Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A to oznacza, że faktycznie mamy okołotrzydziestu akrów.To nie wystarczy, aby prowadzić małą farmę.A poza tymbudynki nad strumieniem są w tak opłakanym stanie, że trzeba by fortuny, żebydoprowadzić je do porządku.A co myślisz o dochodowym ogrodnictwie?- O ogrodnictwie? - powtórzyła krzywiąc się.- Masz na myśli warzywa i.?- Tak, mamo, myślę o warzywach i owocach.I wiesz, jedyną osobą, która wogóle ma pojęcie o warzywach, jest McNamara.I o owocach, oczywiście.Przezcałe lata zajmował się aprowizacją domu, prawda? Jak sama przyznałaś, zawszemieliśmy dostatek różnych warzyw.A poza tym są winnice i szklarnie.Kiedy wzeszłym roku miałaś mnie odwiedzić w Londynie, zaproponowałaś, żeprzywieziesz koszyk winogron.Jeśli dobrze pamiętasz, musiałem odmówić, boinaczej nie uniknąłbym wyjaśnień.Musiałbym powiedzieć pani C, że rodzina jejdżentelmena hoduje winogrona.Mój Boże!- Ale czy to się opłaca? Przecież musiałbyś kogoś zatrudnić. - Mamo, na sąsiednich farmach nikt nie zawraca sobie głowy kwiatami, czypospolitymi warzywami.No, ostatecznie mają pole kartofli czy rzepy, ale pozatym zajmują się mleczarstwem i bydłem.Więc my moglibyśmy zacząćdostarczać wszystkie gatunki warzyw, owoców i kwiatów.Właśnie minęliśmydwa wielkie ogrody kwiatowe, zasłane uschniętymi roślinami.Warto spróbować.- Tak, tak, kochanie, wszystko rozumiem, ale to.to ciężka praca.- Wiem, pomyślałem i o tym.Dam sobie radę przy pomocy McNamary ijeszcze kogoś.O tej porze w przyszłym roku będziemy już na rynku, a teraztrzeba zacząć przygotowywać ziemię.- Czy ty kiedykolwiek miałeś w ręku łopatę lub motykę, Geraldzie? - zapytałaz uśmiechem.- Nie, mamo, ale zdobywając nowe doświadczenia na Covent Gardendzwigałem razem z Erbem i Dougiem skrzynki z kwiatami i owocami.Po kilkudniach ból w kościach minął, a dwa tygodnie pózniej - to było w czasie wakacji -dostałem godziwą zapłatę za pomoc, a potem dodatkowe dziesięć funtów zaartykuł, który o tym napisałem.Więc tak, mamo, myślę, że dam sobie radę złopatą, a jak nabiorę doświadczenia, to wezmę się za motykę.- Uśmiechnął się ipoklepał ją po policzku.- No i co o tym myślisz?- Och, jestem z tobą.Będę przy tobie bez względu na to, co zapragniesz robić,Geraldzie.Tak długo, jak tylko ty będziesz chciał być ze mną.Byłam taka.samotna.- Och, moja kochana, moja kochana.Proszę cię mamo, nie płacz.Och, nie, niepłacz.Zupełnie się rozkleję, jeśli będziesz płakać.Odwróciła się i przez chwilę spacerowali w milczeniu.- Twój ojciec nigdy nie doprowadził mnie do płaczu - wyszeptała.- Miłośćumiera, jeśli w ogóle istnieje.Jedynym jej dowodem jest.hm, owoc, któryrodzi.- Spojrzała na niego, ale kiedy nie powiedziała już nic więcej, wziął ją podramię i mocno przycisnął do siebie.Weszli do lasu położonego we wschodniej części posiadłości.Przed nimirozpościerała się długa łąka usiana tu i ówdzie skałami.Zatrzymali sięgwałtownie.- Nigdy nie uda ci się wiele tutaj zrobić - powiedziała po chwili.- Nigdy nie wiadomo.Jeśli uda nam się rozkręcić interes, to może będziemymogli wynająć kilku robotników, żeby oczyścili teren.Ale spójrz! - wyciągnąłrękę.- W pobliżu płotu Gibsonów jest znacznie mniej kamieni.Na sporejprzestrzeni nie widać nawet kamyczka. - Poprowadził ją przed siebie, omijając sterty kamieni, aż znalezli się przykamiennym murze, który Ward wybudował na wysokość półtora metra.Stali blisko muru, patrząc na zamarznięte przeorane pole rozciągające się wdole, gdy w zasięgu ich wzroku pojawiła się biegnąca mała dziewczynka.Zpewnością już wcześniej ich zauważyła, ale nagle zniknęła za rogiem kamiennejściany.A teraz ukazała się z drugiej strony muru i zadzierając głowę do górypowiedziała:- Dzień dobry.- Dzień dobry - odparł Gerald i odwrócił wzrok w stronę matki, któraspoglądała na niego pytająco.Oboje ponownie spojrzeli na dziecko, które właśnie zauważyło: - Mamydzisiaj zimny dzień, prawda? - wyraznie kierując to stwierdzenie do lady Lydii.- Tak.Tak, rzeczywiście zimno dzisiaj, moja droga.- Jak się pan nazywa? - tym razem znowu zwróciła się do Geralda.- Gerald Ramsmore.A ta dama to moja matka.- Och.- Dziecko cofnęło się o krok, po czym znowu podniosło wzrok na ladyLydię, której twarz zdawała się wieńczyć mur.Przez chwilę przyglądała się jejbacznie, po czym stwierdziła: - Moja mama jest chora.- Doprawdy, kochanie?- Tak, nie wychodzi z domu.- Och, tak mi przykro.Teraz dziecko odwróciło się do Geralda i zakomunikowało: - Mój dziadekwychodzi, ale też nie czuje się dobrze.- Dziewczynka opuściła głowę iwpatrywała się w bruzdy, gdy z odległego krańca pola dobiegło ich głośniewołanie: - Janie! Janie!Jednak dziecko nie zawróciło, tylko przybliżyło się do muru i powiedziało: -To moja ciocia Jessie.- Czy nie powinnaś do niej pójść, kochanie? Dziecko nie odpowiedziało, alewpatrywało się w nich z podniesioną głową.- Chodzmy już lepiej - wyszeptała lady Lydia.- Nie - Gerald nie ruszył się z miejsca.- Zostań, mamo.To może być ciekawe.- Janie! Janie! Chodz tutaj natychmiast!Kobieta szła teraz skrótem przez wzniesienia, przytrzymując rękoma długąspódnicę.A kiedy dotarła do dziewczynki, była tak zdyszana, że przez chwilęnie mogła wydusić z siebie słowa.Biorąc dziecko za rękę, spojrzała na ichtwarze.Gerald nie mógł uwierzyć, że ta stojąca na zamarzniętej ziemi kobieta idziewczyna, która kompletnie przerażona wpadła na niego tamtej nocy, nocy, która na zawsze wyryła mu się w pamięć i przytłumiła jego naturalne emocje, tota sama osoba.Czy naprawdę minęło tylko dziesięć lat? Z pewnością nie dla tejdziewczyny.kobiety, która wyglądała jakby zbliżała się do czterdziestki, a niejakby miała dwadzieścia sześć czy siedem lat, bo tyle teraz musiała mieć.- Dzieńdobry, panno Jessie - usłyszał swój głos.- Być może.być może mnie pani nie pamięta? Jestem Gerald Ramsmore, ato moja matka, lady Lydia.Widział, jak przesuwa po nich obojgu wzrokiem i zwilża językiem wyschniętewargi.- Tak, tak, dzień dobry.- Po czym, spoglądając na dziecko, którego dłoń mocno trzymała, dodała: -Przepraszam.przepraszam, jeśli państwu przeszkodziła.- Wcale nie.Nikomu nie przeszkadzałam, ciociu Jessie.Chciałam tylkoporozmawiać.- Dziecko spojrzało na nich i dokończyło rezolutnie: - Lubięrozmawiać.- Chodzmy już.Pociągnęła za sobą dziewczynkę, która na pożegnanie krzyknęła: -Przyjdziecie tu jeszcze?%7ładne z nich nie odpowiedziało, a lady Lydia wyszeptała: - Dobry Boże.Dobry Boże [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript