[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Nie powinno się to zdarzać porządnym ludziom.— Mówi pani o sobie? — uśmiechnął się lekko Stephen.— Mówię o Alfredzie, Lydii, Davidzie, George’u, Hildzie, no i o Magdalenie, tak, o niej też.Stephen zapalił papierosa.Wypuścił parę kłębów dymu i zapytał:— Zapomniała pani o jednym porządnym.— Proszę?— Nie wymieniła pani Harry’ego.Roześmiała się, pokazując białe, równe zęby.— Och, Harry jest inny! Myślę, że niejeden raz miał do czynienia z policją.— Być może ma pani rację.To zbyt malownicza postać, nie pasuje do portretu tej rodziny.Lubi pani swoich angielskich krewniaków?— Są uprzejmi — powiedziała bez przekonania Pilar — wszyscy są bardzo uprzejmi, ale rzadko się śmieją, jacyś tacy ponuracy.— Ależ dzieweczko, w tym domu dopiero co popełniono morderstwo!— No tak… — przyznała bez przekonania Pilar.— Morderstwo nie jest wydarzeniem codziennym ani błahym i pani nonszalancja nie jest na miejscu.Może w Hiszpanii jest inaczej, ale w Anglii zabójstwa traktuje się bardzo poważnie.— Pan się ze mnie naśmiewa…— Myli się pani.Wcale mi nie do śmiechu.— Też chciałby się pan stąd wyrwać?— Tak.— A ten wielki, przystojny policjant pana nie puści?— Nie pytałem go, ale na pewno by mnie nie puścił.Muszę uważać na każdy krok, Pilar, muszę być bardzo, bardzo ostrożny.— Męczarnia — skrzywiła się Pilar.— I jeszcze ten stuknięty cudzoziemiec wszędzie wtyka swój nos.Nie wierzę, że coś wyjdzie z tego węszenia, ale on działa mi na nerwy.Pilar zmarszczyła czoło.— Mój dziadek był bardzo, bardzo bogaty, prawda?— Chyba tak.— Kto teraz dostanie jego pieniądze? Alfred i reszta?— Zależy, co napisał w testamencie.— Mógł zostawić mi jakąś sumkę, ale obawiam się, że tego nie zrobił.— Nie zginie pani — pocieszył ją Stephen.— W końcu należy pani do rodziny.Tu jest pani miejsce.Muszą się panią zająć.— Tu jest moje miejsce… To śmieszne.A może nie ma w tym nic śmiesznego.Włączymy gramofon? Potańczymy trochę?— To nie wyglądałoby dobrze.Tańczyć w domu żałoby? Ot, hiszpańska bałamutka bez serca!— Ale ja w ogóle nie czuję żadnego smutku.Dziadka właściwie nie znałam i chociaż lubiłam z nim pogadać, nie zamierzam płakać i umartwiać się z tego powodu, że on umarł.Udawanie jest idiotyczne.— Jest pani urocza! — wykrzyknął Stephen.— Może wepchniemy jakieś pończochy albo rękawiczki do tuby gramofonu? — namawiała Pilar.— Będzie ciszej i nikt nie usłyszy!— No to ruszamy, kusicielko.Roześmiała się uszczęśliwiona i wybiegła w stronę sali balowej w drugim końcu domu.Kiedy znalazła się koło korytarzyka wiodącego do wyjścia na ogród, stanęła jak wryta.Stephen zatrzymał się przy niej.Obok Herkules Poirot z wielką uwagą studiował portret, który zdjął właśnie ze ściany.Zerknął na nich.— Pojawiliście się w odpowiednim momencie.— Co pan robi? — spytała Pilar.— Coś bardzo ważnego: oglądam twarz Simeona Lee jako młodego człowieka.— O, to mój dziadek?— Tak, mademoiselle.Wpatrywała się w namalowaną twarz.— Niepodobny, zupełnie niepodobny… On był taki stary, cały pomarszczony.Tutaj jest podobny do Harry’ego.Harry mógł tak wyglądać dziesięć lat temu.— Tak, mademoiselle.Harry Lee to wykapany Simeon za młodu.A teraz proszę spojrzeć tutaj — Herkules Poirot poprowadził Pilar nieco w głąb korytarzyka.— Tutaj wisi pani babka, proszę; delikatna, pociągła twarz, bardzo jasne włosy, łagodne, niebieskie oczy.— Podobna do Davida — zauważyła Pilar.— I trochę do Alfreda — dodał Stephen.— Dziedziczność to ciekawa rzecz.Simeon Lee i jego żona należeli do diametralnie różnych typów.Większość dzieci odziedziczyła rysy po matce.Proszę spojrzeć tutaj, mademoiselle.Poirot wskazał na portret może dziewiętnastoletniej dziewczyny o złotych włosach i wielkich, roześmianych, niebieskich oczach.Te same kolory, co na obrazie żony Simeona, ale z tej twarzy bił wigor i werwa, których w tamtej próżno by szukać.— Och! — westchnęła donośnie Pilar.Zarumieniła się i sięgnęła pod bluzkę po medalion na złotym łańcuszku.Pokazała Poirotowi tę samą roześmianą buzię.— Moja matka.Poirot oglądał z zainteresowaniem.Na drugiej stronie medalionu znajdował się portret młodego, czarnowłosego mężczyzny o szafirowych oczach.— To pani ojciec?— Tak, to mój ojciec.Jest piękny, prawda?— O tak.Chyba jednak niewielu Hiszpanów ma niebieskie oczy, seńorita?— Na północy to się zdarza.Mój ojciec mógł je odziedziczyć po matce, która była Iriandką.— A więc płynie w pani krew hiszpańska, irlandzka i angielska, a także odrobina cygańskiej.Wie pani, co sobie myślę, mademoiselle? Z tak bogatym dziedzictwem pani może być groźnym przeciwnikiem — Poirot patrzył na nią z respektem.— Bardzo groźnym! — roześmiał się Stephen.— Pamięta pani naszą rozmowę w pociągu.Filar? Powiedziała pani, że wrogów pozbyłaby się pani, podrzynając im gardła…Zamilkł nagle, bo zrozumiał poniewczasie wagę swoich słów.Herkules Poirot szybko skierował rozmowę na inne tory.— Ach, seńorita, przypomniałem sobie o jednej sprawie.Muszę panią prosić o paszport.Mojemu przyjacielowi inspektorowi potrzebny jest ten dokument.Wie pani, to są takie przepisy policyjne dotyczące obcokrajowców, niemądre niewątppliwie, uciążliwe, ale trzeba się do nich zastosować.A, z prawnego punktu widzenia, jest pani cudzoziemką.— Mój paszport? — Pilar uniosła brwi.— Zaraz przyniosę.Mam go w pokoju.Wszyscy troje podeszli do schodów.Tuż nad nimi znajdowały się drzwi do pokoju Pilar.Dziewczyna weszła do środka, a Poirot ze Stephenem pozostali przy schodach.— Ale głupiec ze mnie.Wyrwałem się z tą rozmową z pociągu.Trzeba było się ugryźć w język.Poirot nie odpowiadał.Stał z przekrzywioną głową, jakby nadstawiał ucha.— Ci Anglicy mają fioła na punkcie wietrzenia.Panna Estravados też to wyssała z mlekiem matki
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|