[ Pobierz całość w formacie PDF ] .— No proszę, mnie też się tak wydawało.Staremu bym się nie przyznał i w raporcie nie napiszę, ale rozpierają mnie przeczucia i gotów jestem iść za ciosem.Poza tym mam już adres tej Chmielewskiej synowej i rano tam lecę, jakieś odciski palców znajdę na pewno…— Tu jeszcze są trzecie pod spodem — zwrócił uwagę podporucznik Jarząbski.Bank odcisków palców istniał i dyżurował przez całą dobę na okrągło.Po dość krótkim przeglądzie danych poinformował, iż owe najstarsze i niezupełnie wyraźne ślady, dokładnie mówiąc jedna połówka i dwie ćwiartki odcisków palców, należą najprawdopodobniej do osoby o nazwisku Alicja Hansen i pobierane były 28 lat temu.Następnym źródłem wiedzy musiało być zatem archiwum.Nazajutrz o dwunastej w południe wiadome już było wszystko.Odciski palców młodszej Chmielewskiej zgadzały się najdoskonalej z odciskami palców z torby.Z pobraniem materiału podporucznik Werbel nie miał najmniejszego kłopotu, wypełniony nim był cały zamieszkiwany przez nią pokój, a także duża część łazienki.A zatem stało się pewne, że to ona odwiedziła denata, zabiła go, po czym uciekła do Danii.W Danii zaś mieszkała podsunięta przez komputer Alicja Hansen, od wieków posiadająca duńskie obywatelstwo.Jej nazwiskiem i adresem biuro paszportowe było zgoła zapchane, bo olbrzymia ilość osób jeździła do Danii na jej zaproszenie, względnie powoływała się na nią, w tym obie Chmielewskie.Adres od dwudziestu pięciu lat powtarzał się ciągle ten sam, istniała zatem szansa, że nadal nie uległ zmianie.Podporucznik Jarzębski nagle jakby rozkwitł.— Ja chcę tam jechać — oznajmił z zaciętością.— Po co?— Zaraz ci powiem.Ja to widzę tak: nie znalazłem u denata żadnych materiałów, które musiał mieć, musiał, rozumiesz? Ta dziewczyna coś od niego wyniosła i poleciała do Danii.Wmieszana w aferę, zabiła go, czy nie, ale zabrała te rzeczy ze sobą, nie spodziewa się mnie chyba, czuje się bezpieczna i może to jeszcze ma!— I co, uważasz, że znajdziesz ją u tej Hansen?— One się tam ciągle zatrzymują.Przynajmniej tak pisały w papierach.Może ona coś wie…— Tam jest telefon.Możesz zadzwonić.— Żeby ją ostrzec? Rozum ci odjęło? Jeśli to ma mieć bodaj cień sensu, trzeba z zaskoczenia.Jadę! Jak nie dostanę delegacji, jadę za własne! Nie kupię zamrażalnika!Związek pomiędzy podróżą za granicę a zamrażalnikiem dla wszystkich był jasny i podporucznik Jarzębski niczego nie musiał tłumaczyć, wzbudził natomiast podziw rozmiarami poświęcenia.Dla kapitana Frelkowicza jego zamiary wchodziły w skład drugiej wersji dochodzenia i nawet stanowiły jej część zasadniczą, przystąpił zatem do załatwienia sprawy.Podpisując stosowny wniosek, zażądał udziału w wykorzystywaniu tego zamrażalnika do degustacji napojów z lodem, co podporucznik Jarzębski święcie przyobiecał.— Angielski znam, w Danii byłem i umiem się tam zachować — rzekł stanowczo.— O osiemnastej jest samolot… A nie, to jutro, dziś był w południe… Dobra, lecę jutro o osiemnastej!Jak postanowił, tak uczynił.Dokładnie w pięć minut po starcie samolotu do kapitana Frelkowicza dotarła nowa informacja.Jesienny okres objawiał się w ogródkach działkowych głównie paleniem rozmaitych śmieci.Nie wszyscy robili porządki na zimę, ale działka przy samym ogrodzeniu, prawie naprzeciwko miejsca zbrodni, po drugiej stronie Racławickiej, wykazywała w tym kierunku duży zapał, głównie z tej przyczyny, że dawało to zajęcie dzieciom.Wywiadowcy kapitana nie zaniedbywali niczego i jeden przyniósł szare, elastyczne rękawiczki z tworzywa sztucznego, bardzo brudne i odrobinę nadpalone.W godzinę później kapitan nawiązał ścisły i przyjacielski kontakt z dwoma młodzieńcami i jedną młodą damą w wieku pomiędzy dziesięć a dwanaście lat.Bartek Wedelski dwa dni temu w godzinach popołudniowych tkwił w kamiennym bezruchu w gęstych malinach przy samej siatce.Był wywiadowcą indiańskim na czatach i oczywiście nie miał prawa drgnąć bez względu na okoliczności.Kiedy zatem przeleciały mu nad głową i zaczepiły się w gąszczu malin dwie rękawiczki, okiem nie mrugnął i nawet nie poruszył głową.Jego siostra natomiast, ofiara przewidziana do oskalpowania, kryła się w rogu działki, odwrócona była twarzą do ulicy i nic jej nie przeszkadzało patrzeć.Widziała zamach ręką osobnika, widziała, że coś rzucił, bardzo była ciekawa co, ale na oskalpowanie nie mogła się narażać.Zrekompensowała sobie zatem brak wiedzy o przedmiocie dokładnym obejrzeniem osobnika, który od razu wsiadł do samochodu.Osobnika widział także ich cioteczny brat, podkradający się do ofiary.Chwilę patrzył, bardziej zainteresowany pojazdem niż jednostką ludzką, trochę jednak zdołał zauważyć.Pojazd odjechał, on zaś spełnił zadanie i obezwładnił bladą twarz
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|