[ Pobierz całość w formacie PDF ] .— Zgoda — rzekł Kim.— Spróbujmy.Pojedźmy tam.Rozdział 13Sobota wieczór, 24 styczniaTracy była zdruzgotana.Jej sprawa rozwodowa należała do trudnych, szczególnie walka z Kimem o przyznanie opieki nad Becky, ale było to nic w porównaniu z tym, co czuła teraz.Dzięki swojemu doświadczeniu terapeuty właściwie rozpoznała objawy: była na krawędzi poważnej depresji.Doradzała innym ludziom w podobnych okolicznościach i wiedziała, że nie będzie jej łatwo, ale chciała z tym walczyć.Równocześnie wiedziała, że musi pogodzić się z cierpieniem.Pokonawszy ostatni zakręt, zbliżała się do domu, gdy zobaczyła zaparkowane przy krawężniku żółte lamborghini Carla.Nie wiedziała, czy spotkanie z nim sprawi jej radość, czy nie.Wjechała na podjazd i wyłączyła silnik.Carl zszedł po schodach, by ją przywitać.Niósł bukiet kwiatów.Tracy wyszła z samochodu i padła mu w ramiona.Przez kilka minut nie odzywali się; Carl obejmował ją wśród popołudniowych ciemności.— Skąd wiedziałeś? — zapytała, z głową ciągle przytuloną do piersi Carla.— Jestem w zarządzie szpitala — wyjaśnił.— Dochodzą do mnie wszystkie wieści.Tak mi przykro.— Dziękuję ci.Boże, czuję się wykończona.— Wyobrażam sobie.Chodź.Wejdźmy do środka.— Ruszyli.— Słyszałem, że Kim całkiem oszalał.To pewnie jeszcze bardziej cię przygnębia.Tracy tylko kiwnęła głową.— Ten człowiek zupełnie nie panuje nad sobą.Wydaje mu się, że jest kim, Bogiem? Mówię ci, cały szpital aż huczy od plotek.Tracy otworzyła drzwi, nic nie mówiąc.Weszli do środka.— Kim ma teraz bardzo zły okres — stwierdziła Tracy.— Ha! — skwitował Carl.Odebrał od niej płaszcz i powiesił go obok swojego we wnęce na korytarzu.— Mało powiedziane.Jak zawsze jesteś wyrozumiała.Ja jestem o wiele mniej miłosierny.Tak naprawdę chętnie dałbym mu w ucho za to, co wczoraj zrobił w restauracji, rozpowiadając, że Becky tam zachorowała.Widziałaś ten artykuł w gazecie? Odbiło się to zaraz na cenie akcji Onion Ring.Aż trudno uwierzyć, ile straciłem z powodu jego obłędu.Tracy weszła do salonu i padła na kanapę.Czuła się znużona, a zarazem podekscytowana i niespokojna.Carl wszedł za nią.— Może coś ci podać? Coś do picia albo do jedzenia? — zapytał.Tracy potrząsnęła przecząco głową.Carl usiadł naprzeciw niej.— Rozmawiałem z innymi członkami zarządu Foodsmartu — oznajmił.— Poważnie rozważamy, czy nie podać go do sądu, jeśli ceny akcji nadal będą spadać.— To nie było jakieś bezpodstawne oskarżenie — odezwała się Tracy.— Zanim Becky zachorowała, dzień wcześniej zjadła tam surowego hamburgera.— Och, daj spokój — odparł Carl, lekceważąco machając ręką.— Becky tam nie zachorowała.Restauracje tej sieci wypiekają setki tysięcy hamburgerów.I nikt się jeszcze od nich nie rozchorował.Smażymy je na śmierć.Tracy milczała.Carl naraz uświadomił sobie, co powiedział.— Przepraszam.Niefortunnie dobrałem słowa.— W porządku, Carl — rzekła Tracy zmęczonym głosem.— Powiem ci, co mnie w tym wszystkim wkurza — podjął Carl.— Hamburgerom zaszkodziła ta cała wrzawa wokół Escherichia coli.Ludzie automatycznie kojarzą jedno z drugim: Escherichia coli i hamburgera.Do diabła, przecież tej bakterii można się nabawić, spożywając sok jabłkowy, sałatę albo mleko, a nawet pływając w zakażonym jeziorze.Czy nie uważasz, że to nie fair, że hamburger musi brać na siebie cały ten syf?— Nie wiem — przyznała Tracy.— Przepraszam, że nie jestem bardziej rozmowna.Czuję się otępiała.Trudno mi myśleć.— Oczywiście, kochanie — pospieszył Carl.— To ja powinienem przepraszać za moje gadanie.Myślę, że musisz coś zjeść.Kiedy ostatni raz jadłaś?— Nie pamiętam.— No widzisz — stwierdził Carl.— Co byś powiedziała, żebyśmy wyszli do jakiegoś przytulnego lokalu?Tracy spojrzała na Carla z całkowitym niedowierzaniem.— Przed chwilą umarła moja córka.Nigdzie nie wychodzę.Jak możesz w ogóle pytać?— Okay — odrzekł Carl, unosząc ręce w geście obrony.— Rzuciłem tylko pomysł.Po prostu myślę, że powinnaś coś zjeść.Może zamówię jedzenie na wynos.Co ty na to?Tracy schowała twarz w dłoniach.Carl ani trochę jej nie pomagał.— Nie jestem głodna.Poza tym może będzie lepiej, jeśli zostanę dziś sama.Nie nadaję się do dotrzymywania towarzystwa.— Naprawdę? — zapytał Carl.Czuł się dotknięty.— Tak, naprawdę — potwierdziła Tracy i uniosła głowę.— Ale jestem pewna, że ty powinieneś się czymś zająć.— No cóż, jest kolacja w domu Bobby’ego Bo Masona.Pamiętasz, wspominałem ci o tym — powiedział Carl.— Nie bardzo — odparła zmęczona Tracy.— Kto to jest Bobby Bo?— Jeden z miejscowych potentatów handlu bydłem — wyjaśnił Carl.— Dzisiaj wieczorem odbędzie się uroczystość na cześć objęcia przez niego kierownictwa w Amerykańskim Związku Żywca Wołowego.— Brzmi poważnie — stwierdziła Tracy tonem przeciwnym do tego, co czuła.— Owszem.To najpotężniejsza ogólnokrajowa organizacja w tym przemyśle.— W takim razie nie chcę cię dłużej zatrzymywać — powiedziała Tracy.— Nie obrazisz się? — spytał Carl.— Wezmę telefon komórkowy.Możesz do mnie zadzwonić: w dwadzieścia minut będę z powrotem.— Dlaczego miałabym się obrażać? Naprawdę źle bym się czuła, gdybyś przeze mnie nie poszedł na tę uroczystość.* * *Lampki na desce rozdzielczej oblewały twarz Kima łagodnym światłem.Marsha zerkała na niego ukradkiem.Teraz, gdy miała okazję mu się przypatrzyć, musiała w głębi ducha przyznać, że jest przystojnym mężczyzną — mimo dwudniowego zarostu.Przez dłuższy czas jechali w milczeniu.Wreszcie Marsha zdołała nakłonić Kima, by opowiedział jej o Becky.Przeczuwała, że rozmowa o córce dobrze mu zrobi, i miała rację.Kim wyraźnie się ożywił.Uraczył Marshę opowieściami o wyczynach łyżwiarskich Becky — było to coś, o czym Tracy nie wspominała.Kiedy rozmowa o Becky urwała się, Marsha opowiedziała trochę o sobie.W szkole weterynaryjnej ona i jej przyjaciółka zainteresowały się departamentem rolnictwa i postanowiły sobie, że zatrudnią się w tej instytucji i spróbują tam coś zmienić
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|