[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Chodź, pomogę ci - rzekł Król.- Odprowadzę go - oznajmił.- Zostaniesz tutaj - powiedział Brough.- Grey, może by tak pan mu pomógł?- Dla mnie on może paść trupem - warknął Grey i przeniósł wzrok na Króla.- Wy też! Ale dopiero wtedy, gdy was złapię, kapralu.A złapię na pewno.- Już ja go wtedy urządzę - powiedział Brough, spoglądając na Króla.- Zgoda?- Tak, panie kapitanie.- Ale do tego czasu - rzekł Brough, znów patrząc na Greya - albo do czasu, kiedy złamie mój rozkaz, nic mu nie można zrobić.- W takim razie niech pan mu zabroni handlu na czarnym rynku.Brough panował nad sobą.- Czego to się nie robi dla świętego spokoju - powiedział, wyczuwając pogardę swoich podkomendnych.Uśmiechnął się w duchu i pomyślał: “Sukinsyny”.- Kapralu - zwrócił się do Króla - zabraniam wam handlu na czarnym rynku.Rozumiem przez to sprzedaż naszym ludziom artykułów żywnościowych, sprzedaż czegokolwiek dla zdobycia zysku.Zabraniam wam sprzedawania z zyskiem.- Czarnorynkowy handel to przecież handel przemycanym towarem.- Kapitanie Grey, zarobek ze sprzedaży wrogowi albo okradanie go nie jest działalnością czarnorynkową.Trochę pohandlować nie zaszkodzi.- Ależ to jest wbrew rozkazom!- Japońskim rozkazom! A ja nie uznaję rozkazów nieprzyjaciela.W końcu Japończycy to nasz wróg - rzekł z naciskiem Brough, który miał już dość tych bzdur.- Koniec z czarnym rynkiem.To rozkaz.- Wy, Amerykanie, trzymacie razem.To wam trzeba przyznać.- Niechże pan znowu nie zaczyna, Grey.Jak na jeden wieczór to za wiele.Dość już się nasłuchałem od Yoshimy.O ile mi wiadomo, nikt tu nie handluje na czarnym rynku ani nie łamie żadnych przepisów, które rzeczywiście nas obowiązują.To wszystko, co mam na ten temat do powiedzenia.Jeżeli przyłapię kogoś na kradzieży albo na tym, że sprzedaje z zyskiem jedzenie lub lekarstwa, osobiście urwę mu rękę i wepchnę mu ją do gardła.Jestem najwyższym stopniem oficerem amerykańskim, to są moi ludzie, a pan słyszy, co mówię.Skończyłem.Grey przyjrzał się Broughowi i obiecał sobie w duchu, że jego też będzie miał na oku.Gówno warci żołnierze, gówno warci oficerowie.Odwrócił się i z godnością wymaszerował z baraku.- Zajmij się Peterem, Tex - polecił Brough.- Już się robi, Don.Tex wziął Marlowe’a na ręce i uśmiechnął się szeroko do Brougha.- Całkiem jak z małym dzieckiem, panie kapitanie - powiedział i wyszedł.Brough spojrzał na pieniądze leżące na stoliku pokerzystów.- Tak, tak.Hazard to nic dobrego.Absolutnie - powiedział niby do siebie, kiwając głową.Podniósł wzrok na Króla i spytał słodko: - Osobiście nie pochwalam hazardu, a ty?Pilnuj się, Brough ma w sobie coś z typowej oficerskiej świni, ostrzegł się w duchu Król.Jak to jest, że tylko oficerskie skurwiele mają taki wygląd i że zawsze ich poznasz i wyczujesz niebezpieczeństwo na kilometr?- Wiesz, wszystko zależy, jak się na to patrzy - rzekł Król, częstując Brougha papierosem i podając mu ogień.- Dziękuję, kapralu.Nie ma to jak prawdziwy papieros - powiedział Brough i znów spojrzał Królowi w oczy.- No więc, jak ty na to patrzysz?- Kiedy wygrywam, wygląda to dobrze.Kiedy przegrywam, trochę gorzej - odparł Król i dodał w myślach: Co ty tam knujesz, sukinsynu?Brough mruknął coś niezrozumiale i spojrzał na stertę pieniędzy leżącą na stole na wprost krzesła, które niedawno zajmował Król.Kiwając w zamyśleniu głową, przejrzał banknoty i zatrzymał je w rękach.Wszystkie.Ogarnął spojrzeniem grube pliki pieniędzy leżące przed każdym z graczy i powiedział z zadumą, nie wiadomo do kogo:- Wygląda na to, że tu wszyscy wygrywają.Król nic na to nie odpowiedział.- Wygląda też na to, że stać cię na składkę.- Mhm?- Do jasnej cholery! On mi tu jeszcze mówi ,,mhm” - powiedział Brough i podniósł rękę z banknotami.- Mniej więcej tyle.Do wspólnej kasy.Oficerowie, żołnierze, bez różnicy.Król jęknął.Prawie czterysta dolarów, pomyślał.- Rany boskie, Don.- zaczął.- Hazard to nałóg - przerwał mu Brough.- Jak przeklinanie, do jasnej cholery.Grasz w karty, więc mógłbyś po prostu przegrać te pieniądze.I co wtedy? Dasz składkę, a zapisze ci się to jako dobry uczynek.Potarguj się, głupi, myślał Król.Zgódź się na połowę.- Fajnie, z wielką chęcią.- Dobra.Ty też, Max - zwrócił się Brough do Maxa.- Ależ kapitanie.- zaniepokoił się Król.- Powiedziałeś już swoje.Max starał się nie patrzeć na Króla.- Tak jest, Max - mówił Brough.- Popatrz tylko na niego.Porządny facet.Dołożył się do wspólnej kasy, dlaczego więc ty nie miałbyś zrobić tego samego?Brough pozbierał po trzy czwarte z każdej kupki i szybko przeliczył to, co wziął.Na ich oczach.Król nie miał innego wyboru, jak tylko siedzieć i patrzeć.- Wypada dychę od łebka na tydzień przez sześć tygodni - oznajmił Brough.- Wypłata w czwartek.Aha, byłbym zapomniał.Max! Zbierz wszystkie manierki i zanieś je na wartownię.Ale już!Wepchnął pieniądze do kieszeni i ruszył do wyjścia.Kiedy znalazł się przy drzwiach, zaświtała mu pewna myśl.Wyjął zwitek pieniędzy i wyciągnął z niego pięciodolarowy banknot.Patrząc na Króla, rzucił go na środek stołu.- To na koszta stypy - powiedział z anielskim uśmiechem.- Dobranoc, chłopcy.W całym obozie trwała zbiórka manierek.Mac, Larkin i Marlowe siedzieli w baraczku pułkownika.Na łóżku obok Marlowe’a leżały trzy manierki.- Moglibyśmy wymontować z nich radio i wpuścić pojemniki do latryny - zaproponował Mac.- Trudno nam teraz będzie ukryć te cholerne manierki.- Moglibyśmy je spuścić do latryny, tak jak są - powiedział Larkin.- Chyba nie mówi pan tego serio, pułkowniku? - zdziwił się Marlowe.- Tak, masz rację, ale skoro już to powiedziałem, musimy wspólnie na coś się zdecydować.Mac wziął do ręki manierkę.- Może za parę dni zwrócą nam tamte - powiedział.-Nie wymyślimy lepszej kryjówki dla radia niż ta.- Oderwał wzrok od manierki.- Kto jest tą świnią, która o niej wie? - spytał jadowicie.Popatrzyli na manierki.- Czy to aby nie pora na wiadomości? - spytał Marlowe.- Masz rację, chłopcze - rzekł Mac i spojrzał na Larkina.- Też tak myślę - zgodził się Larkin.Król nie spał jeszcze, kiedy przez okno zajrzał Timsen.- Stary?- Co jest?Timsen pokazał mu zwitek banknotów.- Mam te dziesięć kafli, które dałeś tamtemu - powiedział.Król westchnął, otworzył czarną skrzynkę i wypłacił Timsenowi należność.- Dzięki, bracie - powiedział Timsen i zachichotał.- Słyszałem, że miałeś starcie z Greyem i Yoshimą.- I co z tego?- Nic.Szkoda tylko, że Grey nie znalazł tego kamyka.Nie chciałbym być w twojej skórze ani Petera.Uchowaj Boże.To musi być okropnie niebezpieczne.Mam rację?- Idź do diabła, Timsen.Timsen roześmiał się.- Ja cię tylko po przyjacielsku ostrzegam, no nie? Aha.Pierwsza partia siatki jest już pod barakiem.Wystarczy na jakieś sto klatek.- Odliczył z otrzymanych pieniędzy sto dwadzieścia dolarów.- Sprzedałem pierwszą partię po trzydzieści za udko.Masz swoją działkę - pół na pół.- Kto je wziął?- Znajomi - odparł Timsen robiąc perskie oko.- Dobranoc, bracie.Król położył się i ponownie sprawdził, czy moskitiera jest wszędzie zatknięta pod siennik.Czuł się zagrożony.Zdawał sobie sprawę, że w ciągu najbliższych dwu dni nie zdoła wybrać się do wioski i że przez ten czas wiele par oczu będzie czekać i śledzić każdy jego ruch.Tej nocy spał niespokojnie, a nazajutrz nie ruszał się z baraku, pozostając pod strażą swoich ludzi.Po obiedzie odbyła się niespodziewana rewizja baraków wyższych oficerów
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|