Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I oto dotarła do bazaru.Victoria weszła na bazar i na trzy kwadranse zapomnia­ła całkiem o Gałązce Oliwnej.Miedziany Bazar był fascynujący.Palniki, topiący się metal, cała sztuka rzemiosła -wszystko to oczarowało dziewczynę z Londynu, przywykłą do gotowych produktów wystawionych na sprzedaż.Wałę­sała się na chybił trafił po suku, wyszła z Miedzianego Baza­ru, oglądała wesołe pasiaste derki dla koni i pikowane na­rzuty z bawełny.Tutaj produkty europejskie nabierałyzupełnie innego wyglądu: w chłodnym mroku, pod łukowa­tym sklepieniem, wyglądały jak egzotyczny zamorski towar, niecodzienny i rzadki.Cieszyły oko bele taniej baweł­ny w wesołych kolorach.Od czasu do czasu słychać było okrzyk: “Balek, balek!", przechodził osioł lub zaprzężony muł albo człowiek z ładunkiem na plecach.Biegali mali chłopcy z tacami umocowanymi na szyjach.- Elastik, pani, elastik, dobry elastik, angielski elastik! Grzebień, angielski grzebień!Podtykano jej towary dosłownie pod sam nos, gwałtow­nie namawiając do kupna.Victoria szła jak we śnie.Zoba­czyć świat - to jest właśnie to.Na każdym zakręcie tej prze­stronnej krainy chłodnych pasaży pojawiało się coś zupełnie nieoczekiwanego - tu szyją krawcy na tle obraz­ków eleganckich europejskich garniturów, tam - zegarki i tania biżuteria, dalej bele aksamitu i brokaty, bogato prze­tykane metalem; niespodziewany zakręt - i oto alejka ta­nich, tandetnych, używanych ciuchów europejskich: dzi­waczne, żałosne, spłowiałe swetry, długie kamizelki z rozłażącej się tkaniny.Co jakiś czas - duże ciche dziedzińce pod gołym niebem.Victoria trafiła na długi pasaż z męskimi spodniami, we wnękach siedzieli po turecku godni sprzedawcy w turba­nach.- Balek!Z tyłu kroczył obładowany osioł i Victoria musiała usu­nąć się w wąską alejkę pod gołym niebem, która wiła się pomiędzy wysokimi domami.I na tej alejce, zupełnie przy­padkowo, trafiła na cel swoich poszukiwań.Jeden z wylotów prowadził na kwadratowe małe podwórko, gdzie na końcu znajdowały się otwarte drzwi z wielkim napisem “Gałązka Oliwna" i dość okropnym gipsowym ptaszkiem trzymającym w dzióbku niby-gałązkę.Victoria, ucieszona, przebiegła przez podwórko i weszła w otwarte drzwi.Znalazła się w przyciemnionym pokoju.Wszędzie na stołach leżały książki i czasopisma, piętrzyły się też książki na półkach.Zupełnie jak w księgarni, tyle że tu i ówdzie ustawiono obok siebie kilka krzeseł.Z mroku wyłoniła się młoda kobieta i powiedziała sta­ranną angielszczyzną:- Słucham, czym mogę służyć?Victoria spojrzała na nią.Dziewczyna miała sztruksowe spodnie, pomarańczową flanelową koszulę, ciemne lśniące włosy przycięte na smutnego pazia.Pasowałaby może bar­dziej do Bloomsbury, ale typ urody nie był z Bloomsbury.Miała smutne lewantyriskie rysy, wielkie ciemne melan­cholijne oczy i duży nos.- Chciałam.to jest.czy zastałam doktora Rathbone'a? Jakie to denerwujące, że nie zna nazwiska Edwarda.Na­wet pani Cardew Trench mówiła o nim Edward Jak-Mu-Tam.- Tak.Doktor Rathbone.Gałązka Oliwna.Chce się pani do nas przyłączyć? Tak? To świetnie.- No, może.Chciałabym.czy jest doktor Rathbone? Dziewczyna odpowiedziała ze znużonym uśmiechem:- Nie przeszkadzamy mu.Mam tu formularz.Wszystko pani powiem.Pani się podpisze.Opłata dwa dinary.- Jeszcze nie wiem, czy się przyłączę - powiedziała Victoria przestraszona wzmianką o dwóch dinarach.- Chciałabym zobaczyć się z doktorem Rathbone'em al­bo z jego sekretarzem.Lepiej z sekretarzem.- Wytłumaczę.Wszystko pani wytłumaczę.Jesteśmy tu wszyscy przyjaciółmi, wspólnymi przyjaciółmi, razem, na przyszłość, czytamy piękne wychowawcze książki, recytu­jemy wiersze.- Sekretarz doktora Rathbone'a - powiedziała Victoria głośno i wyraźnie.- Prosił, żebym się do niego zgłosiła.Na twarzy dziewczyny pojawił się wyraz ponurego uporu.- Nie dzisiaj - oponowała.- Wytłumaczę.- Dlaczego nie dzisiaj? Czy go nie ma? Nie ma doktora Rathbone'a?- Taak, jest doktor Rathbone.Jest na górze.Ale nie prze­szkadzamy mu.Victoria poczuła, jak narasta w niej owa angielska nieto­lerancja, wobec cudzoziemców.Niestety, jeśli chodzi o nią, Gałązka Oliwna nie wzbudziła przyjaznych uczuć dla in­nych narodów, odniosła skutek dokładnie odwrotny.- Właśnie przyjechałam z Anglii - powiedziała Victoria głosem pani Cardew Trench - mam bardzo ważną wiadomość dla doktora Rathbone'a i muszę mu ją przekazać oso­biście.Proszę mnie zaprowadzić do niego, zaraz! Przykro mi, że mu przeszkodzę, ale muszę się z nim zobaczyć.- Zaraz! - powtórzyła, by zakończyć dyskusję.Przed władczym Brytyjczykiem, który zdecydowanie zmierza do celu, niemal zawsze otwierają się wszystkie bra­my.Dziewczyna z miejsca odwróciła się i poprowadziła Victorię przez pokój, potem na schody, następnie przez kory­tarz wychodzący na podwórko.W korytarzu zatrzymała się i zapukała do drzwi.Męski głos odpowiedział: “Proszę".Dziewczyna otworzyła drzwi i skinęła na Victorię.- Jakaś pani z Anglii.Victoria weszła.Zza dużego biurka zarzuconego papierami wstał męż­czyzna, by się z nią przywitać.Doskonale prezentujący się starszy pan koło sześćdziesiątki z wysokim, wypukłym czo­łem i siwymi włosami.Życzliwość, łagodność i urok - te ce­chy uderzały w nim na pierwszy rzut oka.Nadawałby się świetnie do roli wielkiego filantropa.Powitał Victorię z ciepłym uśmiechem, wyciągając przy­jaźnie rękę.- Więc przyjechała pani z Anglii? - spytał.- Pierwszyraz na Wschodzie?-Tak.- Ciekaw jestem, co pani o tym wszystkim myśli.Musi­my kiedyś porozmawiać.Zaraz, zaraz, czy myśmy się już kie­dyś spotkali? Mam krótki wzrok, a pani się nie przedstawiła.- Nie zna mnie pan - odparła Victoria.- Jestem znajo­mą Edwarda.- Znajoma Edwarda! - rzekł doktor Rathbone.- To wspaniale.A czy Edward wie, że pani jest w Bagdadzie?- Jeszcze nie.- Będzie miał miłą niespodziankę po powrocie.- Po powrocie? - spytała Victoria opadającym głosem.- Tak, Edward pojechał do Basry.Posłałem go tam po na­sze skrzynie z książkami.Były okropne opóźnienia na cle, nie można było zwolnić książek.Potrzebny był kontakt oso­bisty, a Edward do tego świetnie się nadaje.Wie, kiedy czaro­wać, a kiedy się pokłócić, i nie spocznie, póki nie załatwi sprawy do końca.Jest niesłychanie uparty.Piękna cecha u młodego człowieka.Wysoko cenię Edwarda.Tu błysnęło mu oko.- Ale nie muszę chyba, młoda damo, piać przed panią peanów na jego cześć?- Kiedy.kiedy Edward wraca z Basry? - spytała Victoria słabym głosem.- Trudno mi powiedzieć.Musi skończyć z książkami, a w tym kraju nie wolno się spieszyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript