[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Jak tam.W Dun Dare.W noc Saovine.Drżącą ręką zaczął wyciągać miecz z pochwy.Puszczyk przyskoczył do niego, chwycił za ramiona, szarpnąłpotężnie.- Zamknij jadaczkę, stary durniu - zasyczał.Było jednak za pózno.Pozostałym udzieliło się przerażenie.Teżwyciągnęli miecze, odruchowo stając tak, by mieć za plecami któregoś z towarzyszy.- Ona nie jest upiorem! - warknął głośno Rience.- Nie jest nawet magiczką! A nas jest dziesięciu! W DunDare było czterech i wszyscy pijani!- Rozstąpić się - powiedział nagle Bonhart - w lewo i w prawo, w linię.I iść ławą! Ale tak, by się wzajem zoczu nie potracić.- Ty też? - wykrzywił się Rience.- Tobie też się udzieliło, Bonhart? Miałem cię za mniej przesądnego.Aowca nagród popatrzył na niego wzrokiem zimniejszym od lodu.- Rozciągnąć się w ławę - powtórzył, lekceważąc czarodzieja.- Zachować odległości.Ja wracam po konia.- Co?Bonhart znowu nie zaszczycił Rience'a odpowiedzią.Rience zaklął, ale Puszczyk szybko położył mu rękę na ramieniu.- Zostaw - warknął - niech idzie.A my nie traćmy czasu! Ludzi w ławę! Bert i Stigward, w lewo! Ola, wprawo.- Po co to, Skellen?- Pod idącymi w kupie - mruknął Boreas Mun - łacniej lód załamać się może nizli pod rozciągniętą ławą.Nadto, jeśli ławą pójdziemy, mniejszy będzie hazard, że się nam dziewka którędyś bokiem wywinie.- Bokiem? - parsknął Rience.- Jakim sposobem? Zlady przed nami jak na dłoni.Dziewczyna idzie prosto jakstrzelił, gdyby na krok próbowała skręcić, trop zdradziłby to!- Dość gadania - udał Puszczyk, patrząc w tył, w mgłę, w której zniknął wracający Bonhart.- Naprzód!Poszli.- Cieplej się robi - sapnął Boreas Mun.- Lód z wierzchu topnieje, naledz się tworzy.- Mgła gęstnieje.- Ale ślady wciąż widać - stwierdził Dacre Silifant.- Zdaje mi się ponadto, że dziewczyna idzie wolniej.Traci siły.- Tak jak i my - Rience zerwał czapkę i powachlował się nią.- Cicho - Silifant zatrzymał się nagle.- Słyszeliście? Co to było?- Ja nic nie słyszałem.- A ja tak.Jakby zgrzyt.Zgrzyt po lodzie.Ale nie stamtąd - Boreas Mun wskazał w mgłę, w którejznikały ślady.- Jakby od lewej, z boku.- Też słyszałem - potwierdził Puszczyk, rozglądając się niespokojnie.- Ale teraz ucichło.Psiakrew, niepodoba mi się to.Nie podoba mi się to!- Zlady! - powtórzył ze znudzonym naciskiem Rience.- Wciąż widzimy jej ślady! Oczu nie macie? Onaidzie prosto jak strzelił! Gdyby skręciła choćby na krok, choćby na pół kroku, poznalibyśmy to po śladach!Marsz, szybciej, za chwilę będziemy ją mieli! Zaręczam, za chwilę zobaczymy.Urwał.Boreas Mun westchnął, aż zagrało mu w płucach.Puszczyk zaklął.Dziesięć kroków przed nimi, tuż przed wytyczoną przez gęste mleko mgły granicą widzialności, śladykończyły się.Znikały.- Zaraza morowa!- Co jest?- Uleciała, czy jak?- Nie - pokręcił głową Boreas Mun.- Nie uleciała.Gorzej.182Rience zaklął wulgarnie, wskazując wycięte w lodowej skorupie rysy.- Ayżwy - warknął, zaciskając bezwiednie pięści.- Miała łyżwy i założyła je.Teraz pomknie po lodzie jakwicher.Nie dogonimy jej! Gdzie, cholera na jego kark, podziewa się Bonhart? Nie dogonimy dziewczynybez koni!Boreas Mun chrząknął głośno, westchnął.Skellen wolno rozpiął kożuszek, odsłaniając skosem przecinającypierś bandolier z rzędem Orionów.- Nie będziemy musieli jej gonić - powiedział zimno.- To ona dogoni nas.Obawiam się, że nie będziemydługo czekać.- Oszalałeś?- Bonhart to przewidział.Dlatego zawrócił po konia.Wiedział, że dziewczyna wciąga nas w pułapkę.Uwaga! Nadstawiajcie uszu na zgrzyt łyżew o lód!Dacre Silifant zbladł, było to widoczne nawet mimo pokraśniałych od mrozu policzków.- Chłopy! - wrzasnął.- Uwaga! Baczenie mieć! I do kupy, do kupy! Nie gubić się we mgle!- Zamknij się! - ryknął Puszczyk.- Zachować ciszę! Bezwzględna cisza, bo nie usłyszymy.Usłyszeli.Z lewego, najodleglejszego krańca ławy, z mgły, dobiegł ich krótki, urwany krzyk.I ostry,chrapliwy zgrzyt łyżew, podnoszący włosy jak pociągnięcie żelazem po szkle.- Bert! - wrzasnął Puszczyk.- Bert! Co się tam stało? Usłyszeli niezrozumiały okrzyk, a za moment z mgływyłonił się Bert Brigden, uciekający na złamanie karku.Już będąc blisko pośliznął się, wywalił, pojechałbrzuchem po lodzie.- Dostała.Stigwarda - wydyszał, wstając z trudem.- Zasiekła.w przelocie.Tak szybko.%7łe ledwom jąwidział.Czarownica.Skellen zaklął.Silifant i Mun, obaj z mieczami w dłoniach, obracali się, wytrzeszczając oczy we mgłę.Zgrzyt.Zgrzyt.Zgrzyt.Szybko.Rytmicznie.I coraz wyrazniej.Coraz wyrazniej.- Skąd to? - zaryczał Boreas Mun, obracając się, wodząc w powietrzu ostrzem trzymanego oburącz miecza.-Skąd to?- Cicho! - krzyknął Puszczyk, z Orionem we wzniesionej dłoni.- Chyba z prawej! Tak! Z prawej! Nadjeżdżaz prawej! Uwaga!Idący na prawym skrzydle Gemmerczyk zaklął nagle, odwrócił się i pobiegł na oślep we mgłę, chlapiąc potopniejącej warstewce lodu.Nie ubiegł daleko, nie zdążył nawet zniknąć im z oczu
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|