gdy pró­bowałem na nie spojrzeć.Wtedy, rzecz jasna, nic nie było widać.- Być może nie zrozumiał w pełni wszystkich implikacji.- Po­dobnie jak faktu, że coś będzie podsłuchiwać każde słowo przezeń wypowiedziane, póki Kompania nie opuści Krainy Nieznanych Cie­ni.Odtąd każda intryga, którą będzie próbował zrealizować, zmieni się w próżny wysiłek.- Idziemy - powiedziała Śpioszka.- Dalej.Konował, Łabędź, przestańcie mielić ozorami i ruszajcie.- Dokąd mamy ruszać? - zapytałem.- Na dół.Do domu.Ruszamy.- Ale.- Nie tego oczekiwałem.Dobra sztuczka Czarnej Kom­panii kończy się nawałą ognia i krwawą łaźnią.Śpioszka warknęła.To był czysto zwierzęcy odgłos.- Jeśli już mam być Kapitanem, to będę Kapitanem.Nie pozwolę na żadne pytania, dyskusje, ani nie będę prosić starej gwardii o wstęp­ną aprobatę mych decyzji.Idziemy.Miała rację.Za moich czasów również kilka razy tak się zacho­wałem.Należało dać przykład.Poszedłem.- Powodzenia - rzuciła Śpioszka na pożegnanie Sahrze.Ruszy­ła w kierunku najbliższej klatki schodowej.Powędrowałem za nią.Zapewne lepiej wyćwiczeni przez poprzednika Śpioszki, pozostali już tuptali grzecznie po tych starożytnych schodach.Na miejscu zo­stali tylko Sahra i Mistrz Santaraksita, aczkolwiek Shiki jeszcze na moment zabawiła z Sahrą, jakby chciała ją uściskać na do widzenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript