[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Poza tym ciało ludzkie było dla mnie niewyczerpanym źródłem tajemnej, nigdy nie zaspokojonej rozkoszy; często łapałam się na tym, że błądzę wzrokiem lub wodzę palcami po ciele tych moich towarzyszy jednej nocy, jak gdybym chciała się przekonać, co i dlaczego - poza łączącym nas przypadkowym spotkaniem - tak mnie w nich pociąga.Starałam się jednak ukrywać, że robią na mnie wrażenie, bo mężczyźni przy swojej zarozumiałości braliby to za objaw uczucia i każdy z nich od razu byłby przekonany, że jestem w nim zakochana.A tymczasem miłość - przynajmniej w tym sensie, w jakim oni ją rozumieli - nie miała z tym nic wspólnego.Ale moje zarobki były mniejsze, niżby można przypuszczać.Przede wszystkim nie potrafiłam być nigdy tak chciwa i wyrachowana jak Gizela.Oczywiście, uważałam, że muszą mi płacić, bo nie szukałam ich towarzystwa dla przyjemności, ale taką już mam naturę, że kiedy im się oddawałam, kierował mną raczej bujny temperament niż chęć zysku.O pieniądzach myślałam dopiero wówczas, kiedy przychodziło do płacenia, czyli za późno.Zawsze miałam niejasne przekonanie, że dostarczam mężczyznom towaru, który nic nie kosztuje i za który na ogół się nie płaci, i że otrzymywane pieniądze są raczej podarunkiem niż wynagrodzeniem.Wydawało mi się, że nie istnieje w ogóle zapłata za miłość, a w każdym razie nie ma tak wielkiej sumy, która byłaby wystarczająca; i przekonanie to oraz wrodzona skromność uniemożliwiały mi wyznaczenie ceny, którą uważałabym za wygórowaną.Tak więc, jeśli dostawałam dużo, dziękowałam z nadmierną wdzięcznością, jeśli dostawałam mało, nie miałam uczucia, żebym była wyzyskiwana, i nie protestowałam.Dopiero później, nauczona gorzkim doświadczeniem, zdecydowałam się pójść za przykładem Gizeli, która omawiała warunki z góry.Ale z początku wstydziłam się to robić, poza tym nie umiałam wymienić ceny inaczej jak półgłosem, tak że często nie rozumiano mnie i musiałam powtarzać jeszcze raz to samo.Zarobki moje nie były wystarczające także i z innego powodu; mianowicie zaczęłam o wiele mniej liczyć się z wydatkami; kupiłam kilka nowych sukien, perfumy, przybory toaletowe i różne inne rzeczy potrzebne w moim zawodzie, tak że pieniądze otrzymywane od moich kochanków nigdy mi nie wystarczały, tak jak niegdyś nie wystarczały mi pieniądze zarobione pozowaniem i szyciem.Miałam więc wrażenie, że żyję w nie mniejszym niedostatku niż dawniej, pomimo że poświęciłam swój honor.Jak dawniej, a nawet i częściej, zdarzało się, że w domu nie było ani grosza.Jak dawniej, a nawet jeszcze silniej, ograniał mnie lęk, że nie mam zapewnionego jutra.Jestem raczej płocha i flegmatyczna z natury i troska ta nigdy nie zamieniała się w manię, jak to bywa u kobiet bardziej interesownych i nie tak lekkomyślnych.Ale kwitła ona gdzieś w głębi duszy niczym robak toczący stary mebel, przypominając mi nieustannie, że wyzuta jestem ze wszystkiego, że nie mogę ani zapomnieć o tym, ani wypocząć, ani też radykalnie poprawić sobie warunków bytu poprzez zawód, jaki obrałam.Kto natomiast nie odczuwał żadnego niepokoju - tak przynajmniej na pozór wyglądało - to matka.Zapowiedziałam jej od razu, że nie ma potrzeby, aby nadal psuła sobie wzrok ślęcząc nad igłą od rana do nocy.Ona, jak gdyby czekała przez całe życie na takie oświadczenie z mojej strony, odrzuciła natychmiast większą część roboty, ograniczając się do przyjmowania drobnych zamówień, które wykonywała niechętnie i raczej dla zabicia czasu niż dla zarobku.Wyglądało to tak, jakby wysiłek wszystkich lat życia, mający swój początek jeszcze w dzieciństwie, kiedy chodziła na służbę do urzędniczej rodziny, nagle podciął ją ostatecznie i nieodwołalnie, jakby była jedną z tych starych walących się ruder, po których pozostaje w końcu tylko garstka gruzów.Dla osoby takiej jak matka posiadanie pieniędzy oznaczało przede wszystkim jeść do syta i wypoczywać do woli.Jadła teraz o wiele więcej i pozwalała sobie na wygody, które w jej pojęciu odróżniały ludzi bogatych od biednych: wstawała późno, sypiała po obiedzie, czasami wychodziła na spacer.Muszę powiedzieć, że efekt tych “nowości" stanowił może najprzykrzejszą cząstkę mego obecnego życia.Prawdopodobnie człowiek przyzwyczajony do nieustannej pracy nie powinien nigdy jej porzucać; próżniactwo i dobrobyt, choćby i zasłużone, wywierają na niego ujemny wpływ.Gdy tylko poprawiły się nasze warunki materialne, matka roztyła się, a raczej - biorąc pod uwagę szybkość, z jaką straciła swoją ruchliwą, zwinną i szczupłą sylwetkę - chorobliwie napuchła.Jej biodra, dawniej kościste, zaokrągliły się, chude ramiona wypełniły, wklęsłe policzki wydęły.Ale najsmutniejszym objawem tej tuszy była zmiana w oczach, niegdyś szeroko otwartych, dużych, o bystrym i sprytnym spojrzeniu; zmalały one teraz i nabrały jakiegoś dziwnie fałszywego, dwuznacznego wyrazu.Matka utyła, ale ani nie odmłodniała, ani nie stała się ładniejsza.Wydawało mi się, że nie na mnie, ale właśnie na jej twarzy i figurze odbiła się zmiana, jaka zaszła w naszym życiu; i nic nie mogłam poradzić, że ilekroć spojrzałam na nią, odczuwałam jakiś wyrzut, współczucie i zarazem niechęć.Przy tym zachowaniem swoim pogłębiała jeszcze we mnie owo niemiłe uczucie, bo z każdego jej gestu biło błogie zadowolenie zaspokojonej zachłanności; była to typowa reakcja osoby, która przez całe życie nigdy nie wypoczywała ani nie jadła do syta.Oczywiście nie zdradzałam się z tym, co się we mnie działo, bo nie chciałam jej upokarzać, a poza tym zdawałam sobie sprawę, że zanim powiem jej pewne rzeczy, powinnam przedtem powiedzieć je samej sobie.Ale czasami nie potrafiłam opanować odruchów zniecierpliwienia; i wydawało mi się, że teraz, kiedy jest taka gruba, nadęta i chodzi kołysząc się w biodrach, kocham ją mniej niż dawniej, kiedy biegała, krzyczała i narzekała od rana do wieczora, chuda i rozczochrana.Często zadawałam sobie pytanie: “Gdyby moje warunki materialne poprawiły się, przypuśćmy, przez małżeństwo z zamożnym człowiekiem, czy matka roztyłaby się w taki sam sposób?" Dzisiaj przypuszczam, że tak; a ten rys wulgarności, jakiego dopatrywałam się w jej tuszy, przypisuję temu, że - może bezwiednie - nie umiałam patrzeć na nią inaczej jak z wyrzutem.Niedługo ukrywałam przed Ginem zmianę, jaka zaszła w moim życiu.Musiałam powiedzieć mu wszystko w bardzo krótkim czasie, bo już w dziesięć dni po naszym spotkaniu w willi.Pewnego ranka matka przyszła mnie obudzić i pokornym, znaczącym tonem powiedziała:- Czy wiesz, kto przyszedł i chce zobaczyć się z tobą? Gino.- Poproś go tutaj - odpowiedziałam krótko.Była wyraźnie rozczarowana, że nie powiedziałam nic więcej, otworzyła okno i wyszła z pokoju.Za chwilę zjawił się Gino i zauważyłam od razu, że jest zdenerwowany i bardzo czymś przejęty.Nie przywitał się ze mną, podszedł do łóżka i stanął obok mnie; leżałam jeszcze zaspana i patrzyłam na niego.- Posłuchaj - powiedział - czyś nie wzięła wtedy przez pomyłkę jakiegoś przedmiotu z toaletki pani?“Więc o to idzie" - pomyślałam.Zdałam sobie sprawę, że nie odczuwam najmniejszej skruchy, natomiast przykre wrażenie zrobił na mnie służalczy przestrach Gina.Zapytałam:- A dlaczego?- Zginęła puderniczka ogromnej wartości.złota z rubinem.Pani zrobiła piekło w domu; zostawili willę na mojej opiece i choć tego nie mówi, wiem, że podejrzewa mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|