[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Spojrzał na Ferro, na przedmiot, który trzymaław zaciśniętej dłoni.Na Nasienie.- Nie! Pierwsze Prawo.- Pierwsze Prawo? - Bayaz wyszczerzył zęby w uśmiechu.- Zasady są dobre dladzieci.Trwa wojna, a na wojnie jedyną zbrodnią jest przegrana.Słowo Euza? - Skrzywił siępogardliwie.- Ha! Niech Euz tu przyjdzie i mnie powstrzyma!- Dość tego!Jeden z żerców skoczył naprzód i pomknął ku środkowi kręgu, przecinając kolejneżelazne pierścienie.Ferro aż stęknęła, gdy kamień w jej dłoni nagle stał się przerazliwie,okrutnie zimny.Powietrze wokół Bayaza zawirowało i zatańczyło, jakby obserwowała jegoodbicie w pomarszczonej tafli wody.%7łerca wyskoczył w powietrze z otwartymi szerokoustami i wzniesionym do ciosu lśniącym mieczem.i zniknął.Podobnie jak dwóchnastępnych za jego plecami.Po jednym została tylko podłużna plama krwi.Ferro podążyła za nią wzrokiem, coraz bardziej wybałuszając oczy.Rozdziawiła usta.W domu za plecami żerców ziała olbrzymia pionowa dziura, rozdzierająca go odparteru po zawieszony na niebotycznej wysokości dach; olbrzymi wąwóz o ścianachnajeżonych potrzaskanym kamieniem, płatami tynku, połamanymi dzwigarami i odłamkamiszkła.Pył osypywał się z poszarpanych krawędzi i opadał w głąb ziejącej w ziemi dziury.Wpowietrzu wirowały podarte papiery.Z głębi ruiny dobiegł piskliwy, bolesny skowyt.Szloch.Zawodzenie.Liczne głosy.Głosy tych, którzy schronili się w tym budynku.Mieli pecha.Na twarz Bayaza powoli wypłynął uśmiech.- To działa - mruknął mag.MROCZNE ZCIE%7łKIOtoczony przez swoich rycerzy Jezal pośpiesznym krokiem przeszedł pod wysokimłukiem prowadzącym do pałacowych ogrodów.Wydawało się niezwykłe, że najwyższysędzia dotrzymał im kroku podczas przemarszu przez Agriont, ale Marovia nawet się niezadyszał.- Zamknąć bramę! - ryknął.- Zamknąć bramę!Potężne wrota zostały zatrzaśnięte i zablokowane dwiema grubymi jak okrętowemaszty sztabami.Jezal pozwolił sobie na westchnienie ulgi.Masywność bramy dodawałaotuchy, podobnie jak wysokość i grubość okalających pałac murów oraz pokazna liczbadobrze wyszkolonych i solidnie uzbrojonych obrońców.Marovia położył mu lekko dłoń na ramieniu, próbując skierować go ku najbliższymdrzwiom prowadzącym w głąb pałacu.- Powinniśmy znalezć dla Waszej Królewskiej Mości możliwie najbezpieczniejsząkryjówkę.Jezal strącił jego rękę.- Mam się zamknąć na klucz w sypialni? A może lepiej schować się w piwnicy? Nie.Zostanę tutaj i będę kierował obroną.Zza muru dobiegł przeciągły, mrożący krew w żyłach krzyk.Echo poniosło go w głąbpustych o tej porze roku ogrodów.Jezal miał wrażenie, że krzyk wybił w jego głowie dziurę,przez którą błyskawicznie wycieka z niego cała niedawna pewność siebie.Brama zadrżała, jej skrzydła naparły na blokujące ją sztaby.i nagle pomysł ukryciasię w piwnicy zaczął zyskiwać na atrakcyjności.- Zewrzeć szyki! - zabrzmiał piskliwy głos Gorsta.- Chronić króla!Jezala natychmiast otoczyła pancerna ściana; rycerze dobyli mieczy i wznieśli tarcze.Drugi szereg uklęknął przed nimi, sięgając po bełty i napinając ciężkie kusze.Wszyscyspoglądali na ciężkie wrota, które znów zadygotały lekko.- Na dole! - krzyknął ktoś na blankach.- Na do.Rozległ się metaliczny zgrzyt i mężczyzna w zbroi spadł z murów i zarył w miękkąziemię.Jego ciało zadrżało jeszcze i znieruchomiało na zawsze.- Jakim.? - mruknął ktoś.Biała postać zeskoczyła z blanków, obróciła się z wdziękiem w locie i z łoskotemwylądowała przykucnięta na ścieżce.Wyprostowała się i oczom Jezala ukazał się śniadoskórymężczyzna o twarzy gładkiej jak u dziecka, odziany w biało-złotą zbroję.W jednej ręcetrzymał włócznię z ciemnego drewna opatrzoną długim, zakrzywionym ostrzem.W jegoczarnych oczach było coś dziwnego.a właściwie czegoś w nich brakowało.Jezal zorientował się, że ma przed sobą nie człowieka, lecz żercę, istotę winnązłamania Drugiego Prawa, jedno ze Stu Słów Khalula, które przybyły załatwić prastareporachunki z Pierwszym z Magów.Trochę to było nieuczciwe, ale wyglądało na to, że Jezalteż został w tych porachunkach jakoś uwzględniony.%7łerca uniósł rękę jak do błogosławieństwa.- Niech Bóg przyjmie nas wszystkich w niebie.- Teraz! - wydał komendę Gorst.Spusty zagrzechotały i kusze plunęły bełtami.Dwa z nich ześliznęły się po pancerzużercy, dwa kolejne z głuchym stukiem wbiły się w jego ciało - jeden w tułów podnapierśnikiem, drugi w bark.Piąty bełt utknął w twarzy, lotki sterczały żercy tuż pod okiem.Normalny człowiek padłby jak ścięty.%7łerca rzucił się na nich z przerażającą szybkością.Jeden z rycerzy nieporadnie próbował zasłonić się kuszą.Włócznia gładko przecięłabroń, przepołowiła rycerza, z metalicznym dzwiękiem uderzyła w zbroję następnego iwyrzuciła go w powietrze, tak że zatrzymał się dopiero na odległym o dziesięć kroków pniudrzewa
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|