[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Ja tylko słuchałem.Chciałem się wtrącić i opowiedzieć im o rozmowie z Tally, zwłaszcza o tym, że Spruillowie potrzebują pieniędzy.Moim zdaniem wcale by nie wyjechali, ale z rozkoszą pozbyłbym się Hanka.Lecz podczas tych gorących rodzinnych sporów nie wolno mi było wygłaszać własnych opinii.Dlatego pogryzałem grzankę i chłonąłem każde słowo.- A co ze Stickiem? - spytała babcia.- A co ma być? - warknął Dziadzio.- Miałeś go zawiadomić, kiedy Hank przestanie nam być potrzebny.Dziadek odgryzł kawałek szynki i popadł w zadumę.Babcia myślała dużo rozsądniej, no ale w przeciwieństwie do niego nie kipiała gniewem.Wypiła łyk kawy i dodała:- Moim zdaniem trzeba powiedzieć panu Spruillowi, że Stick chce aresztować Hanka.Niech chłopak wymknie się nocą, i już.Niech sobie stąd pójdzie, to najważniejsze, a Spruillowie będą nam wdzięczni, że ich uprzedziliśmy.Jej plan był bardzo sensowny.Mama uśmiechnęła się leciutko.I znowu kobiety przeanalizowały sytuację szybciej niż mężczyźni.Dziadzio nie odrzekł ani słowa.Tata szybko skończył jeść i wyszedł na dwór.Słońce nie wyjrzało jeszcze zza drzew, a dzień był już pełen wydarzeń.- Luke, jedziemy do miasta - rzucił po lunchu Dziadzio.- Przyczepa jest pełna.Przyczepa nie była pełna, poza tym nigdy dotąd nie wieźliśmy jej do miasta w środku dnia.Ale nie zamierzałem protestować.Coś się kroiło.Na parkingu przed odziarniarnią stały tylko cztery przyczepy.W porze zbiorów było ich co najmniej dziesięć, no ale zawsze przyjeżdżaliśmy po kolacji, kiedy do miasta ściągał tłum farmerów.- Południe to dobra pora - powiedział Dziadzio.Zostawił kluczyki w stacyjce i kiedy wysiadaliśmy, dodał:- Muszę wpaść do spółdzielni.Chodźmy na Main Street.- Jasne, chętnie.Black Oak miało trzystu mieszkańców i dosłownie wszyscy mieszkali pięć minut marszu od Main Street.Często myślałem, jak cudownie byłoby postawić sobie mały, piękny domek przy cienistej uliczce o rzut kamieniem od sklepu Pearl i od kina, i już nigdy więcej nie oglądać bawełnianych krzewów.W połowie ulicy nagle skręciliśmy.- Pearl chce cię widzieć - powiedział dziadek, wskazując dom Watsonów.Nigdy u nich nie byłem, nigdy nie miałem powodu, żeby tam wchodzić, ale często widywałem ten dom z ulicy.Należał do nielicznych zbudowanych z cegły.- Co takiego? - spytałem kompletnie zaskoczony.Dziadzio nie odpowiedział, więc po prostu poszedłem za nim.Pearl czekała w drzwiach.Wszedłem do środka, poczułem silny, aromatyczny zapach piekących się ciasteczek, ale byłem zbyt skołowany, żeby pomyśleć, że chcą mnie czymś poczęstować.Poklepała mnie po głowie i puściła oko do dziadka.Pop stał w kącie pokoju, pochylony tyłem do nas.- Chodź tu, Luke - rzucił, nie odwracając głowy.Słyszałem, że mają telewizor.Pierwszy telewizor w naszym hrabstwie kupił pan Harvey Gleeson, właściciel banku, ale pan Gleeson był samotnikiem i jak dotąd nikt tego nie potwierdził.Kilku znajomych baptystów miało krewnych w Jonesboro, ci zaś mieli telewizory i kiedy znajomi od nich wracali, długo rozwodzili się z zachwytem nad tym cudownym wynalazkiem.Dewayne widział telewizor w oknie wystawowym sklepu w Blytheville i potem przez kilka tygodni chlubił się tym w szkole.- Usiądź tutaj - powiedział Pop, wskazując mi miejsce na podłodze i nie przestając kręcić gałkami.- Puchar świata.Trzeci mecz.Dodgersi u Jankesów.Zamarło mi serce, rozdziawiłem usta.Dosłownie mnie sparaliżowało.Niecały metr dalej zobaczyłem mały ekran, na którym tańczyły krzywe linie i pasy.Ekran był wbudowany w drewnianą skrzynkę z ciemnego drewna, a na skrzynce, pod rzędem pokręteł, widniał błyszczący napis: „Motorola”.Pop znowu przekręcił jedną z gałek i rozległ się skrzekliwy głos sprawozdawcy, który mówił, że piłka poszła po ziemi na pole wewnętrzne między drugą i trzecią bazą.Pop pokręcił dwiema gałkami naraz i.To był mecz baseballowy.Na żywo ze stadionu Jankesów, a my oglądaliśmy go tutaj, w Black Oak w stanie Arkansas!Ktoś przesunął za mną krzesło i Dziadzio też usiadł.Pearl nie interesowała się baseballem.Przez kilka minut krzątała się w kuchni, a potem przyniosła mi talerz kruchych ciasteczek i szklankę mleka.Wziąłem talerzyk i podziękowałem jej.Ciasteczka były gorące, prosto z pieca, i pysznie pachniały.Ale nie mogłem jeść, nie w takiej chwili.Dla Jankesów narzucał Ed Lopat, dla Dodgersów Wielebny Roe.W drużynie nowojorczyków grali Mickey Mantle, Yogi Berra, Phil Rizzuto, Hank Bauer i Billy Martin, a w drużynie Dogersów Pee Wee Reese, Duke Snider, Roy Campanella, Jackie Robinson i Gil Hodges.Wszyscy byli tu, ze mną, w saloniku Popa i Pearl, grając jednocześnie przed tłumem sześćdziesięciu tysięcy kibiców na stadionie Jankesów.Ten widok mnie zahipnotyzował, odebrał mi mowę
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|