[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Zrównał się wreszcie z Brianem i odezwał doń głosem na tyle cichym, aby nikt z siedzących w pobliżu go nie posłyszał.- Tobie też się nie poszczęściło? - powiedział.- Nie, niestety.Ha! - odrzekł rycerz tak samo ściszonym głosem; ale potem Jim zobaczył, że w kącikach jego ust rodzi się uśmiech i prawa dłoń zaciska się na kuli siodła.Zorientował się, że Brian ma wielką ochotę złożyć dłoń w pięść i walnąć go serdecznie w ramię.- Oczywiście, że mi się poszczęściło! Znalazłem ich niecałe piętnaście minut temu.Jeden z ludzi wiedział nawet, gdzie jest kaplica, więc poszedł przodem z Johnem Chesterem, żeby go do niej zaprowadzić.Potem wróci i przeprowadzi innych, po dwóch lub trzech, kiedy zaczną wychodzić z obozu.Theoluf zostanie do końca i upewni się, że wszystko poszło dobrze i bez zamieszania.Jechałem dalej spotkać się z tobą, żeby nie zwracać większej uwagi.Podniósł głos.- Chodź - powiedział dość głośno, by jego głos doleciał ludzi w pobliżu - nie mamy już mięsa, ale znajdzie się jakaś flaszka wina.Chodź ze mną, stary przyjacielu!Położył dłoń na ramieniu Jima i zawrócił konia od linii szeregów.Jim podążył za jego przykładem i odjechali, jednak nie w stronę kaplicy, ale z powrotem do lasu.Gdy znaleźli się między drzewami, skręcili i pogalopowali chyżo w kierunku kaplicy.Zanim tam dotarli, przybyło już około tuzina ludzi.John Chester powitał ich szerokim uśmiechem.- Dobra robota, Johnie! - wykrzyknął impulsywnie Brian przerzucając prawą nogę nad siodłem, po czym uwolnił lewą stopę ze strzemienia i ześlizgnął się z grzbietu konia.Jim, który nigdy nie nauczył się tej szczególnej sztuczki, zsiadł ze swego nieco bardziej statecznie.Brian kiwnął na jednego ze zbrojnych, żeby zabrał wierzchowca.- Dobra robota na całej linii, Johnie.Zrobimy jeszcze z ciebie rycerza!- Dzięki za słowa uznania, sir Brianie - powiedział John Chester.- Nie może jednak być ci niewiadome, że pozostawiony sam sobie, byłbym doprawdy kiepskim dowódcą.To Theoluf i bardziej doświadczeni zbrojni utrzymywali oddział w ryzach i dopilnowali, żeby dotarł, gdzie trzeba.- Ale uczyłeś się, Johnie? Ha? - Brian szturchnął go w sposób bardziej brutalny, jak sądził Jim, niż przyjacielski, ale John Chester nie wydawał się niezadowolony.- To najważniejsze.Uczyłeś się.Ucz się tylko tak dalej, a sprawdzą się moje słowa.Rycerstwa nie nabywa się tylko na polu bitwy, choć i po temu będziesz miał swoją szansę, nim słońce dwa razy zajdzie, chyba że się grubo mylę!- Wejdźmy obaj, Jamesie - powiedział odwracając się do Jima - do środka i zobaczmy, jak Jego Wysokość zniósł oczekiwanie.Weszli razem między ruiny, gdy jednak doszli do wąskiego, zawalonego kamieniami przejścia, które kiedyś było boczną nawą, musieli iść jeden za drugim.Jim kroczył pierwszy.Na końcu nawy książę wymościł częścią swoich rzeczy powierzchnię kamiennego bloku, tak że siedział dość wygodnie.Aragh leżał przed nim.Zagłębieni byli w rozmowie.Jim zdziwił się, gdyż mówił głównie wilk, cichym, równym, warczącym głosem.Przerwał, gdy podeszli, i obaj z księciem popatrzyli na nich.- Sir wilk jest bardzo mądry - odezwał się Edward.- Byłby dobrym nauczycielem.Wiele się od niego dowiedziałem.Aragh otworzył pysk w cichym uśmiechu.- Od „zuchwałego” do „dobrego”, a teraz do „mądrego” - skomentował.- Zyskuję na wartości w oczach tego młodego człowieka.- Doprawdy, wiele się muszę nauczyć - powiedział poważnie książę.- A będąc jeszcze młodym, często lekceważę złoto mądrości, gdy rozsypane jest przede mną na ziemi.Przynajmniej nie czynię tego w obecnej chwili.Kiedy zostanę królem, będę miał niemałe obowiązki.Wtedy wiedza i mądrość będą mi niezbędne.Gdyż zważcie, szlachetni panowie, to jest nowa epoka i nowe czasy nadchodzą z moim pokoleniem.- Mało mnie to ucieszy, jeśli tak się stanie - warknął wilk.- Jestem całkowicie za starymi zwyczajami i przeciw zmianom w kraju, jakim go znam.Ale chętnie rozmawiam z każdym, kto chce słuchać.- A ja słucham ochoczo - odrzekł Edward.- To dla mnie nowa rzecz słuchać kogoś, kto ani się mnie nie boi, ani nawet niespecjalnie mnie poważa.Kogoś, dla kogo nawet człowiek mojej krwi jest w niektórych sprawach kimś pomniejszym.- Wszyscy możemy uczyć się od innych w tym czy innym czasie, Wasza Wysokość - powiedział Jim.- Obeszliśmy angielskie oddziały i znaleźliśmy naszych ludzi.Nadchodzą po dwóch, trzech, i wkrótce będziemy tu mieć trzydziestu czy pięćdziesięciu zacnych zbrojnych oraz takich łuczników, jakich Dafydd będzie mógł znaleźć i sprowadzić nam do pomocy.- To dość szczupłe siły - stwierdził książę - lecz nie domagałem się żadnej obrony, nawet małej.- Wybaczcie mi, Wasza Wysokość - odrzekł Jim - ale nie bezpośrednio o waszej obronie myślałem zbierając ludzi.Niektórych zostawię przy was w tym celu, ale są inne rzeczy do zrobienia.Mam nadzieję użyć ich, by dosięgnąć fałszywego księcia i w końcu postawić go twarzą w twarz z wami.- Niech Bóg ześle tę chwilę! - powiedział Edward.Oczy mu zabłysły, a palce zaczęły bawić się rękojeścią miecza.Powrócił Giles i zebrali się już wszyscy oprócz sir Raoula, Dafydda i tych, których łucznik zdołał być może odnaleźć.Po chwili nadjechał sir Raoul.Jim, Brian, książę i Aragh wyszli na zewnątrz, na rozkaz Briana dołączył do nich John Chester.Francuski rycerz podjechał i zsiadł z konia z bladym uśmiechem.- Widzę, że odnaleźliście swych ludzi - zauważył, gdy jeden ze zbrojnych wziął jego konia na znak dany palcami przez Theolufa i odprowadził za kaplicę, by dołączyć go do pozostałych wierzchowców.- Cóż, mnie także się powiodło, jeśli chodzi o informację.Planowane jest zawieszenie broni i układy.Francuzi i Anglicy dyskutować będą nad warunkami, jakie zaoferował im dobry król Jean.- Nic nie słyszałem o rozejmie po angielskiej stronie - powiedział John Chester.Wątpliwe było, czy odezwałby się tak nonszalancko do Briana czy któregokolwiek z pozostałych angielskich rycerzy, ale fakt, iż sir Raoul był Francuzem, dał mu najwyraźniej poczucie, że dysponuje pewną swobodą.- Być może wy, Anglicy, nie mówicie między sobą tak dużo jak Francuzi.- Raoul zbył jego uwagę ruchem ręki, nawet nie patrząc na Johna Chestera.- Do jutra żadnej bitwy nie będzie.Wykorzystają noc na rozmowy i wysyłanie tam i z powrotem posłów, gdyż pora jest już zbyt późna, żeby ustawić wojska w szyku i rozpocząć bitwę, która teraz zaczęta, musiałaby się skończyć w ciemnościach i zamęcie.- Więc jutro? - spytał Brian.Uśmiech znikł z twarzy Francuza.- Spodziewałbym się bitwy wkrótce po świcie - powiedział.- Gdyż król Jean i ci, co przy nim stoją, nie odstąpią od swych warunków, a z pewnością diuk Cumberland, który dowodzi angielską stroną, jest uparty jak osioł i nie wycofuje się nigdy.- Czy wiesz, w jakiej linii walczył będzie król i jego straż przyboczna? - spytał Jim.Sir Raoul spojrzał na niego.- Wiem, że obarczyłeś mnie zadaniem znalezienia odpowiedzi zwłaszcza na to pytanie - odrzekł
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|