[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Nadzorujący harem eunuch był wszakże poirytowany, gdy powiadomił go przełożony, żewobec nowo przybyłej należy na razie odstąpić od zwykłej procedury badania dziewictwa,dziewczynka bowiem jest zakładniczką i gościem.Jeza przestraszyła dzielnego człowieka, gdyż w chwili rozdrażnienia cisnęła za nimsztyletem.Ostrze przeleciało eunuchowi obok ucha i utkwiło we framudze drzwi.Jeszczetego samego dnia eunuch poprosił Gamala Mohsena o przeniesienie.Baha Zuhajr udał się do pawilonu króla i tam zażądał od konetabla, który jak wierny piesstrzegł wejścia do namiotu, wydania tłumacza, brata Williama.Minorycie serce podeszło do gardła, gdy usłyszał imię budzącego strach emira.Wdodatku mrukliwy konetabl zażartował, że mnicha wezwano, aby wyrok śmierci na siebieprzetłumaczył na jakiś zrozumiały dla chrześcijan język.William odetchnął, dopiero gdy zobaczył, że Baha Zuhajr przybył bez eskorty żołnierzy inie zamierzał go od razu zakuwać w kajdany.Pomyślał, że chodzi o formalności dotyczącewyznaczonego na dzisiaj aktu złożenia przysięgi.Jakież było jego zdumienie, kiedyzaprowadzono go do haremu w sułtańskim pałacu! Tu rozdygotany, trzaskający drzwiami iwstrząsany spazmami płaczu eunuch kazał Williamowi czekać w zakratowanym pokoju.Dokomnat za kratą jak pamięć ludzka sięga, a w każdym razie od kiedy on kierował tymharemem, nie wstąpiła noga mężczyzny, który miał jeszcze illi indu bajdin*, wyłączającnaturalnie sułtana.* Illi indu bajdin (arab.) – dwa jajka w torbie.Z diariusza Jana ze JoinvilleGiza, 5 maja A.D.1250Chętnie popatrzyłbym na piramidę z bliska i, choć wymagało to ogromnego trudu,wspiąłbym się w górę, aby obejrzeć na wpół zasypane wejście, które przez nie kończące sięniskie korytarze i pochylnie miało prowadzić do tajnych grobowców.Do środka niewszedłbym z całą pewnością, nie przywiodłoby mnie do tego nawet stu diabłów i trzechmameluków, bo wiele od Ezera Melchsedeka usłyszałem o wnętrzu tej kamiennej budowli.Nie przyszło mi jednak narażać duszy na takie niebezpieczeństwo, gdyż jeńcom zabronionopodobnych wypraw.Magiczne ostrosłupy sterczące na tle nieba uskrzydlają moją fantazję ikoszmary senne.Są przecież tak blisko, że upiory, które w nich mieszkają, mają do mniedostęp o każdej porze, zwłaszcza w nocy.Mogą przyjść i mnie porwać, cienka płachta namiotu nad moją głową nie jest żadnąprzeszkodą dla duchów, co potrafiły przechodzić przez grube na sążeń kamienne bloki.Całąnoc siedziałem wyprostowany w łóżku i czekałem.My, jeńcy ze szlachetnych rodów, możemy opuścić nasz obóz tylko po to, żebypowędrować do wielkiego namiotu Beduinów, sporządzonego z ciemnobrązowego sukna.Tam odbywają się rokowania.Ponieważ hrabia Bretanii wciąż jeszcze leży chory, zobowiązany jestem dalej – za pełnąaprobatą pana Ludwika – przewodzić naszej delegacji.Emirowie weszli do namiotu dopiero wtedy, gdy my zajęliśmy już miejsca.Tooszczędziło im przy wejściu króla volens nolens podniesienia się z miejsc.Z pewnościąpostąpili wedle wskazówki emira Bajbarsa, któremu te rewerencje, jak sobie przypominam,nadzwyczaj się nie podobały.Dopiero teraz rzuciło mi się w oczy, że nie ma mego sekretarza, naszego tłumacza.Zwróciłem się z usprawiedliwieniem do pana Ludwika, czułem się bowiem wciążodpowiedzialny za kaprysy Williama.Król mnie wcale nie uspokoił.– Drogi seneszalu, wasz wielce biegły sekretarz.Zrobiłem mimo woli przepraszający gest, pomny, iż król ma prawo pierwszeństwa dosłużby Williama, ale pan Ludwik uśmiechnął się tylko.– A więc.nasz znakomity William tak olśnił naszych gospodarzy rozlicznymi talentami,że go zarekwirowali, potrzebujemy więc innego tłumacza.– Zaproponowałbym kogoś – wyrwał się z pomysłem pan Karol z Anjou, ale szybkougryzł się w język i zamilkł.O tłumacza zatroszczyła się strona przeciwna.Naczelny eunuch Gamal Mohsenprzedstawił nam niejakiego Raszida al-Kabira, chyba bardzo bogatego człowieka, ponieważbył ubrany kosztowniej niż my wszyscy, mówił zaś zdumiewająco dobrze po francusku.Pisemnie, w obu językach, nikt bowiem z nas nie potrafił odcyfrować arabskich znaków,przedstawił teraz formuły przysięgi, którą mieli złożyć emirowie.Jeśli nie dotrzymają danegokrólowi słowa, stracą cześć i muszą z gołymi głowami pielgrzymować do Mekki,rozpoznawalni dla każdego jako ludzie bez honoru.Albo, to była druga groźba, okryją sięhańbą, podobnie jak człowiek, który wypędził swoją żonę i znowu ją u siebie przyjął.Ponieważ, jak wyjaśnił nam Raszid, wedle prawa proroka Mahometa, nie wolno mężowiprzyjąć wypędzonej żony, jeśli nie upewni się najpierw na własne oczy, że inny mężczyzna znią obcował.Sądziłem, że źle zrozumiałem, ja bowiem wolałbym nie widzieć, jak ktoś akurat przedmoim nosem zażywa rozkoszy z oddaloną przeze mnie żoną; przy pojednaniu mógłbym sobiewówczas wmawiać, że bolesny czas rozstania ze mną spędziła na wzdychaniu i tęsknocie,jednakże w całkowitej wierności.Ale nie! Prorok chce przed lekkomyślnym „rozwodem”zasunąć rygiel wstydu.Sama skrucha nie wystarczy, inny mężczyzna musi cię ukarać!Dziwne, mało mnie przekonujące prawo!Zażądałem jeszcze trzeciego warunku dotrzymania zawartych umów i pomyślałem przytym o naszym peklowanym mięsie w Damietcie.– Jeśli – zwróciłem się do przewodniczącego emira, namiestnika Husama ibn abi’ Alego– złamiecie choćby jedno z ustaleń, wówczas niech spadnie na was takie samo przekleństwojak na muzułmanina, który spożył świńskie mięso!Gdy pan Raszid przetłumaczył tę propozycję, emirowie byli przerażeni i oburzeni
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|